Tego ranka czuć było, że lato dobiega
już końca, ustępując miejsca nadchodzącej jesieni. Niebo pokrywały szare i
białe chmury, a wiatr był jeszcze chłodniejszy i bardziej nieprzyjemny. To
dobrze, bo jeszcze tydzień pozostał do pierwszego września. Ostatnie dni
wakacji zawsze mijały mi dość szybko. List z Hogwartu dostałam dopiero przy
śniadaniu, a Snape’owi pogratulowałam stanowiska tuż po obiedzie, kiedy
przyszedł do domu Malfoyów zabrać coś z ich salonu. Natychmiast podskoczyłam i
rzuciłam mu się w ramiona.
-
Tak się cieszę, że to ty – powiedziałam, przytulając się do niego. – Będziesz
najlepszym dyrektorem, jakiego miał Hogwart. Głównie dlatego, że będziesz
przymykał oczy na moje dziwactwa.
Pocałowałam
go kilkakrotnie w zapadnięty policzek. Muszę przyznać, że tęskniłam za nim.
Uwielbiałam Snape’a, zwłaszcza w szkole. Był najlepszym nauczycielem, jaki miał
okazję mnie uczyć, nawet Voldemort nie potrafiłby tak do mnie dotrzeć. No…
chyba, że używałby zaklęcia Avada kedavra zamiast szlabanów, wtedy mogłabym to
rozważyć.
-
Jestem naprawdę zaszczycony, że spotkał mnie taki… nie bójmy się powiedzieć awans. Czarny Pan bardzo docenił moje
poświęcenie – odparł.
-
Żartujesz? Uwielbia cię! Ma do ciebie pełne zaufanie, a jeśli on, to i ja.
Dlatego nigdy bym ci nie wybaczyła, gdybyś go zdradził – powiedziała, patrząc
uważnie w jego czarne, puste oczy. – Severusie, wiesz, że bardzo cię lubię i
świat nie byłby taki sam, gdyby ciebie zabrakło.
Snape
przytulił mnie jeszcze raz, po czym postawił z powrotem na podłodze. Oboje
udaliśmy się do salonu. Siedziała tam jedynie Narcyza, dumna i chłodna oraz
Draco, czytający jakąś książkę. Kiedy zobaczył Mistrza Eliksirów, tylko skinął
lekko głową i powrócił do lektury.
-
Draco, więcej szacunku! – skarciłam go. – To przecież twój pan dyrektor. Jestem
taka dumna… Z początku miałam wątpliwości, ale kiedy teraz na to patrzę…
Spojrzałam
z uwielbieniem na Severusa, który uśmiechnął się tylko, usiłując zachować
skromność, ale dobrze wiedziałam, że jest zachwycony decyzją Lorda Voldemorta.
Zakaszlał cicho, po czym zwrócił się do Narcyzy:
-
Hmm, przyszedłem tu do Carrowów. Jeśli chcą pracować w Hogwarcie, muszą
dostarczyć mi kilku informacji do akt. Nie chcę mieć bałaganu.
Blondynka
rzuciła mi szybkie spojrzenie, po czym wstała i opuściła salon. Zajęłam jedno z
krzeseł, nadal wpatrując się w Snape’a.
-
Jak zamierzasz teraz zapanować nad uczniami? Wiadomo, większość będzie się
bała, ale pewien procent… Ta cała śmieszna Gwardia Dumbledore’a. Będą się
buntować, nie obraź się, ale nie byłeś zbyt lubianym nauczycielem, zwłaszcza
wśród Gryfonów – odezwałam się.
-
Nie musisz się o to martwić. Samo bycie Śmierciożercą dodaje ci grozy. A resztę
śmiałków będzie się surowo karać. Dementorzy już patrolują Hogsmeade i błonia
Hogwartu – odrzekł takim tonem, jakby mówił o jutrzejszym obiedzie.
Nadeszła
Narcyza, prowadząc Amycusa. Skrzywiłam się trochę na jego widok. Nie
przepadałam za jego osobą, ale w końcu było wielu Śmierciożerców, których nie
lubiła. Oczywiście nigdy otwarcie nie powiedziałam Czarnemu Panu, które z jego
sług mnie denerwuje, nie chciałam psuć atmosfery. Mistrz Eliksirów skinął na
Carrow’a, po czym oboje wyszli. Westchnęłam ciężko.
