8 grudnia 2012

Rozdział 323

         Rano obudziło mnie ciche stukanie. Przeciągnęłam się i ziewnęłam szeroko. Kiedy usiadłam na wąskim łóżku, wciąż byłam niesamowicie zaspana. Rozsunęłam z trzaskiem cienkie, granatowe zasłony, krzywiąc się okropnie, a w oczy poraziła mnie tak oślepiająca, czysta biel, że poczułam łzy pod powiekami. Wymacałam klamkę, klnąc cicho pod nosem i otworzyłam okno. Do przedziału wpadł lodowaty podmuch, obsypując łóżko pogrążonej w głębokim śnie Pansy twardymi płatkami śniegu. Sowa upuściła list na podłogę i prawie natychmiast odleciała. Nie zważając na obelgi i gniewne pomruki mojej współlokatorki, porwałam list z burej wykładziny i rozerwałam kopertę. Natychmiast poznałam pismo mojej matki.

         Kochana Sophie,
         Piszę do Ciebie, ponieważ mam bardzo ważną wiadomość. Wiem, że nie powinnam pisać Ci tego w liście, ale nie mogłam czekać do świąt.
         Livia odzyskała zdrowie! Czuje się już dobrze, jutro wróci do domu. Razem z ojcem przyjedziemy na twój występ, Livia także chciałaby się z Tobą spotkać, jednak uznaliśmy, że tak daleka podróż mogłaby na nią źle wpłynąć. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Bardzo Ci dziękuję, domyślam się, że to dzięki Tobie tak szybko Livia wyzdrowiała.
Do rychłego zobaczenia,
         mama

         Musiałam dwukrotnie przeczytać wiadomość od Bes, ponieważ z radości nie potrafiłam zrozumieć reszty tekstu. Aż usiadłam z wrażenia, przyciskając do piersi pergamin. Oczy wypełniły mi się łzami, szczęśliwymi łzami, których nijak nie potrafiłam powstrzymać.
Pansy wygrzebała się z pościeli, mrużąc oczy i krzywiąc się lekko, podobnie jak ja chwilę temu.
- Co się stało? - zapytała, trąc piekące powieki.
- Ach, nic, nic - mruknęłam. Pławiłam się w szczęściu, miałam wszystko, czego pragnęłam. Moje serce zdawało się promieniować złotym blaskiem, czułam w sobie słodki, gorący płomień, którego nic nie było w stanie we mnie zabić.

