Czułam się całkowicie wypompowana. Bez jakichkolwiek emocji, strachu, uczuć…
Jedyne, co zaszczepione zostało mi w sercu, to ciekawość pomieszana z
niepokojem: co
stało się ze Snape’em?
Po omacku wymacałam jego dłoń. Była sztywna i
zimna, jak ręka trupa. Przeszył mnie lodowaty dreszcz przerażenia, który przywołał
mój umysł z powrotem do ciała. Zdałam sobie sprawę z tego, że drżę z zimna…
tak, było mi zimno. Utraciłam przecież tyle krwi… ale czy na próżno? Bałam się
na niego spojrzeć, zmysły zaś miałam przytłumione, przez co nie mogłam ani
wyczuć życia w jego ciele, ani usłyszeć szmeru płynów tętniących w organach.
Ale przecież nie mogłam leżeć w tej zakurzonej, przepełnionej odorem stęchlizny
komnatce, mając przed oczami kawałek drewnianej, brudnej podłogi. Dlatego
odwróciłam powoli głowę, w tym samym czasie czując się tak, jakbym opuszczała
ciało. Już raz doznałam takiego uczucia…
Snape leżał tam, gdzie upadł, jego pierś zaś
unosiła się ciężko, on sam natomiast oczy miał zamknięte, czoło pokrywały
krople potu. Bez wątpienia żył. Od razu poczułam się lepiej, jednak to uczucie
stało się tak samo ulotne, jak ulga, która pojawiła się po zobaczeniu Czarnego
Pana.
- Severusie…
Zareagował na moje słowa. Ja jednak nie byłam w
stanie wykrztusić nic więcej, nie wiem, dlaczego. Może to przez emocje? A może
to, co stało się później, po prostu związało mój język w supeł. Ostatnią
rzeczą, którą ujrzałam, były zwrócone w moją stronę czarne oczy Mistrza
Eliksirów wypełnione moją krwią i wolą życia. Później świadomość uleciała ze
mnie, niczym duch, lecący wprost do nieba.
Otoczyła mnie bardzo gęsta, bezwonna i
pozbawiona jakiejkolwiek temperatury mgła tak gęsta, że nie byłam w stanie
przebić jej wzrokiem. Nie czułam swego własnego ciała, choć byłam przekonana,
że wciąż je posiadam. Nie czułam zimna ani bólu. Zdawało mi się, że właśnie
opuszczam ten świat, aby znaleźć się w lepszej czasoprzestrzeni, jednak nie
myślałam wtedy o tym. Jasność ogarnęła mnie całą, ale nie przypominało to owego
słynnego, ciepłego światełka w tunelu, prowadzącego do miejsca, które miało być
tym lepszym, od
początku życia wyczekiwanym. Raczej wyglądało to, jak bezchmurne, lecz idealnie
białe niebo, a ja opadałam w dół, wpatrując się w nie z taką intensywnością,
jakby od tego zależało moje życie…
Nie umarłam. Coś sprowadziło mnie gwałtownie na
ziemię. I to dosłownie. Kiedy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że leżę na wznak
na wilgotnej, przesiąkniętej zapachem rozkładających się liści i nocy ściółce w
Zakazanym Lesie i wbijam wzrok w fioletowawe niebo. Mrok nocy powoli uciekał,
ustępując miejsca nadchodzącemu powoli porankowi. Przez chwilę wydawało mi się,
że wszystko boli mnie straszliwie, jednak w momencie, kiedy usiadłam, poczułam
miłe rozluźnienie w całym ciele, które niestety szybko mijało. Czyli to, co
widziałam, działo się tylko w mojej głowie… no tak, to przecież oczywiste. W
prawdziwym życiu nie mogłabym zapomnieć tego, co przed chwilą się wydarzyło.
Ogrom zdarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut zwalił się na mnie z całą swoją
mocą i krzywdzącym bólem. Mój umysł nie potrafił pojąć zachowania Czarnego
Pana. Zostawił mnie tam. Bez jakiegokolwiek zainteresowania. Zostawił mnie na
pastwę losu ze zwłokami, jak przynajmniej on sądził, Snape’a, jego umiłowanego
i najwierniejszego sługi. Momentalnie przeszyła mnie strzała przerażenia. Skoro
dla przesławnego Berła Śmierci był w stanie poświęcić swego najlepszego
Śmierciożercę, równie dobrze mógł pozbyć się w ten sam sposób mnie… Znów
poczułam strach, tyle, że jeszcze bardziej bolesny i okrutny. Mógł to samo
zrobić Barty’emu.
W tej chwili zaprzysięgłam sobie. Jeśli wszyscy
przeżyjemy tę wojnę, bez względu na to, co uczyni teraz Severus Snape, nigdy
nikomu nie objawię tego, co naprawdę stało się we Wrzeszczącej Chacie. Nigdy.
