7 listopada 2013

Rozdział 351

[ muzyka ]
         Czułam się całkowicie wypompowana. Bez jakichkolwiek emocji, strachu, uczuć… Jedyne, co zaszczepione zostało mi w sercu, to ciekawość pomieszana z niepokojem: co stało się ze Snape’em?
Po omacku wymacałam jego dłoń. Była sztywna i zimna, jak ręka trupa. Przeszył mnie lodowaty dreszcz przerażenia, który przywołał mój umysł z powrotem do ciała. Zdałam sobie sprawę z tego, że drżę z zimna… tak, było mi zimno. Utraciłam przecież tyle krwi… ale czy na próżno? Bałam się na niego spojrzeć, zmysły zaś miałam przytłumione, przez co nie mogłam ani wyczuć życia w jego ciele, ani usłyszeć szmeru płynów tętniących w organach. Ale przecież nie mogłam leżeć w tej zakurzonej, przepełnionej odorem stęchlizny komnatce, mając przed oczami kawałek drewnianej, brudnej podłogi. Dlatego odwróciłam powoli głowę, w tym samym czasie czując się tak, jakbym opuszczała ciało. Już raz doznałam takiego uczucia…
Snape leżał tam, gdzie upadł, jego pierś zaś unosiła się ciężko, on sam natomiast oczy miał zamknięte, czoło pokrywały krople potu. Bez wątpienia żył. Od razu poczułam się lepiej, jednak to uczucie stało się tak samo ulotne, jak ulga, która pojawiła się po zobaczeniu Czarnego Pana.
- Severusie…
Zareagował na moje słowa. Ja jednak nie byłam w stanie wykrztusić nic więcej, nie wiem, dlaczego. Może to przez emocje? A może to, co stało się później, po prostu związało mój język w supeł. Ostatnią rzeczą, którą ujrzałam, były zwrócone w moją stronę czarne oczy Mistrza Eliksirów wypełnione moją krwią i wolą życia. Później świadomość uleciała ze mnie, niczym duch, lecący wprost do nieba.

Otoczyła mnie bardzo gęsta, bezwonna i pozbawiona jakiejkolwiek temperatury mgła tak gęsta, że nie byłam w stanie przebić jej wzrokiem. Nie czułam swego własnego ciała, choć byłam przekonana, że wciąż je posiadam. Nie czułam zimna ani bólu. Zdawało mi się, że właśnie opuszczam ten świat, aby znaleźć się w lepszej czasoprzestrzeni, jednak nie myślałam wtedy o tym. Jasność ogarnęła mnie całą, ale nie przypominało to owego słynnego, ciepłego światełka w tunelu, prowadzącego do miejsca, które miało być tym lepszym, od początku życia wyczekiwanym. Raczej wyglądało to, jak bezchmurne, lecz idealnie białe niebo, a ja opadałam w dół, wpatrując się w nie z taką intensywnością, jakby od tego zależało moje życie…

Nie umarłam. Coś sprowadziło mnie gwałtownie na ziemię. I to dosłownie. Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że leżę na wznak na wilgotnej, przesiąkniętej zapachem rozkładających się liści i nocy ściółce w Zakazanym Lesie i wbijam wzrok w fioletowawe niebo. Mrok nocy powoli uciekał, ustępując miejsca nadchodzącemu powoli porankowi. Przez chwilę wydawało mi się, że wszystko boli mnie straszliwie, jednak w momencie, kiedy usiadłam, poczułam miłe rozluźnienie w całym ciele, które niestety szybko mijało. Czyli to, co widziałam, działo się tylko w mojej głowie… no tak, to przecież oczywiste. W prawdziwym życiu nie mogłabym zapomnieć tego, co przed chwilą się wydarzyło. Ogrom zdarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut zwalił się na mnie z całą swoją mocą i krzywdzącym bólem. Mój umysł nie potrafił pojąć zachowania Czarnego Pana. Zostawił mnie tam. Bez jakiegokolwiek zainteresowania. Zostawił mnie na pastwę losu ze zwłokami, jak przynajmniej on sądził, Snape’a, jego umiłowanego i najwierniejszego sługi. Momentalnie przeszyła mnie strzała przerażenia. Skoro dla przesławnego Berła Śmierci był w stanie poświęcić swego najlepszego Śmierciożercę, równie dobrze mógł pozbyć się w ten sam sposób mnie… Znów poczułam strach, tyle, że jeszcze bardziej bolesny i okrutny. Mógł to samo zrobić Barty’emu.
W tej chwili zaprzysięgłam sobie. Jeśli wszyscy przeżyjemy tę wojnę, bez względu na to, co uczyni teraz Severus Snape, nigdy nikomu nie objawię tego, co naprawdę stało się we Wrzeszczącej Chacie. Nigdy. Ale nie ze względu na Mistrza Eliksirów, Lorda Voldemorta czy pozostałych, bezimiennych popleczników mego pana, których prawdopodobnie już nigdy w życiu nie poznam. Tę sprawę musiałam zachować dla siebie ze względu na Bartemiusza. Czarnego Pana kochał bardziej, niż mnie… niż kogokolwiek na świecie. Pękłoby mu serce, gdyby poznał prawdę o tym, jaki naprawdę jest Riddle.