         Po śniadaniu udaliśmy się wszyscy przed zamek, skąd dyrektorka szkoły zaprowadziła nas do miejsca, w którym miała odbyć się konkurencja numer cztery. Pani Yoki kazała nam wejść do wielkiego namiotu, a sama udała się do stołu, przy którym siedzieli wszyscy jurorzy. Rozejrzałam się dookoła. Było to surowe, ubogie wnętrze, meble były tanie i lekko podniszczone. Z zewnątrz namiot był szary, nieco brudny, wykonany ze sztywnej tkaniny. Niczym nie przypominał tych pięknych, eleganckich, wielobarwnych namiotów, w których uczniowie z Reigi Sakusha spali poza szkołą. Usiadłam na twardym, prostym krześle i skrzyżowałam ręce na piersiach, oczekując, aż wyczytają moje nazwisko.
A czekałam długo. Kiedy usłyszałam, jak profesor Yoki wypowiada nazwę mojej szkoły, zerwałam się z krzesła i wybiegłam z namiotu, drżąc lekko z zimna i strachu. Zakryłam twarz dłonią, bo biel oślepiła mnie. Ludzi było tu całe mnóstwo, nie siedzieli na trybunach, tylko stali w grupkach i przyglądali się, jak powoli zmierzam w kierunku małej, okrągłej platformy. Usiadłam na niej, a ta zaczęła unosić się powoli, bez żadnych gwałtownych szarpnięć czy niespodziewanej zmiany kierunku. W końcu dotarłam na szczyt, a żelazny podest zatrzymał się, abym mogła z niego zejść. Z dołu nie wyglądało to tak imponująco, między dwoma wzniesieniami ziała ogromna, głęboka przepaść, a była tak szeroka, że nie sposób było ją przeskoczyć. Oczywiście, mogłam nad nią przelecieć, ale jurorzy dawali także punkty za styl, więc musiałam dostać się na drugą stronę w inny sposób. Już nie mogłam się doczekać komentarza pani Davili. Nie miałam pojęcia, dlaczego była tak na mnie uczulona. Usłyszałam, jak ktoś zapowiedział mnie przez czarodziejski megafon i zaczął liczyć czas.
Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni zimowego płaszcza; było tu naprawdę chłodno, biel śniegu, który pokrywał każdą przestrzeń, raziła w oczy. Na szczycie wiatr był bardziej porywisty i mroźny, dlatego obawiałam się, jak zareaguję na tak niską temperaturę. Moje ciało zignoruje ją czy zachowa się tak, jak ciało normalnego śmiertelnika? Osobiście wolałabym, abym zareagowała tak, jak wczoraj, kiedy siedziałam poza wagonem i rozmawiałam z Claudią.
Jednym machnięciem różdżki wyczarowałam linę cienką, ale bardzo wytrzymałą, łączącą oba szczyty. Drugie machnięcie i nie miałam już na sobie grubej, czarnej szaty, ale delikatny, różowo-biały kostium. Gorset miałam suto wyszywany diamencikami i śnieżnobiałą koronką, usztywniany żelaznymi drutami. Moja spódniczka miała całe mnóstwo falbanek, ona również była wyszywana drogocennymi szkiełkami, sterczała na wszystkie strony, utwardzona żelaznym kołem. Na dłoniach miałam długie, aksamitne rękawiczki, a na szczycie głowy mały, srebrny diadem z mnóstwem migoczących w surowym, japońskim słońcu diamentów, do czego doczepiony był biały, lekki pióropusz, mój dekolt i ramiona pokrywał brokat. W końcu pierwsze wrażenie było bardzo ważne, a ja chciałam nie tylko zaliczyć to zadanie, ale i zaskoczyć wszystkich moim kreatywnym myśleniem. Rozłożyłam białą, koronkową parasolkę i zatoczyłam nią w powietrzu duże koło. Podeszłam do samiuteńkiej krawędzi urwiska, a zimny wiatr zatańczył w moich pokręconych w misterne loki włosach. Było naprawdę wysoko, ale nie odczułam strachu. Bywałam przecież na większych wysokościach, zawdzięczałam to przede wszystkim mojemu ojcu i Mistrzowi - Armandowi. Och, jakby się śmiał, gdyby ujrzał mnie teraz w tym skąpym, trywialnym stroju cyrkowej damy, z parasolką w dłoni i spacerującą po linie. Bo to właśnie zamierzałam uczynić. Bez użycia magii. Tylko ja z moją wampiryczną siłą oraz skupieniem i natura, jej niebezpieczny temperament, nieprzewidywalność... no i ogromna przepaść.