Ale nie ze względu na Mistrza Eliksirów, Lorda Voldemorta czy pozostałych,
bezimiennych popleczników mego pana, których prawdopodobnie już nigdy w życiu
nie poznam. Tę sprawę musiałam zachować dla siebie ze względu na Bartemiusza.
Czarnego Pana kochał bardziej, niż mnie… niż kogokolwiek na świecie. Pękłoby mu
serce, gdyby poznał prawdę o tym, jaki naprawdę jest Riddle.
To była kropla, która przelała czarę goryczy
tej nocy. Niepewność i samotność skumulowały się we mnie, dodając otuchy
przerażeniu i rozpaczy, które od jakiegoś czasu na stałe zagościły w moim
sercu. Napięcie związane z tym było nie do zniesienia. Przez kilka minut, które
spędziłam bezczynnie siedząc w Zakazanym Lesie i drżąc od nadmiaru emocji,
myślałam, że oszaleję. Sekundy zdawały się być całą wiecznością, podczas której
nawiedzały mnie wspomnienia spędzonych w Hogwarcie lat.
Pamiętam, jak błąkałam się po tym lesie z
Draconem… byłam wtedy taka młoda i taka naiwna… nigdy
nie twierdziłam, że w obecnej sytuacji to się zmieniło. Znów dałam się nabrać
Czarnemu Panu, wierząc, że mimo całego trawiącego go zła i grzechu, pozostała w
nim ostatnia, maleńka cząstka człowieczeństwa.
Nawiedziło mnie wspomnienie Syriusza,
dwukierunkowego lusterka… chyba coś wtedy śpiewałam… tak, z całą pewnością to
robiłam. Muzyka była… jest dla mnie przecież całym życiem. Myśląc
o tym, wytężyłam nagle słuch, jednak nie usłyszałam niczego. Bolesna, mdła,
bezmyślna cisza kłuła mnie w uszy, przez które dostawała się głębiej, do duszy,
gdzie zostawiała tylko i wyłącznie pustkę. Dźwięki ignorowały mnie. Odgłosy
bitwy, dobiegające z zamku, jeszcze bardziej zostały przytłumione przez
odległość. Jak wielu zginęło w tym czasie, kiedy ja przeżywałam kolejne w swoim
życiu ciężkie, pełne bólu chwile? Pocieszyło mnie to, że inni w tej chwili są w
o wiele gorszej sytuacji, niż ja…
I wtedy zwaliło się na mnie niebo.
Zadrżałam w środku z przerażenia o swoją
rodzinę, a żołądek ścisnął mi się nieprzyjemnie. Przypomniała mi się Bes i jej
słowa… Pomimo
to jesteś dzielna… I masz bardzo odważne rodzeństwo! Wszyscy walczą, jestem z
nich dumna… To była
ostatnia kropla, która, zamiast przelać czarę, zamieniła się w łzy. Nie mogłam
tego dłużej znieść. Ukryłam twarz w dłoniach skrytych za podciągniętymi pod
brodę kolanami i zapłakałam gorzko, wylewając z siebie wszystkie żale i cały
strach, niemniej jednak nie było w tym emocji. Pozostała tylko pustka. Przez
chwilę pomyślałam, że może oddałam Snape’owi całą moją zdolność do bycia
człowiekiem, ale nie. Nic się przecież nie zmieniło. Severusowi nie urosną kły.
Nigdy nie stanie się wampirem. Nie dzięki krwi takiego wyrzutka, jak ja. Chyba…
Mój płacz niósł się echem po Zakazanym Lesie.
Brzmiał, jak zawodzenie zagubionej zjawy, której nikt nie mógł usłyszeć.
Wszyscy uciekli. W puszczy nie pozostał nikt. Nawet najmniejszej, najbardziej
znudzone stworzonko. Byłam tu całkiem sama. Chciałam, aby znów przepełnił mnie
ten rodzaj pustki, który pozwala zapomnieć o bliskich mi osobach. Jednak los,
który z reguły jest dowcipny, a żarty te bawią tylko jego, postanowił zabawić
się po raz kolejny moim kosztem. Nie wiem, czy był to efekt szoku, czy może
samotności i przerażenia, ale poczułam na karku lodowaty oddech Śmierci.
Ogarnął mnie zwyczajny, ludzki strach przed nieznanym. Nie chciałam umierać,
lecz nie chciałam też, aby umierali ci, których kocham. Podświadomie wyciekał
ze mnie jadowity egoizm, którego nie powstydziłaby się nawet sama szacowna
profesor Umbridge.
Wszystko skończyło się w momencie, kiedy to
usłyszałam.
- Walczyliście dzielnie. Ponieśliście także
spore straty. Jeśli nadal będziecie stawiać opór, czeka was wszystkich śmierć.