-
Wiesz, Draco… bardzo będę tęsknić za Hogwartem – mruknęłam. – Chyba nie pogodzę
się z odejściem.
-
No, ja też – przytaknął gorliwie Malfoy. – Dużo tam przeżyliśmy. Najpierw się
nienawidziliśmy, potem… no. Ten rok będzie zupełnie inny.
-
Dla nas będzie lepszy, Draco – dodałam. – Idę za chwilę na Pokątną zrobić
zakupy. Zabierzesz się ze mną? Nienawidzę tych Śmierciożerców, którzy mnie
chronią. Boję się, że to ja podczas ewentualnego ataku będę zmuszona ich
ratować.
-
No jasne, zaraz powiem Sapphire – poderwał się z fotela i ruszył w stronę
kominka. Z uśmiechem patrzyłam, jak wrzuca do paleniska szczyptę proszku Fiuu,
wkłada głowę w płomienie i rozmawia z dziewczyną. Może i zachowali się okropnie
wobec mnie, ale skoro Draco ma być znów szczęśliwy i zapomni o mnie, to niech
już sobie tam będą razem.
Przyglądałam
się, jak Malfoy wyciąga głowę z kominka. Na jego twarzy widniał promienny
uśmiech.
-
Spotkamy się z nią w Dziurawym Kotle albo po drodze do Gringotta –oświadczył,
otrzepując szatę z cieniutkiej warstwy sadzy, która na niej osiadła. – To co,
idziemy?
-
Jak chcesz – wstałam, po czym razem opuściliśmy salon. Ledwo położyłam rękę na
mosiężnej gałce, w holu rozległ się tupot trzech par stóp, a moim oczom ukazali
się zakapturzeni, zamaskowani Śmierciożercy. Już przywykłam do ich obecności,
więc nic nie powiedziałam, ograniczyłam się jedynie do pretensjonalnego przewrócenia
oczami. Jeden z nich natychmiast otworzył przede mną drzwi. Teleportowaliśmy
się tuż za żelazną bramą wprost do Dziurawego Kotła.
Brakowało
mi tej radosnej atmosfery towarzyszącej zakupom. W barze panowało nienaturalne
wręcz milczenie. Ludzie siedzieli skupieni w małych grupkach, czuło się tu
unoszący w powietrzu strach. Bez słowa przeszliśmy przez pomieszczenie i
wyszliśmy na podwórko. Draco sprawił, że w murze pojawiło się przejście, przez
które przedostaliśmy się na Pokątną. Bardzo różniła się od tej, którą widziałam
po raz pierwszy wiele lat temu. Kilka okien sklepowych pozabijanych było
deskami, do których przyklejono plakaty ze zdjęciem Pottera. Pojawiło się tu
też mnóstwo nowych sklepów, w których sprzedawano przedmioty związane z czarną
magią. Ludzi było całkiem dużo, jak zwykle, ale wszyscy przemykali przez
uliczki z przerażeniem malującym się na zmęczonych tą wojną twarzach. W
drzwiach niektórych domów siedzieli obszarpani żebracy, wyciągając błagalnie
ręce w kierunku przechodniów i zapewniając, że są prawdziwymi czarodziejami. Nie
o takim lepszym świecie marzyłam. Na widok tych jęczących szlam w sercu
odezwała mi się tęsknota za starymi czasami. Może i musiałam ukrywać fakt, że
byłam Śmierciożercą, ale kiedy wchodziło się na Pokątną, wszystko było takie…
kolorowe! Radośni ludzie nie bali się o własne życie, a ja mogłam pójść
wszędzie tam, gdzie chciałam. Żaden Śmierciożerca nie musiał mnie eskortować.
Gdzieś
koło sklepu z truciznami zauważyliśmy Sapphire, która natychmiast do nas
podbiegła. Była cała rozpromieniona, czego nie można było powiedzieć o mnie.
-
Wszyscy się mnie boją, bo wiedzą, kim są moi rodzice – poinformowała nas i
podeszła do Dracona, żeby pocałować go w policzek. – Podobają mi się te zmiany.