Postawiłam obutą w jedwabny, kremowy pantofelek z miękką podeszwą stopę na początku liny, po czym rozłożyłam ramiona w teatralnym geście i zaczęłam powoli posuwać się do przodu, z głową i plecami sztywno wyprostowanymi, uważnie i rozmyślnie stawiając każdy krok. Nie było w tym jednak żadnej niezgrabności, wręcz przeciwnie. Starałam się wypaść doskonale. Z pełną elegancją, lecz nie zapominając o dystyngowanym chłodzie. Powaga dodaje dramatyzmu. Kiedy dotarłam do środkowej części liny, zatrzymałam się, powoli i ostrożnie wyciągnęłam wyprostowaną i napiętą niczym struna nogę podniosłam ją wysoko, po czym wykonałam wdzięczny obrót niczym balerina z wieloletnim doświadczeniem, to wywołało na dole aplauz. Czułam napiętą atmosferę, mimo że znajdowałam się tak wiele metrów nad ziemią. Właśnie ta uwaga widzów utrzymywała mnie w pionie. Już od młodych lat byłam przyzwyczajona do setek par oczu skierowanych w moją stronę i śledzących każdy mój ruch, kiedy tylko znalazłam się na scenie. To dodawało mi sił, a ja nareszcie czułam, że jestem komuś potrzebna. Droga nad przepaścią wcale nie była łatwa, wiatr szarpał delikatną satynę, z której wykonana była moja spódnica, wirował dookoła mnie i, mimo moich nieludzkich zmysłów, niezwykle trudno było mi utrzymać równowagę. To świadomość, że obserwuje mnie tyle bliskich osób, zaniosła mnie, jak na skrzydłach, na drugą stronę przepaści, co zostało nagrodzone gromkimi brawami. Szczęście przepełniało mnie całą, kiedy wyczarowałam maleńką platformę uczepioną do sznura, na którym opuściłam się na sam dół, prosto w oglądający mój występ tłum. Wprost promieniałam, kiedy machałam tym wszystkim ludziom, nie mogłam przestać się uśmiechać. Tak bardzo brakowało mi tego, iż zapragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Jeśli nie poznałeś tego uczucia, jak to jest dawać widzom radość swoim występem, to nawej najdokładniejsze opisy nie sprawią, że to zrozumiesz. To jest tak, jakby nie miało się nic, a mimo wszystko posiadanie ogromnej euforii w sercu, ponieważ nie rzeczy dają nam szczęście, lecz ludzie. A dzielnie się z nimi bezinteresownie swoim talentem to najcudowniejsze uczucie na świecie.
Już z odległości kilku metrów dojrzałam w tłumie Ghostów, być może dlatego, że oklaskiwali mnie najgłośniej i najserdeczniej. Kiedy platforma delikatnie spoczęła na pokrytej śnieżnym puchem ziemi, od razu pobiegłam w ich stronę. Moje serce tak bardzo radowało się, że o mało nie wytrwało mi się z piersi. Nie mogłam w to uwierzyć, przybyli do samej Japonii, aby mnie oglądać. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale padłam w objęcia ojca. Nie Bes, tylko Sethiego. A on poderwał mnie z ziemi tak, jakbym była małą dziewczynką. Ubrany był w długi do samej ziemi, czarny płaszcz, a na głowie miał cylinder. I uśmiechał się do mnie, jak anioł.
- Przyjechaliście - udało mi się z siebie wyrzucić, z trudem panując nad wzruszeniem.
- Chcieliśmy zobaczyć naszą małą księżniczkę - rzekł, a później wypowiedział słowa, których nie zapomnę do końca życia: - Byłaś wspaniała, jestem dumny, że mam taką córę, jak ty.