Bez wyjątku. Nie chcę tego, ale nie dajecie mi wyboru. Niemniej jednak okażę
wam litość. Rozkażę moim oddziałom, aby wycofali się z Hogwartu na godzinę.
Zaopiekujcie się rannymi, zbierzcie ciała swoich zmarłych i pochowajcie ich.
Teraz zwracam się do ciebie, Harry Potterze. Zezwoliłeś, by przez ciebie
zginęli twoi bliscy. To tylko i wyłącznie twoja wina. Ale dam ci ostatnią
szansę. Będę czekał na ciebie w Zakazanym Lesie. Przez godzinę. Jeśli się nie
zjawisz, bitwa rozpocznie się na nowo, a wtedy sam wkroczę do walki. Dopadnę
cię, a później zabiję każdego, kto wejdzie mi w drogę. Masz godzinę.
Uniosłam głowę i pozwoliłam, by ostatnie łzy
spłynęły mi po policzkach. Życie poza czasem się skończyło. Musiałam stawić
czoła temu, co czekało na mnie w środku Zakazanego Lasu. Nie mogłam przez całą
wieczność uciekać przed tym, co nieuniknione, mianowicie przed rozmową z wujem.
Nie tylko ja bałam się tego spotkania. Gdzieś tam był też Harry Potter, który
bił się z myślami, usiłując opanować strach. Czy będzie kolejną osobą, którą
Śmierć zabierze do swego odwiecznego królestwa? Tak całkiem szczerze… nie było
mi go wcale żal. To, jak się czuł, idąc na śmierć, jak skazaniec… to, jak czuli
się jego bliscy, którzy słyszeli… Zaraz, zaraz. Przecież on nie ma bliskich.
Jego rodzina nie żyje. Już nigdy nie spotka swojej matki i ojca, nigdy nie
będzie miał rodzeństwa… Nie wiedział, jak czują się ci, którzy mogą w tej
bitwie utracić wszystko, dzięki czemu był szczęśliwszy. Utrata własnego życia
nigdy nie robi na ludziach silnych takiego wrażenia, jak utrata osoby, którą
się kocha.
Podniosłam się na nogi, które były zaskakująco
mocne. Nie miałam zielonego pojęcia, w którym miejscu w Zakazanym Lesie się
znajduję, musiało to jednak być niedaleko jego skraju, ponieważ widziałam
doskonale jaśniejące niebo i blednące gwiazdy, które pojawiły się nagle, jakby
chciały zobaczyć, co zostało po wielkiej bitwie w Hogwarcie.
Niemniej jednak w lesie wciąż było ciemno.
Udało mi się wyczarować wątły, blady płomyczek, który snuł się leniwie tuż
przede mną, oświetlając mi drogę. Co chwilę potykałam się o walające się po
ziemi gałęzie, wystające z niej grube korzenie drzew bądź wpadałam do
niewielkich dołków wykopanych przed mieszkające tu magiczne stworzenia. Szłam
przed siebie, tak, jak podpowiadało mi serce. Tym razem wydawało mi się, że
czuję wyraźnie, w którą stronę mam się udać. Wystarczyło zamknąć oczy i
kierować się tam, gdzie nogi poniosą…
W pewnym momencie przystanęłam. Usłyszałam
wyraźne kroki dwóch osób, które nie robią sobie nic z tego, że ktoś może
zlokalizować ich obecność. Ukryłam prowadzący mnie płomyczek w dłoniach, a mrok
ogarnął mnie całą. Ujrzałam przechadzających się gdzieś w oddali pomiędzy
drzewami dwóch Śmierciożerców. Nie byłam w stanie dostrzec twarzy, lecz
rozpoznałam ich po głosach. Byli to Yaxley i chyba… tak, z całą pewnością tym
drugim musiał być Dołohow. Nie słyszałam słów, ale domyśliłam się, że szukali
po lesie Harry’ego Pottera. Moje zmysły po tym, co wydarzyło się we
Wrzeszczącej Chacie, były całkowicie otępiałe. Nie potrafiłam wyczuć zapachu
mężczyzn, nie mogłam rozszyfrować ich myśli… Błądziłam, niczym zwykły, marny
śmiertelnik. Przez krótką chwilę poczułam niepokój, jednak uwolniło się od
niego moje serce, kiedy Śmierciożercy zniknęli mi z oczu. Musiałam udać się do
miejsca, gdzie Czarny Pan oczekiwał na Wybrańca, aby właśnie tam zakończyć jego
żywot. Chciałam być świadkiem tego przełomu.
Spojrzałam w górę. Wciąż widziałam przebijające
się przez korony drzew ciemne, lecz blednące już niebo. Nie myśląc zbyt wiele,
wzbiłam się w powietrze, a wiatr złagodził gorączkę wywołaną przez nerwy.