Chodźmy najpierw Gringotta, muszę zabrać ze skarbca trochę złota.
Nic
nie odpowiedziałam. Ruszyliśmy w stronę marmurowego gmachy. Mijaliśmy właśnie
opustoszały, zabity deskami sklep Ollivandera, kiedy jeden z koczujących tam
żebraków doskoczył Dio mnie, wymachując brudnymi pięściami i złorzecząc
ochryple. Cofnęłam się gwałtownie, przerażona. Atak ze strony żebrzącego szlamy
był dla mnie gorszym przeżyciem, niż gdyby napadli na mnie członkowie Zakonu
Feniksa. Mężczyźni potraktowali go Cruciatusem, a kiedy cofnęli zaklęcie,
odrzucili jego drżące ciało kopniakiem, gdzie upadł pod odrapaną ścianą
budynku, dysząc ciężko.
Dotarliśmy
do banku, a ja wciąż byłam roztrzęsiona po tej małej, nieszkodliwej napaści.
Kiedy wspięliśmy się na sam szczyt schodów, przed drzwiami czekała na nas
niespodzianka w postaci dwóch czarodziejów w średnim wieku. Oboje trzymali
złote pręty i przyglądali nam się uważnie. Sapphire jako pierwsza dała się
sprawdzić. Przejechali po jej ciele próbnikami tożsamości, ale nie wykryli
żadnego przekrętu, więc wpuścili ją do środka. Tam samo zrobili z nami. Nie
uskarżałam się, ponieważ wiedziałam, że były to podstawowe środki ostrożności.
Atmosfera
w Banku wiele się nie zmieniła. Przy długim kontuarze siedziały gobliny,
zapisując coś w wielkich, zakurzonych księgach rachunkowych, licząc stosu
złotych monet i badając drogocenne kamienie. Podeszliśmy do jednego z nich, a
Sapphire przemówiła:
-
Chcielibyśmy wybrać złoto ze skarbca.
Goblin
zmierzył nas podejrzliwym wzrokiem swoich czarnych, paciorkowatych oczu, po czym
skinął na innego osobnika swego gatunku, który podetknął nam pod nos złotą
tacę.
-
Proszę o państwa różdżki – zwrócił się do nas.
-
Ale po co? – zapytałam szybko.
-
Jako dowód tożsamości.
Zerknęłam
niepewnie na Dracona i Sapphire. Nie chciałam nikomu dawać do oglądania
różdżki, którą miałam w kieszeni, a głównie dlatego, że nie była to moja
różdżka. Czasami ja i Czarny Pan zamienialiśmy się różdżkami. Często czarowałam
bez jej użycia, Voldemort zaś wolał swoją cisową, więc kiedy mi ją pożyczał,
niemalże czułam jej wibrowanie. Była pełna mocy, jak… relikwia. Moja nie
posiadała takiej siły. Śmierciożercy, Draco i Sapphire oddali posłusznie
różdżki, ja jednak byłam nieugięta. Nie miałam pojęcia, że w Banku Gringotta
teraz są przestrzegane tak ściśle wszelkie procedury. Nie chciałam chwalić się
różdżką samego Lorda Voldemorta. Mimo że według wszystkich ludzi byłam
niebezpieczna, podobnie jak mój wuj, ale byłam też osobą publiczną. Czarodzieje
i czarownice byli do mojej obecności przyzwyczajeni, więc budziłam o wiele
mniejszy lęk, a materialna rzecz należąca do Czarnego Pana musiała ich
przerażać. Szybko podwinęłam lewy rękaw szaty i pokazałam goblinowi Mroczny
Znak.
-
To wystarczy? – zapytałam cicho. Zapadło niezręczne milczenie.
-
Dobrze, idziemy – mruknął Malfoy i pociągnął mnie lekko w stronę wysokich
drzwi.