Roześmiałam się tak szczerze, jak jeszcze nigdy dotąd, a łzy błysnęły mi w oczach i popłynęły po policzkach.
- Tato...
On również się uśmiechnął, a jego oczy jakby nieco zwilgotniały i teraz lśniły podejrzanie w tej całej jasności i bieli, która panowała dookoła nas. Była to dla mnie najszczęśliwsza chwila od bardzo wielu tygodni. Szczęśliwsza od wizyty w domu Syriusza, od pojednania z Czarnym Panem... nawet od uzdrowienia Livii. Moc ojcowskiego uczucia jest silniejsza od jakiejkolwiek ludzkiej miłości. Szczęśliwi ci, którzy go doświadczyli, teraz wiem i doceniam to, bo byłam jedną z takich osób. I darzyłam go taką samą miłością, zdałam sobie z tego sprawę. Zrobiłabym dla niego wszystko.
Sędziowie chyba już się naradzili, bo każdy z nich wyprostował się na swoim krześle i przygotował różdżkę. Trudno było rozpoznać po ich minach, czy się im podobało, czy też nie, ponieważ każdy był już tak zziębnięty, że zapewne to, o czym teraz marzyli, to zaszyć się w ciepłym wnętrzu zamku z gazetą i szklanicą ognistej whisky w dłoni. Mimo to komentarze były raczej przychylne, dostałam też, jak wcześniej przypuszczałam, komplet punktów. Nawet pani Davila nie mogła znaleźć powodu, aby mnie skrytykować. Chwilkę po ogłodzeniu wyników przyszedł Barty. Raczej nie miał problemów z odnalezieniem mnie, ponieważ wszyscy ubrani byli w czarne, brązowe bądź granatowe płaszcze, a mój strój na ich tle mocno rzucał się w oczy. Podejrzewam, że chciał dać mi trochę czasu, bym mogła spędzić go z rodzicami. Naprawdę żałowałam, że nie mogłam zobaczyć się z Livią, ale przecież za dwa dni będę już w domu. Spotkam się ze wszystkimi przy wigilijnym stole i mimo moich oczywistych poglądów dotyczących Jezusa Chrystusa, na ten jeden wieczór będę w stanie zachowywać się tak, jakbym naprawdę obchodziła Boże Narodzenie. A to wszystko dla szczęścia i spokoju mojej rodziny.
Bartemiusz zatrzymał się niedaleko Bes, zachowując bezpieczną odległość. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek spotkał się z nimi na neutralnym gruncie. Wyglądał na zmieszanego, kiedy przemówił cichym, bezbarwnym głosem:
- Sophie, musisz wrócić do namiotu reprezentantów, profesor Snape cię oczekuje.
Zerknął na Sethiego i skinął lekko głową w ramach przywitania. Ojciec nie poruszył się, tylko patrzył na niego z wyrazem surowości na twarzy. Zerwał się zimny wiatr, a jego długie, kasztanowe włosy zawirowały dookoła jego głosy, tworząc ciemną aureolę, upodabniając go do mrocznego Nieśmiertelnego. Zerknęłam na niego, a on uścisnął lekko moją dłoń, co oznaczało zgodę na odejście. Dlatego wysunęłam się z jego uścisku i poszłam za Bartym, czując się bardzo dziwnie, ponieważ przypomniało mi się to, co opowiedziała mi Bes. Rozumiałam to, że wampir mógł wydać się jej idealnym mężczyzną, przynajmniej w porównaniu z Sethim, który był tylko śmiertelnikiem. Ale nie pojmowałam jednego: jak można zostawić męża i maleńkie dziecko? Nie przeczę, Bes była dobrą matką i kochała wszystkie swoje dzieci. Może po prostu zbłądziła?
Crouch natychmiast zdjął swój skórzany płaszcz i okrył mnie nim, mimo że nie było mi tak przeraźliwie zimno, ale nie odmówiłam. Ten gest był niezwykle uroczy z jego strony. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, a on ujął moją dłoń i zaprowadził mnie do wielkiego, szarego namiotu, w którym gromadzili się reprezentanci oraz ich nauczyciele. Jako że ostatnim razem zdobyła pełen pakiet punktów, tym razem występowałam jako ostatnia. Dlatego, kiedy weszłam do środka, wszyscy już na mnie czekali. Wymieniłam pogardliwe spojrzenia z reprezentantką Wizard's College, po czym zajęłam miejsce na twardej, skórzanej kanapie stojącej w kącie. Bartemiusz uczynił to samo.
