28 maja 2013

Rozdział 331

         Wizyta Armanda bardzo mi pomogła. Byłam o niebo spokojniejsza, bardziej wyrozumiała, a przede wszystkim wyglądałam lepiej. Barty też to zauważył. Co prawda walentynki wypadały w tym roku we wtorek, Crouch zaproponował mi wyjście do Hogsmeade w najbliższą sobotę. Cieszyłam się na tę wycieczkę, nareszcie mogłam poczuć się jak zwyczajna dziewczyna.
- Nie mogę się doczekać kolejnego zadania – powiedziałam, kiedy szliśmy błotnistą ścieżką w stronę wioski. – Pojedziesz ze mną?
- Chciałbym, ale znasz Snape’a. Bardzo mu się podoba na stanowisku dyrektora – odparł. Przez całą drogę ściskał moją dłoń, a ja wchłaniałam jego ciepło i czułość, jakby była najpiękniejszą wonią. Natomiast Barty, całkowicie nieświadomy tego, ciągnął dalej: - Podoba mu się wydawanie poleceń.
- Jak każdemu. Ale musi znać swoje miejsce. To dzięki tobie Czarny Pan powrócił – wpadłam mu w słowo i uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych dni. – Pamiętasz moją wizytę w domu twojego ojca?
Crouch zarumienił się lekko, ale widziałam, że z przyjemnością wspomina tamto wydarzenie. Przez chwilę milczeliśmy oboje, ciesząc się swoją obecnością. Ostatnio brakowało mi takich banalnych, acz miłych chwil. Zazdrościłam Sapphire, że mogła spotykać się z Draconem codziennie, jadać rano śniadania, rozmawiać… Mieli dużo problemów, to było widać gołym okiem. Ale z pewnością kochali się na swój przedziwny sposób. Sapphire była aż do przesady zaangażowana w związek, Draco zaś potrzebował się wyszaleć, pobyć z przyjaciółmi. Był jeszcze taki niedojrzały, potrzebował szaleństwa, wodził wzrokiem za zgrabnymi dziewczętami, a Sapphire zapewne planowała już w głowie ślub i wspólne życie, przez co także stawała się infantylna. Myślała, że to, co działo się w naszym magicznym świecie jej nie dotyczyło.
         Dotarliśmy do Hogsmeade. Natychmiast zrobiło się nienaturalnie zimno, jednak odpowiedź wyjaśniająca to była prosta: dementorzy. Mimo że był środek dnia, słońce chyliło się już lekko ku zachodowi, a ogromne, przerażające potwory unosiły się tuż nad ziemią, roztaczając po całej wiosce rozpacz i przygnębienie. Ludzie nie śmiali zapuszczać się w mniejsze uliczki, które właśnie były przez nich patrolowane, starali się trzymać rynku lub głównych dróg. Ze strony dementorów nic nam nie groziło, ale przebywanie w ich obecności nie należało do najprzyjemniejszych, dlatego czym prędzej weszliśmy do Trzech Mioteł. Obecnie przebywało tu bardzo mało osób. Od czasu do czasu zatrzymywali się tu przejezdni, którzy mieli w wiosce coś do załatwienia, po czym jak najszybciej opuszczali tę jaskinię lwa. Hogsmeade było teraz jednym z najniebezpieczniejszych miejsc.
Wybraliśmy mały, dwuosobowy stolik w kącie i zamówiliśmy dwie kawy. W środku było jeszcze bardziej ponuro niż na zewnątrz. Zawsze panowała tu atmosfera miłego poruszenia i rozluźnienia, pachniało kremowym piwem, a pub wypełniały śmiechy oraz beztroskie rozmowy. W kominku buzował ogień, pochłaniając dorzucane przez madame Rosmertę małe bierwiona. Teraz zaś po kątach kryli się znękani życiem magowie i wiedźmy, pijąc szybko to, co zamówili, piękna niegdyś właścicielka Trzech Mioteł bardzo schudła i postarzała się zapewne ze stresu, który spowodowany był niemal całodobową obecnością Śmierciożerców. I, mimo że pub nie różnił się wyglądem od tego, jaki był jeszcze rok temu, atmosfera zmieniła się nie do poznania.
- Bywałem tutaj z Regulusem, zamawialiśmy mnóstwo butelek ognistej whisky i upijaliśmy się, oczywiście Black do granic wytrzymałości, ja starałem się zachować zdrowy rozsądek… przynajmniej jako taki – odezwał się, a na jego twarzy pojawił się cień pogodnego uśmiechu, kiedy wspominał dawne czasy. Bardzo lubiłam, kiedy opowiadał o swoich szkolnych latach, jednak Barty robił to bardzo rzadko.