To była kropla, która przelała czarę goryczy tej nocy. Niepewność i samotność skumulowały się we mnie, dodając otuchy przerażeniu i rozpaczy, które od jakiegoś czasu na stałe zagościły w moim sercu. Napięcie związane z tym było nie do zniesienia. Przez kilka minut, które spędziłam bezczynnie siedząc w Zakazanym Lesie i drżąc od nadmiaru emocji, myślałam, że oszaleję. Sekundy zdawały się być całą wiecznością, podczas której nawiedzały mnie wspomnienia spędzonych w Hogwarcie lat.
Pamiętam, jak błąkałam się po tym lesie z Draconem… byłam wtedy taka młoda i taka naiwna… nigdy nie twierdziłam, że w obecnej sytuacji to się zmieniło. Znów dałam się nabrać Czarnemu Panu, wierząc, że mimo całego trawiącego go zła i grzechu, pozostała w nim ostatnia, maleńka cząstka człowieczeństwa.
Nawiedziło mnie wspomnienie Syriusza, dwukierunkowego lusterka… chyba coś wtedy śpiewałam… tak, z całą pewnością to robiłam. Muzyka była… jest dla mnie przecież całym życiem. Myśląc o tym, wytężyłam nagle słuch, jednak nie usłyszałam niczego. Bolesna, mdła, bezmyślna cisza kłuła mnie w uszy, przez które dostawała się głębiej, do duszy, gdzie zostawiała tylko i wyłącznie pustkę. Dźwięki ignorowały mnie. Odgłosy bitwy, dobiegające z zamku, jeszcze bardziej zostały przytłumione przez odległość. Jak wielu zginęło w tym czasie, kiedy ja przeżywałam kolejne w swoim życiu ciężkie, pełne bólu chwile? Pocieszyło mnie to, że inni w tej chwili są w o wiele gorszej sytuacji, niż ja…
I wtedy zwaliło się na mnie niebo.
Zadrżałam w środku z przerażenia o swoją rodzinę, a żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie. Przypomniała mi się Bes i jej słowa… Pomimo to jesteś dzielna… I masz bardzo odważne rodzeństwo! Wszyscy walczą, jestem z nich dumna… To była ostatnia kropla, która, zamiast przelać czarę, zamieniła się w łzy. Nie mogłam tego dłużej znieść. Ukryłam twarz w dłoniach skrytych za podciągniętymi pod brodę kolanami i zapłakałam gorzko, wylewając z siebie wszystkie żale i cały strach, niemniej jednak nie było w tym emocji. Pozostała tylko pustka. Przez chwilę pomyślałam, że może oddałam Snape’owi całą moją zdolność do bycia człowiekiem, ale nie. Nic się przecież nie zmieniło. Severusowi nie urosną kły. Nigdy nie stanie się wampirem. Nie dzięki krwi takiego wyrzutka, jak ja. Chyba…