- Byłaś dzisiaj doskonałą - pochwalił mnie, muskając ustami wierzch mojej dłoni. Nie mogłam się powstrzymać ciepłego uśmiechu, który rozciągnął moje pomalowane szkarłatną szminką usta. Widząc zadziwione spojrzenie pozostałych uczniów znajdujących się w namiocie, nieco się zmieszałam. Odwrócili jednak szybko wzrok, najwyraźniej myśląc, że takie po prostu są zwyczaje w Hogwarcie. Ja pomyślałabym tak samo.
- Nie uważasz, że trochę przesadziłam? - zapytałam cicho, przysuwając nieco swoją twarz w jego kierunku. - Chciałam wypaść doskonale.
- I wypadłaś. Nie przeczę, że wolałabym mieć cię taką tylko dla siebie, ale skoro i tak widujemy się rzadko, jestem szczęśliwy, że teraz mamy kilka minut, które możemy spędzić razem - odparł, a jego oczy zwęziły się uwodzicielsko, co sprawiło, że zapragnęłam go pocałować. Wiedziałam jednak, że nie było to miejsce ani czas na to, więc musiałam oprzeć się pokusie. Bardzo brakowało mi wspólnie spędzanego czasu, głównie wtedy, kiedy wszyscy naokoło całowali się, chodzili na randki, spacerowali ze sobą po korytarzach, trzymając się za ręce... a ja musiałam powstrzymywać się z całej siły, aby nie udać się do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią i złamać obietnicę daną Snape'owi. Wiedziałam, że robił to dla naszego dobra, ale ciężko mi było to zaakceptować, głównie dlatego, że wcześniej spotykaliśmy się o wiele częściej, na jako takim neutralnym gruncie, jakbym był apartament Czarnego Pana.
Do namiotu wkroczyła dyrektorka Reigi Sakusha. Natychmiast puściłam dłoń Barty'ego. Starsza czarownica omiotła nieco zatłoczoną komnatę władczym spojrzeniem, po czym przemówiła po angielsku; jej akcent posiadał silne naleciałości ojczystego języka:
- Ukończyliście właśnie czwarte zadanie w Siedmioboju Magicznym. Z okazji kończącego się już roku w mojej szkole zorganizowany będzie dzisiaj bal, ale o tym pewnie już wiecie. Macie teraz czas, aby się przygotować. Wasi nauczyciele zaprowadzą was do przydzielonych wam komnat.
Skłoniła lekko głową i opuściła namiot, spiesząc do własnych obowiązków. Nareszcie mogłam odetchnąć z ulgą i odpocząć. Do kolejnej konkurencji pozostało jeszcze dużo czasu, do tego święta były za pasem... mogłam spotkać się z tymi wszystkimi, za którymi tęskniłam. Mogłam napisać list do Jacquesa, odwiedzić Syriusza, spędzić trochę czasu z rodzicami, z wujem... Tak naprawdę nie przesiadywałam w Hogwarcie dwadzieścia cztery godziny na dobę, co zawdzięczałam dobrym stosunkom z dyrektorem, mimo to wciąż i wciąż brakowało mi na wszystko czasu. Dodatkowo nauczyciele, choć w szkole panował tak surowy i straszliwy reżim, w ogóle nam nie odpuszczali, przynajmniej jeżeli chodzi o naukę. Bo wiele punktów nowego regulaminu łamali, głównie ten, który mówił, że jeśli uczeń uczyni coś złego, choć byłaby to najbardziej błaha rzecz, nauczyciel ma obowiązek odesłać go do Carrowa. Widziałam to wszystko i taiłam przed Śmierciożercami pracującymi w Hogwarcie. Nie czyniło mnie to wcale lepszą, ale czułam, że chociaż tyle mogę dla nich zrobić, zadośćuczynić im... Tutaj jednak mogłam być całkowicie sobą, nie odczuwałam tego ciągłego nacisku ze strony uczniów i profesorów.