- I madame Rosmerta zezwalała na to?
- Nie pochwalała tego, ale to był dla niej spory zysk, ognista whisky zawsze miała swoją cenę – odparł.
Nadeszła właścicielka pubu, niosąc dwie parujące kawy w dużych, granatowych filiżankach. Wyglądała na znękaną życiem kobietę, pod oczami miała cienie, policzki miała zapadnięte. Bez słowa postawiła filiżanki na stoliku, po czym odeszła bez słowa. Przez chwilę zrobiło mi się jej szkoda, straciła przecież wszystko. Ale tłumaczyłam to sobie, że to tylko taki stan przejściowy, dopóki wszystko się nie ustabilizuje, Czarny Pan chciał dobrze. Jemu także zależało na szczęśliwym, zdrowym społeczeństwie, tyle, że pozbawionym szlam i mugoli.
Ja i Barty mieliśmy całe mnóstwo tematów, na które mogliśmy rozmawiać, ale każde z nas miało tajemnice i sprawy, w które nawzajem się nie wtrącaliśmy. Nasz związek przeszedł bardzo wiele, dlatego zaufanie, nawet po tym, co się stało, było najważniejsze. W Trzech Miotłach panowała nie tylko przytłaczająca, ponura atmosfera, ale także milczenie, które aż piekło w uszy. Madame Rosmerta od czasu do czasu przeszła się po sali, aby dolać kremowego piwa swym zlęknionym gościom lub zebrać puste kufle i filiżanki. Dlatego siedzieliśmy z przytulonymi do siebie głowami i rozmawialiśmy przyciszonymi głosami na takie tematy, na które mogli rozmawiać tylko Śmierciożercy. Przez chwilę naśmiewaliśmy się ze Snape’a, zastanawialiśmy się, dlaczego Czarny Pan tak naprawdę zmienił kwaterę główną… Ani razu nie wspomniałam o nieśmiertelności lub o jego przemianie, choć bardzo chciałam, a temat ten cisnął mi się na usta od momentu, kiedy madame Rosmerta postawiła przed nami kawę na stoliku. 
         Zrobiło się już ciemno, kiedy Barty podszedł do drewnianej lady, aby zapłacić za kawę. Gdy wrócił, pociągnął mnie za rękę, abym mogła wstać.
- Chcesz wracać do zamku? – zapytał. – Jutro i tak jest niedziela.
- To gdzie pójdziemy?
Ale na to pytanie Crouch już mi nie odpowiedział, tylko pokazał mi mały, ale ładny, żelazny klucz z drewnianą plakietką, na której widniała wyblakła piątka. Wynajęcie pokoju na jedną noc było bardzo dobrym pomysłem – tego właśnie potrzebowałam. Nie było to wiele, jestem pewna, że komnaty w Trzech Miotłach nie były zbyt luksusowe, posiłki królewskie, a w całym pubie i hoteliku na piętrze panowała paskudna atmosfera, ale znaczyło to wszystko dla mnie więcej niż gdyby Barty wynajął dla nas ogromny, bajecznie drogi apartament w uroczej krainie.
Udaliśmy się na górę. Pokój numer pięć znajdował się na pierwszym piętrze, tuż nad pubem, jednak z tego, co udało mi się dostrzec, na górze znajdowało się jeszcze kilka pomieszczeń oraz mieszkanko, w którym nocowała madame Rosmerta. Korytarzyk był wąski, podłogę wyłożono jakiś czas temu granatową wykładziną, która nieco wypłowiała i wydeptana została przez setki stóp przechadzających się po niej. Po lewej stronie znajdowało się pół tuzina drzwi prowadzących pokojów, które teraz – mogłam tylko przypuszczać – stały puste od wielu, bardzo wielu dni. Barty wsunął klucz do zamka i przekręcił.
Pomieszczenie było małe, aczkolwiek całkiem gustownie urządzone. Ściany pokryte były ładną, ciemną tapetą, dwuosobowe łóżko zajmowało prawie cały pokój, a w kącie stała kulawa szafa i niski fotel. Wszystko musiało być swego czasu bardzo piękne i bogato zdobione, teraz jednak złote nitki, którymi wyszywana była kapa na łożu wyblakły, zasłony dołem były postrzępione i pogryzione, natomiast w parapecie z całą pewnością zalęgły się korniki. Bartemiusz zamknął drzwi na klucz, a ja w tym czasie opadłam na zaskakująco miękkie i pachnące poduszki. Przez tyle lat bywałam w tym pubie, a nigdy nie przeszło mi przez myśl, że, mając taki wspaniały zamek za szkołę, będę nocować w jednym z pokojów nad salą.