Wsiedliśmy
do niepewnie wyglądającego wózka, który natychmiast ruszył z miejsca. Draco co
chwilę zerkał na mnie, ale nie ośmielił się o nic zapytać przy towarzyszącym
nam goblinie. Na samym początku odwiedziliśmy skrytkę Sapphire, która była
umiejscowiona najwyżej, następnie kryptę Malfoyów. Ta znajdowała się na tym samym
piętrze, co moja i Lestrange’ów, tylko kilkanaście pomieszczeń dalej. Goblin
przyłożył dłoń z długimi, smukłymi palcami do grubych, żelaznych drzwi, które
otworzyły się z mechanicznym zgrzytem. Wśliznęłam się do środka, z pochodnia
przytwierdzona do kamiennej ściany zapłonęła. Była to dość sporych rozmiarów
komnata z półkami, na których poukładane były przeróżne kosztowne kielichy,
wielkie broszki, szkatułki wypełnione różnokolorowymi kamieniami oraz fiolki i
butelki migocących niczym drogocenne diamenty mikstur. Pod ścianą stała stara,
lecz przepiękna, drewniana toaletka z wysokim, pękniętym zwierciadłem, na
którego ramie wisiał sznur pereł. W kącie, poza stertami złota stała srebrna
zbroja w koronie i pierścieniami wypełniającymi przyłbicę, na której widniały
ślady zaschniętej krwi. O ścianę tuż za nią opierało się pół tuzina mieczy, a
każdy miał rękojeść wysadzaną kamieniami o innym kolorze, błyszczącym złowrogo
w półmroku.
-
Sophie, dlaczego nie chciałaś pokazać tym goblinom swojej różdżki? – zapytał
Draco, który właśnie wszedł za mną do mojego skarbca.
-
Bo to nie jest moja różdżka – wyznałam, unosząc ją lekko, aby przenieść kilkanaście
galeonów do sakiewki. – Od niedawna zamieniam się czasami z Czarnym Panem, a
bardzo nie chcę, aby ktokolwiek poza nim i mną jej dotykał.
-
Dlaczego? – wtrąciła się Sapphire, ale ja tylko wzruszyłam ramionami i
wyciągnęłam dyskretnie z torby niepozorną, lecz bardzo dla mnie cenną
książeczkę. Pamiętnik Syriusza był tutaj bezpieczniejszy. Schowałam go do
pięknie rzeźbionej szuflady toaletki, a Killer dodała z podziwem: - No, no…
Przybyło u ciebie sporo złota, pucharków… Myślisz, że za bilety na twój koncert
ludzie płacą też czymś takim?
Podniosła
z podłogi złoty widelec z bursztynową rączką i wrzuciła go na stos galeonów.
Podeszła do półki w głębi krypty, przyglądając się uważnie niepozornej, złotej
czarce.
-
Gdzieś już widziałam takie coś – mruknęła i wyciągnęła rękę w jej stronę, ale
ja ją uprzedziłam.
-
Nie dotykaj tego.
Przycisnęłam
zimne naczynie do piersi i odwróciła się do przyjaciółki plecami. Czarka
zapulsowała gwałtownie, bo nieproszeni goście zakłócili jej spokój. Nie
powinnam ich tutaj wpuszczać. Odłożyłam ją z powrotem na ciemny kąt półki i
chwyciłam napełnioną złotem sakiewkę, którą szybko wcisnęłam do wnętrza torby.
Poprawiłam nerwowo nagą czaszkę wysadzaną w magiczny sposób perłami i lśniącymi
krwawo rubinami, spoczywającą w ramionach złotego posągu Buddy, aby jakoś
wytłumaczyć mój gwałtowny ruch. Oj, jakże się gryzła owa rzeźba, spoczywająca w
tym samym pomieszczeniu razem z wielkim, bursztynowym krzyżem wiszącym na
ścianie i kilkunastoma perłowymi, diamentowymi i szmaragdowymi różańcami. O
marmurowe popiersie Napoleona opierał się również obraz przedstawiający
płaczącą namalowanymi szczerym złotem łzami Matkę Boską. Jej oczy zwrócone były
w kierunku wysokiego, kamiennego sklepienia. Krypta ta należała do mojej
rodziny już od wielu, bardzo wielu wieków, dlatego była piętrowa. Na górze
mieściło się praktycznie całe złoto, srebrne sykle i brązowe knuty, które nie
mogły się już zmieścić na dole. Na najniższych półkach leżały wymieszane z
perłami i diamentami skrawki cennych materiałów i zwierzęcych skór. Dopiero
teraz, przyglądając się temu całemu dobytkowi, zdałam sobie sprawę, jak bardzo
jestem bogata. Nigdy jakoś nie zwracałam na to uwagi, a teraz ta świadomość
przytłoczyła mnie. Poczułam swego rodzaju ulgę, kiedy sobie uzmysłowiłam, że
dzielę tą kryptę z wujem. Nie potrafiłabym sobie poradzić z tak wielkim
majątkiem. Tego nauczyli mnie Ghostowie przez te wszystkie lata mieszkania ze
mną pod jednym dachem.