~*~


         Miałam dodać wcześniej, ale nie było mnie w domu, no i matura w tym roku. Dużo nauki. Śniegu fura, święta już się zbliżają, będzie więcej czasu na pisanie. Dedykacja dla Wiki :* 

27 komentarzy:

  1. ~Enigmatyczna
    8 grudnia 2012 o 18:36

    Krótko trochę, mogłaś opisać jeszcze ten bal. Ale bardzo dużo emocji w tym rozdziale. Szczególnie zainteresowała mnie sama końcówka, Sophie próbująca coś komuś zadośćuczynić… Czyli chyba jednak widzi, że nie może na dłuższą metę stać tak obojętnie koło tego wszystkiego i udawać, że jej to nie dotyczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 grudnia 2012 o 18:43
      Wiem, krótko jest, tak, ale musiałam tak szybko zakończyć, bo opis balu postanowiłam dodać w kolejnym rozdziale. Część będzie dla dorosłych, hehe xD Z góry przepraszam za błędy i zero bety, ale nie zdążyłam dziś do biblioteki się udać i tego uczynić, więc opublikowałam dziś.

      Usuń
    2. ~Enigmatyczna
      8 grudnia 2012 o 23:24

      Hmm… zastanawia mnie jeszcze, dlaczego na to zadanie razem z Sophie jechało pół szkoły, skoro już od dawna było wiadomo, że to ona jest reprezentantką.No i kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby organizować ten Siedmiobój, w takich czasach. Ludzie chyba wiedzą co się dzieje na świecie i raczej nikomu nie jest za bardzo do śmiechu i zabaw…

      Usuń
    3. 9 grudnia 2012 o 12:49
      Snape chciał pokazać, że faworyzuje innych uczniów, a innymi gardzi. Była scena, w której wyraził zgodę na zabranie uczniów z innych domów, ale tylko po to, aby pokazać, jak bardzo jest „łaskawy”. No i także musiała być jakaś widownia, nie było tam przecież telewizorów, aby każdy w Hogwarcie mógł sobie zobaczyć przebieg. No i nie jechało pół szkoły, tylko ok. 20 osób. A, widzisz. Czytałaś ostatnią część „Pottera”? Nawet Rowling uważa, że w takich czasach powinno się bawić, a ZWŁASZCZA już w takich czasach, kiedy życie można stracić praktycznie w każdej chwili. Dlatego nie należy się wciąż zamartwiać, tylko choć trochę pobawić się i nacieszyć. PS: Nie wiem, czy to tylko mój internet jest tak niedorozwinięty… długo trzeba czekać, żeby pojawił się szablon?

      Usuń
    4. ~Enigmatyczna
      9 grudnia 2012 o 22:40

      No ale czy to dla czarodziejów problem, zrobić jakiś odpowiednik mugolskiej telewizji? Chyba nie. Rozumiem, oni wszyscy lecieli w ramach „dopingu” dla Sophie. Tylko czy taka Pansy na przykład była tym zainteresowana… A z kolei Ghostowie pewnie chętnie by towarzyszyli siostrze. I nie wydaje mi się żeby przy znajomościach Sophie to był jakiś problem ;)Czytałam, ale bohaterowie mówili tam o zabawie trochę w innym kontekście. Mówili raczej o tym, żeby nie załamywać się, nie tracić pogody ducha, chodziło raczej o zabawy we własnym gronie, jak np. wesele Billa i Fleur. I to było stanowisko pojedynczych osób, a nie wielkich instytucji, typu szkoły i urzędy…A to zadanie Sophie… naprawdę polegało tylko na przejściu nad przepaścią? Wydaje mi się, że dla czarodzieja to pestka… miotła? albo wyczarowanie mostu? Sama Sophie mówi, że nawet w chodzeniu po linie można pomóc sobie czarami w utrzymaniu równowagi. W sumie do tego zadania można by było dać dużo obostrzeń, na przykład zakazać niektórych rodzajów czarów… ale to by musiało być chyba wcześniej powiedziane? Tak w ogóle, to oni wiedzieli wcześniej, jakie będzie zadanie? Bo Sophie wydawała się być doskonale przygotowana, ale z drugiej strony, czytelnik dowiaduje się o wszystkim dopiero jak ona stoi tam na górze.Ja widziałam nowy szablon już wtedy, jak dodawałam drugi komentarz. Jak nazywa się ta aktorka? Na avatarze chyba też jest ona.