*

         Jakąś godzinę po wszystkim, kiedy leżałam w ciemnościach i rozmyślałam, zdałam sobie sprawę, że dziś nie zasnę tak szybko. Wstałam bezszelestnie i spoczęłam na niskiej pufce przy parapecie.
Siedziałam tak przez kilka minut i wpatrywałam się w dal. Dostaliśmy pokój, przez okno którego widać było okrągły, zamglony teraz ryneczek z fontanną oraz domy. Na granatowym niebie pełnym majestatu i chłodu widniał srebrny księżyc, lecz jego blask nie potrafił rozproszyć nienaturalnego mroku roztaczanego przez dementorów. Za dnia było ich zaledwie kilku w całym Hogsmeade i patrolowali obrzeża wioski, natomiast po rozpoczęciu godziny policyjnej ich liczba wzrosła co najmniej dziesięciokrotnie. Nie widziałam za to Śmierciożerców, którzy również mieli tu warty; musieli ulokować się w jednym z pubów – nie oszukujmy się, nikt nie jest do przesady sumienny, a zwłaszcza Śmierciożercy.
Byłam teraz bardzo szczęśliwa, lecz na bardzo dziwny, spokojny sposób. Mogłabym tu spędzić wieczność – gwieździsta, chłodna noc, mroczny, ładny pokoik nad Trzema Miotłami, cisza i Barty śpiący niedaleko mnie w łóżku. Oparłam policzek o drewnianą framugę okna, a do mojej głowy wpadł pewien pomysł. I był on genialny.
Claudia!
To ona mogła być na fotografii Slughorna! Oczywiście – teraz ukazywała mi się jako dziewczynka z maleńkimi, uroczymi usteczkami i złotymi lokami, ale w tym dziecięcym… „ciałku” ewidentnie krył się umysł dojrzałej kobiety. Co takiego uczyniła za życia, że po śmierci musiała tkwić w tej straszliwej powłoce?
Czy ty zawsze musisz myśleć o mnie w takich sytuacjach?
Ten pełen ironii szept poznałabym zawsze i wszędzie.
- A ty zawsze pojawiasz się wtedy, gdy o tobie myślę i koło się zamyka – stwierdziłam.
Zajmowała wysiedziany nieco, lecz nadal elegancki fotel pokryty szmaragdowym, grubym brokatem. Jaśniała nieco w mroku, lecz nie przypominała typowego ducha. Jej nieprzyzwoicie wydekoltowana sukienka z błyszczącego adamaszku aż się cała mieniła od krzykliwego szafiru i cekinów, buzia zaś świeciła swoim własnym światłem. Jej zachwycające kreacje zawsze mnie intrygowały i ciekawiły. Nie była przecież materialna i nie mogła się stroić. To znaczy… tak mi się wydawało, nigdy nie odważyłam się jej dotknąć.
- To straszne, że znasz moje myśli – dodałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie potrafiłabym jej okłamać.
Dziewczyno, ja jestem twoimi myślami, a ty wciąż obdarzasz mnie własną osobowością – ten cynizm w jej delikatnym głosiku był nie do zniesienia.
- Nie sądzę, ja raczej nie jestem aż tak wredna.
Mylisz podstawowe pojęcia. Ja wcale nie jestem wredna, raczej sarkastyczna i… może nieco zbyt bezpośrednia. Doceń to, bo ja nigdy cię nie okłamię – odparła, a ja musiałam się z nią zgodzić. Była tajemnicza, ale jeszcze nigdy mnie nie oszukała, jak większość osób, którym zresztą ufam po dziś dzień.
- Pomyślałam sobie…
Wiem – przerwała mi łagodnie. – Ale to chyba jeszcze nie czas na tę wiedzę.