Starałam się szybować na tyle wysoko, aby móc dostrzec grupę Śmierciożerców
zgromadzonych w jednym miejscu, lecz także na tyle szybko, aby nie widzieć
zrujnowanego Hogwartu majaczącego w mroku blednącej nocy.
Nie musiałam długo czekać na moment, w którym
ujrzę to, czego szukam. Dotarłam do miejsca, w którym drzewa rosły tak gęsto,
że nie byłam w stanie dostrzec niczego, co znajdowało się pod ich koronami,
nawet, gdyby ktoś rozpalił tam ognisko. Jednak Śmierciożercy wybrali zupełnie
inną część lasu na miejsce spotkania ze swoim panem. Spostrzegłam swego rodzaju
polanę widoczną z powietrza, gdzie zgromadzona była całkiem pokaźna grupka
odzianych w czarne, zakurzone szaty mężczyzn i kobiet. Natychmiast podeszłam do
lądowania, miałam jednak mieszane uczucia co do tego spotkania. Jak miałam się
zachować? Podjąć rozmowę na temat Snape’a z wujem?
Wszyscy wpatrywali się w milczeniu, jak
prostuję się z godnością i kieruję się w stronę Czarnego Pana. Jego oczy
zalśniły w mroku niczym dwa wielkie, szkarłatne reflektory. Przepełniał go jad
i złośliwość, którą zamierzał wycelować we mnie. Nie dałam mu się złamać.
Wytrzymałam jego prowokujący wzrok.
- Mam nadzieję, że pogodziłaś się już z tym, co
się wydarzyło – rzekł. Mówił wystarczająco cicho, aby żaden ze stojących w
pobliżu Śmierciożerców go nie usłyszał, lecz także wystarczająco głośno, żebym
nie miała problemu ze zrozumieniem jego słów.
Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie… i wtedy
dojrzałam coś takiego w jego oczach… Byłam prawie pewna, że poznał prawdę.
Jednak nie uczynił nic, co mogłoby jakoś mnie urazić, zasmucić… zignorował mój
uczynek. To, co się wydarzyło, nie miało dla niego żadnego znaczenia. No tak.
Przecież nadszedł moment, w którym wszystko miało pójść do przodu. Severus
Snape, inny Śmierciożerca, czy nawet ja… to zeszło nagle na dalszy plan.
- To, co zrobiłaś, to już przeszłość – dodał, a
ja uśmiechnęłam się zaskakująco szczerze i ironicznie.
- Uwielbiam cię – odparłam.
Lord Voldemort w pewnej chwili odwrócił się, a
jego twarz nagle rozjaśniła się upiornym blaskiem. Znałam ten wyraz. Tak, to
był ten moment.
~Blackie.
OdpowiedzUsuń9 listopada 2013 o 21:59
W oczekiwaniu na rozdział tu informuję o rozdziale u mnie (który dodałam już wczoraj, ale ciiii).
http://story-of-sayna-black.blogspot.com/2013/11/1-czasem-lepiej-jest-milczec.html
9 listopada 2013 o 22:01
UsuńJuż nie musisz długo czekać, jeszcze moment (ale ten krótszy) i będzie xD
~Blackie.
Usuń11 listopada 2013 o 18:09
No nie wiem, czy to był krótszy moment xD
Nie napisałam komentarza od razu po przeczytaniu, bo miałam sjfjasjjksakfoak w głowie, ale w sumie nadal nie wiem, co mogę napisać (oprócz oczywiście „Świetne, awww, SNEEEEEJP”, ale tego nie napiszę).
Więc Snape <3
I świetne te takie wspomnienia Sophie.
Świetna krótka rozmowa z Voldkiem *-*
(Chyba mogłam nie komentować, ten komentarz nie ma sensu..)
11 listopada 2013 o 18:45
UsuńJest taki sdsakldaj;dlsa, ale to nic, to znaczy, że rozdział posłużył do tego, do czego miał xD
~ola
OdpowiedzUsuń11 listopada 2013 o 00:33
Świetny rozdział!! Czekam na kolejny!! ;* Ciekawe jak to się potoczy…xD
11 listopada 2013 o 01:22
UsuńMiło mi :*
~Ola
OdpowiedzUsuń11 listopada 2013 o 12:59
Boże, ten rozdział jest wprost cudowny!!! <33 Przeczytałam go z dwa razy <33
~Ola
Usuń11 listopada 2013 o 13:00
Bez tego „z” przed „dwa razy” xD
11 listopada 2013 o 13:36
UsuńNo, już niedługo i po bitwie xD
~Evelyn
OdpowiedzUsuń11 listopada 2013 o 16:27
Rzeczywiście niedługo już po bitwie, jestem ciekawa bardzo finału, jak to się wszystko potoczy :P
11 listopada 2013 o 16:55
UsuńA finał najlepszy! xD