      Usuń
    5. 10 grudnia 2012 o 17:31
      To jest modelka, najpiękniejsza na świecie i we wszechświecie, Rachel Dashae. Wiem, że to opowiadanie jest zagmatwane tak, jak się tylko da, ale staram się o zadaniach pisać w miarę jasno, przynajmniej jeśli chodzi o to, czy Sophie bierze w nich udział, czy nie. W ostatnim (odbywało się to w Beauxbatons) nie uczestniczyła. Ale oczywiście uczniowie wiedzą o tym, co ich czeka, już tak zżynała z Rowling nie będę xD Wiesz, przejście przejściem, i łatwość łatwością, ale mogę podać tu przykład z życia wzięty. Na niektórych uczelniach (zwłaszcza tych artystycznych) na maturze za np. polski albo język dają tylko 15 punktów, a za występ lub przedstawienie swoich prac 85. Można było wyczarować most, dlaczego nie. Ale dostanie się tylko te 15 punktów, a reszta? Liczy się styl, Sophie nawet w swoich przemyśleniach to podkreślała. Mogła użyć magii, oczywiście. Mogła się nawet teleportować na drugi szczyt. Ale liczył się tu bardziej sposób wykonania niż samo to, czy udało się jej tam dostać. Jak na moje wiadomości, Rowling nie umieściła w swoich siedmiu tomach magicznego telewizora, więc nie widzę powodów, abym ja to robiła xD

      Usuń
  2. caitlin_memories@vp.pl
    9 grudnia 2012 o 21:32

    Wróciłam!Trochę późno, i mam wiele do nadrabiania u Ciebie, chociaż przyznam się szczerze, zaglądałam tu dość regularnie podczas tego czasu kiedy mnie nie bylo ;)dlatego komentarz do notki juro, a na razie zaproszę Cię na nową notkę u mnie:)www.the-reason-to-cry.blog.onet.plUcałowania! ;)Caitlin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 grudnia 2012 o 17:45
      Ale liczy się to, że wróciłaś <3

      Usuń
  3. ~Nightmare
    9 grudnia 2012 o 23:26

    Comeback robię! Cieszysz się? :) Dobra. Nastrojowa muzyczka w tle jest, noc jest, sterta książek z nieprzyswojoną jeszcze wiedzą obecna…to znak, że można brać się za czytanie blogasków. Wszystkich po kolei. Potem jeszcze Vlogi. :P No, ale tak do Twojej twórczości wracając. Mam tyły z jakimiś pięcioma rozdziałami, to je sobie potem nadrobię, ale ten…cóż, co ja muszę Ci przyznać to to, że zrobiłaś postępy w pisaniu. To, co pamiętam jeszcze sprzed roku różni się od nowszych rozdziałów dość znacznie. Jedno co mi przeszkadza, to te bardzo dokładne, szczegółowe opisy ubioru. Drażnią mnie te momenty. No, ale Stephen King w podobny sposób potrafi opisywać gluta cieknącego z nosa dziecka. :) Ha! Mam literówki! :P „Moja spódmiczka miała całe mnóstwo falbanek, ona rwnież” „N” dostało nogi, a „ó” to panna zjadła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 grudnia 2012 o 17:49
      Pewnie, że się cieszę <3 Powiem tak: tego rozdziału oficjalnie jeszcze nie ma, bo go nie zbetowałam, ale jakoś tak nie lubię, jak mi kisną rozdziały, więc je publikuję, niezbetowane, nie poprawione… Więc błędy i literówki są, bo ja worda nie mam, więc muszę chodzić do biblioteki, żeby je sobie tam poprawiać. Ale jutro to uczynię i będzie wszystko elegancko zrobione. Haa, wiem, że szczegółowe opisy głupotek drażnią i irytują, ale ja tak mam, że każdy opis chłonę z zachwytem i tak samo lubię je pisać, wiem, że to niektórych denerwuje, ale nie mogę się powstrzymać xD

      Usuń
  4. ~Caitlin
    10 grudnia 2012 o 13:56

    Nadrobiłam wszystko:)Ah, jednak wszyscy przebaczają Sophie;) świetny był ten rozdział, gdy Voldemort torturował Sophie, bardzo podobało mi się, jak go przedstawiłaś. Jego wahanie, decyzję…Czekam na nowy rozdział:)[the-reason-to-cry]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 grudnia 2012 o 17:51
      Ot, pomysł przyszedł mi tak bez przyczyny i stwierdziłam, że jest modonasukcesowaty xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      10 grudnia 2012 o 22:00