Mój płacz niósł się echem po Zakazanym Lesie. Brzmiał, jak zawodzenie zagubionej zjawy, której nikt nie mógł usłyszeć. Wszyscy uciekli. W puszczy nie pozostał nikt. Nawet najmniejszej, najbardziej znudzone stworzonko. Byłam tu całkiem sama. Chciałam, aby znów przepełnił mnie ten rodzaj pustki, który pozwala zapomnieć o bliskich mi osobach. Jednak los, który z reguły jest dowcipny, a żarty te bawią tylko jego, postanowił zabawić się po raz kolejny moim kosztem. Nie wiem, czy był to efekt szoku, czy może samotności i przerażenia, ale poczułam na karku lodowaty oddech Śmierci. Ogarnął mnie zwyczajny, ludzki strach przed nieznanym. Nie chciałam umierać, lecz nie chciałam też, aby umierali ci, których kocham. Podświadomie wyciekał ze mnie jadowity egoizm, którego nie powstydziłaby się nawet sama szacowna profesor Umbridge.
Wszystko skończyło się w momencie, kiedy to usłyszałam.
- Walczyliście dzielnie. Ponieśliście także spore straty. Jeśli nadal będziecie stawiać opór, czeka was wszystkich śmierć. Bez wyjątku. Nie chcę tego, ale nie dajecie mi wyboru. Niemniej jednak okażę wam litość. Rozkażę moim oddziałom, aby wycofali się z Hogwartu na godzinę. Zaopiekujcie się rannymi, zbierzcie ciała swoich zmarłych i pochowajcie ich. Teraz zwracam się do ciebie, Harry Potterze. Zezwoliłeś, by przez ciebie zginęli twoi bliscy. To tylko i wyłącznie twoja wina. Ale dam ci ostatnią szansę. Będę czekał na ciebie w Zakazanym Lesie. Przez godzinę. Jeśli się nie zjawisz, bitwa rozpocznie się na nowo, a wtedy sam wkroczę do walki. Dopadnę cię, a później zabiję każdego, kto wejdzie mi w drogę. Masz godzinę.
Uniosłam głowę i pozwoliłam, by ostatnie łzy spłynęły mi po policzkach. Życie poza czasem się skończyło. Musiałam stawić czoła temu, co czekało na mnie w środku Zakazanego Lasu. Nie mogłam przez całą wieczność uciekać przed tym, co nieuniknione, mianowicie przed rozmową z wujem. Nie tylko ja bałam się tego spotkania. Gdzieś tam był też Harry Potter, który bił się z myślami, usiłując opanować strach. Czy będzie kolejną osobą, którą Śmierć zabierze do swego odwiecznego królestwa? Tak całkiem szczerze… nie było mi go wcale żal. To, jak się czuł, idąc na śmierć, jak skazaniec… to, jak czuli się jego bliscy, którzy słyszeli… Zaraz, zaraz. Przecież on nie ma bliskich. Jego rodzina nie żyje. Już nigdy nie spotka swojej matki i ojca, nigdy nie będzie miał rodzeństwa… Nie wiedział, jak czują się ci, którzy mogą w tej bitwie utracić wszystko, dzięki czemu był szczęśliwszy. Utrata własnego życia nigdy nie robi na ludziach silnych takiego wrażenia, jak utrata osoby, którą się kocha.

Podniosłam się na nogi, które były zaskakująco mocne. Nie miałam zielonego pojęcia, w którym miejscu w Zakazanym Lesie się znajduję, musiało to jednak być niedaleko jego skraju, ponieważ widziałam doskonale jaśniejące niebo i blednące gwiazdy, które pojawiły się nagle, jakby chciały zobaczyć, co zostało po wielkiej bitwie w Hogwarcie.
Niemniej jednak w lesie wciąż było ciemno. Udało mi się wyczarować wątły, blady płomyczek, który snuł się leniwie tuż przede mną, oświetlając mi drogę. Co chwilę potykałam się o walające się po ziemi gałęzie, wystające z niej grube korzenie drzew bądź wpadałam do niewielkich dołków wykopanych przed mieszkające tu magiczne stworzenia. Szłam przed siebie, tak, jak podpowiadało mi serce. Tym razem wydawało mi się, że czuję wyraźnie, w którą stronę mam się udać. Wystarczyło zamknąć oczy i kierować się tam, gdzie nogi poniosą…