- Jak to? Przecież sama znalazłam zdjęcia, rozmawiałam ze Slughornem…!
To nic nie znaczy.
Wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się słodko, a sekundę później zniknęła. W pokoju znów zapanował zwyczajny mrok. Nie ukrywam, zirytowała mnie i to poważnie, ale na chwilę obecną nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam jej zmusić to przebywania tutaj. Dlatego wróciłam do łóżka i przytuliłam się do pogrążonego we śnie Barty’ego. Jego nagie plecy, choć nieco chłodne, pulsowały życiem, kiedy oparłam o nie policzek. Zamknęłam oczy, aby jakoś zmusić się do snu, jednak wciąż rozmyślałam nad tym: skoro Claudia była ową tajemniczą towarzyszką Riddle’a, co się z nią stało i dlaczego nawiedza mnie jej odbicie?

~*~


Podzieliłam ten rozdział na dwa krótsze z dwóch powodów: po pierwsze pod koniec zaczynam kompletnie nowy wątek i chciałabym poświęcić mu trochę uwagi, a po drugie muszę się jeszcze spakować, bo jutro jadę do Warszawy. Będziecie oglądać za tydzień Top Model? Frozenka na żywo w TVN, hue hue hue xD A dedykacja dla Lily_Riddle, słyszałam, że Ania Cię ubiegła i zrobiła listę na quidditchu ;> Z radością mogę wkleić ten obrazek xD

6 komentarzy:

  1. ~Patrycja
    29 maja 2013 o 21:29

    I w końcu Claudia! Robi się coraz ciekawiej, jednak nie chcę poznawać jeszcze tej tajemnicy, bo to zepsułoby cały smaczek twojego opowiadania. Stopniowo wszystko idzie, Claudii nie było całe wieki, muszę przyznać.
    Rozdział jak zwykle cudowny, jesteś obdarzona niezwykłym talentem pisarskim :) Oczywiście będę cię oglądała za tydzień Top Model, no bo jakże inaczej :P
    Serdecznie pozdrawiam,
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 29 maja 2013 o 21:34
      No, faktycznie, tajemnicy tak szybko nie poznacie, a nawet jeśli już, to nie przedstawię tego tak wprost xD

      Usuń
  2. ~YuukieChan
    30 maja 2013 o 12:01

    Rozdział ciekawy, ta Claudia to mnie intryguje nieraz bardziej od Armanda, ale dzięki temu jest ciekawie :)
    Pozdrawiam YuukieChan :)
    PS Czy aby to nie ta Claudia z Wywiadu z wampirem ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 czerwca 2013 o 19:07
      Nie, to nie tak. Tzn. imię i zdjęcie w bohaterach – tak, bardzo mi pasowało. Ale to zupełnie inna postać z zupełnie inną historią.

      Usuń
  3. ~_Wika_
    5 czerwca 2013 o 17:14

    Czytam, czytam ten rozdział i myślę jak go sensownie skomentować, i ja na złość nic sensownego nie potrafię wymyślić … Trudno, musisz się zadowolić moimi przemyśleniami =) C do finału Top Model to z czystym sumieniem mogę Cię zapewnić, że obejrzę dzisiejszy finał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7 czerwca 2013 o 09:34
      Okej, oglądaj, oglądaj xD

      Usuń