      Bo jest :D

      Usuń
  5. ~Patrycja
    10 grudnia 2012 o 18:19

    No cóż rozdział pełen wszystkiego. Są Ghostowie, to najważniejsze, jest Barty ( :D ) no i ujawnił się znowu jeden z genialnych pomysłów Sophie.Co do błędów, to zdecydowanie widać że nie masz worda ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 grudnia 2012 o 18:30
      No i człowiek stara się ukryć, że rozdział dodał, a tu nie xD Widzisz, jakich mam Czytelników, wszystko wynajdą xD

      Usuń
    2. ~Patrycja
      10 grudnia 2012 o 19:24

      Wiesz ja co jakiś czas wchodzę na blogi, szczególnie Twoje i patrzę czy nowy rozdzialik nie jest dodany xD A

      Usuń
    3. 10 grudnia 2012 o 19:31
      A, widzisz. Jak jeszcze dodamy do tego moją wielką inteligencję i informację w opisie na gg [nie mam pojęcia, jakim cudem ją tam dodałam, miałam dodać link do formspring.me], z tajemnicy nici xD

      Usuń
  6. ~Blackie
    12 grudnia 2012 o 19:24

    Przyznam szczerze, że zanim zaczęłam czytać to chyba 5 minut się w szablon wgapiałam. Jest piękny. Rozdział ciekawy. Nie mogę się już doczekać tego balu! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 grudnia 2012 o 19:31
      Dziękuję xD Choć wiem, że stać mnie na lepszy szablon, w moim Photoshopie mieszają się kolory, robię w jednym, a zapisuję i się okazuje, że są bardziej zimne, nie wiem, co to oznacza.

      Usuń
  7. ~_Wika_
    14 grudnia 2012 o 18:25

    Dziękuję za dedykację =) Fajnie, że dodałaś coś nowego. Bardzo spodobał mi się sposób, w jak Shopie poradziła sobie z zadaniem. I Livia jest już zdrowa. Pamiętam, ja w zeszył roku o tej porze byłam gdzieś przy pięćdziesiątym rozdziale. Ale ten czas szybko leci…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2012 o 20:48
      Szybko, szybko, ach… nie myślałam, że dożyję chwili, kiedy przeniosą mnie na coś takiego, jak blog.pl Oo” Widziałaś, co się stało z Siostrzenicą?

      Usuń
    2. ~_Wika_
      18 grudnia 2012 o 20:38

      Teraz nic się już nie zmieni =(

      Usuń
  8. ~Jarzembina =)
    15 grudnia 2012 o 01:54

    Czemuuuuu zmieniłaś szablon na taki???? Lepszy był ten, gdzie można było sobie wybrać rozdział:(:(:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 grudnia 2012 o 12:14
      Nie zmieniłam! Przeniesiono mnie automatycznie na blog.pl, usunięto bloga z moimi linkami i całe menu tu oraz na dark-love-riddle, do tego skasowano szablon i wszystkie ramki, muszę to naprawić, jedno będzie jednak pewne – tamtego szablonu nigdy już nie dodam, ba, każdy szablon, zanim nie ulepszą naszych blogów do końca, będą wyglądały tak kiepsko, jak teraz scp. Jedyne, co na razie mogę zrobić, to grafikę doprowadzić do takiego wyglądu, jak na o-frozen.blog.onet.pl, możesz zobaczyć, jeśli chcesz. :(

      Usuń
    2. ~Jarzembina =)
      15 grudnia 2012 o 22:05

      :(:(:(:(:( nie wiedziałam… Przykre, że blog.pl tak traktuje ludzi, którzy się starali.. No cóż przepraszam, że Cię tak szybko oskarżyłam…

      Usuń
    3. 25 grudnia 2012 o 22:44
      Nic się nie stało, rozumiem :D

      Usuń
  9. ~Caitlin
    16 grudnia 2012 o 22:18

    Zapraszam serdecznie na nowy rozdział, już XXX! :)
    Buziaki, Caitlin.
    [the-reason-to-cry]

    OdpowiedzUsuń