W pewnym momencie przystanęłam. Usłyszałam wyraźne kroki dwóch osób, które nie robią sobie nic z tego, że ktoś może zlokalizować ich obecność. Ukryłam prowadzący mnie płomyczek w dłoniach, a mrok ogarnął mnie całą. Ujrzałam przechadzających się gdzieś w oddali pomiędzy drzewami dwóch Śmierciożerców. Nie byłam w stanie dostrzec twarzy, lecz rozpoznałam ich po głosach. Byli to Yaxley i chyba… tak, z całą pewnością tym drugim musiał być Dołohow. Nie słyszałam słów, ale domyśliłam się, że szukali po lesie Harry’ego Pottera. Moje zmysły po tym, co wydarzyło się we Wrzeszczącej Chacie, były całkowicie otępiałe. Nie potrafiłam wyczuć zapachu mężczyzn, nie mogłam rozszyfrować ich myśli… Błądziłam, niczym zwykły, marny śmiertelnik. Przez krótką chwilę poczułam niepokój, jednak uwolniło się od niego moje serce, kiedy Śmierciożercy zniknęli mi z oczu. Musiałam udać się do miejsca, gdzie Czarny Pan oczekiwał na Wybrańca, aby właśnie tam zakończyć jego żywot. Chciałam być świadkiem tego przełomu.
Spojrzałam w górę. Wciąż widziałam przebijające się przez korony drzew ciemne, lecz blednące już niebo. Nie myśląc zbyt wiele, wzbiłam się w powietrze, a wiatr złagodził gorączkę wywołaną przez nerwy. Starałam się szybować na tyle wysoko, aby móc dostrzec grupę Śmierciożerców zgromadzonych w jednym miejscu, lecz także na tyle szybko, aby nie widzieć zrujnowanego Hogwartu majaczącego w mroku blednącej nocy.
Nie musiałam długo czekać na moment, w którym ujrzę to, czego szukam. Dotarłam do miejsca, w którym drzewa rosły tak gęsto, że nie byłam w stanie dostrzec niczego, co znajdowało się pod ich koronami, nawet, gdyby ktoś rozpalił tam ognisko. Jednak Śmierciożercy wybrali zupełnie inną część lasu na miejsce spotkania ze swoim panem. Spostrzegłam swego rodzaju polanę widoczną z powietrza, gdzie zgromadzona była całkiem pokaźna grupka odzianych w czarne, zakurzone szaty mężczyzn i kobiet. Natychmiast podeszłam do lądowania, miałam jednak mieszane uczucia co do tego spotkania. Jak miałam się zachować? Podjąć rozmowę na temat Snape’a z wujem?
Wszyscy wpatrywali się w milczeniu, jak prostuję się z godnością i kieruję się w stronę Czarnego Pana. Jego oczy zalśniły w mroku niczym dwa wielkie, szkarłatne reflektory. Przepełniał go jad i złośliwość, którą zamierzał wycelować we mnie. Nie dałam mu się złamać. Wytrzymałam jego prowokujący wzrok.
- Mam nadzieję, że pogodziłaś się już z tym, co się wydarzyło – rzekł. Mówił wystarczająco cicho, aby żaden ze stojących w pobliżu Śmierciożerców go nie usłyszał, lecz także wystarczająco głośno, żebym nie miała problemu ze zrozumieniem jego słów.
Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie… i wtedy dojrzałam coś takiego w jego oczach… Byłam prawie pewna, że poznał prawdę. Jednak nie uczynił nic, co mogłoby jakoś mnie urazić, zasmucić… zignorował mój uczynek. To, co się wydarzyło, nie miało dla niego żadnego znaczenia. No tak. Przecież nadszedł moment, w którym wszystko miało pójść do przodu. Severus Snape, inny Śmierciożerca, czy nawet ja… to zeszło nagle na dalszy plan.
- To, co zrobiłaś, to już przeszłość – dodał, a ja uśmiechnęłam się zaskakująco szczerze i ironicznie.
- Uwielbiam cię – odparłam.

Lord Voldemort w pewnej chwili odwrócił się, a jego twarz nagle rozjaśniła się upiornym blaskiem. Znałam ten wyraz. Tak, to był ten moment. 

11 komentarzy:

  1. ~Blackie.
    9 listopada 2013 o 21:59

    W oczekiwaniu na rozdział tu informuję o rozdziale u mnie (który dodałam już wczoraj, ale ciiii).

    http://story-of-sayna-black.blogspot.com/2013/11/1-czasem-lepiej-jest-milczec.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 listopada 2013 o 22:01
      Już nie musisz długo czekać, jeszcze moment (ale ten krótszy) i będzie xD

      Usuń
    2. ~Blackie.
      11 listopada 2013 o 18:09

      No nie wiem, czy to był krótszy moment xD
      Nie napisałam komentarza od razu po przeczytaniu, bo miałam sjfjasjjksakfoak w głowie, ale w sumie nadal nie wiem, co mogę napisać (oprócz oczywiście „Świetne, awww, SNEEEEEJP”, ale tego nie napiszę).

      Więc Snape <3
      I świetne te takie wspomnienia Sophie.
      Świetna krótka rozmowa z Voldkiem *-*

      (Chyba mogłam nie komentować, ten komentarz nie ma sensu..)

      Usuń
    3. 11 listopada 2013 o 18:45
      Jest taki sdsakldaj;dlsa, ale to nic, to znaczy, że rozdział posłużył do tego, do czego miał xD

      Usuń
  2. ~ola
    11 listopada 2013 o 00:33

    Świetny rozdział!! Czekam na kolejny!! ;* Ciekawe jak to się potoczy…xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Ola
    11 listopada 2013 o 12:59

    Boże, ten rozdział jest wprost cudowny!!! <33 Przeczytałam go z dwa razy <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Ola
      11 listopada 2013 o 13:00

      Bez tego „z” przed „dwa razy” xD

      Usuń
    2. 11 listopada 2013 o 13:36
      No, już niedługo i po bitwie xD

      Usuń
  4. ~Evelyn
    11 listopada 2013 o 16:27

    Rzeczywiście niedługo już po bitwie, jestem ciekawa bardzo finału, jak to się wszystko potoczy :P

    OdpowiedzUsuń