Ruszyłam
szybko w stronę drzwi.
-
Chodźmy, jeśli chcemy dziś wszystko kupić.
Opuściliśmy
Bank Gringotta z ciężkimi sakiewkami. Najpierw udaliśmy się do Esów i Floresów,
w końcu książki były najważniejsze. Spotkaliśmy tam kilku znajomych, ale nie
zamieniliśmy z nimi ani słowa. Było już późno, a na niebie nie widać było ani
jednego promienia słońca, więc zaczęło się szybko ściemniać. Kiedy wyciągnęłam
listę rzeczy, które trzeba było na ten rok zakupić, zauważyłam, że nie widnieje
na niej żadna książka, która potrzebna byłaby do nauki obrony przed czarną
magią.
-
Spójrzcie na to, każdy uczeń musi w tym roku chodzić na mugoloznastwo –
odezwała się półgłosem Sapphire, kiedy staliśmy w kolejce, aby zapłacić za
wybrane dzieła. Parsknęłam śmiechem. To wszystko zupełnie nie miało sensu. Niby
Voldemort likwiduje mugoli, ale mimo to każe nam się o nich uczyć? Gdzie tu
logika? Będę z nim musiała poważnie porozmawiać, kiedy tylko pojawi się we
dworze Malfoyów.
-
Głupota – mruknęłam. – Czarny Pan mi powiedział, że Amycus albo Alecto będą
uczyć mugoloznastwa. Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi.
Wysypałam
odliczone monety na wyciągnięte dłonie sprzedawcy, włożyłam do torby kupione
podręczniki i odsunęłam się, aby Draco mógł zapłacić za swoje. Z tego, co
napisane było na liście książek dla siódmoklasistów wynikało, że żaden
nauczyciel nie odszedł ani nie został zwolniony. Udaliśmy się, aby uzupełnić
nasze zapasy składników do tworzenia eliksirów, potem Malfoy stwierdził, że
musi kupić nowe klipsy do miotły, więc udaliśmy się do sklepu miotlarskiego, a
na sam koniec wstąpiliśmy do madame Malkin. Gdybym chciała, mogłabym ze starych
szat zrobić nowe, ale gdzie tu przyjemność z wydawania pieniędzy?
-
Kiedy sobie pomyślę, że za dziesięć miesięcy będziemy pisać najważniejsze
egzaminy w naszym życiu, odechciewa mi się wracać do Hogwartu – stwierdził
blondyn, kiedy jedna ze sprzedawczyń kończyła właśnie upinać na nim nową,
czarną szatę.
-
No tak, będą sprawdzać, czego nauczyliśmy się przez te siedem lat – mruknęłam.
– Egzamin praktyczny zdam śpiewająco, ale teoretyczny… nie wiem, czy będzie mi
się chciało uczyć, kiedy Snape jest dyrektorem. On mi zawsze odpuszcza,
niestety.
-
Strasznie jestem ciekawa, jak będzie traktował innych uczniów. Szkoda tylko, że
już nie będzie uczył – dodała Sapphire. Jej szata była już gotowa i właśnie
odliczała galeony, aby za nią zapłacić.
Zeskoczyłam
ze stołka i również podeszłam do lady, na którą wysypałam kilka złotych monet.
Nie odpowiedziałam na to, Barty powiedział mi kiedyś o czymś, co ma się
wydarzyć w tym roku, ale nie chciałam, żeby sobie pomyślał, że nie można mi
ufać, więc postanowiłam nic nikomu nie mówić. Musiałyśmy poczekać jeszcze
kwadrans, aż szata Dracona będzie gotowa, po czym opuściliśmy sklep madame
Malkin i ruszyliśmy w stronę Dziurawego Kotła. Postanowiliśmy użyć tym razem
kominka, aby wrócić do dworu Malfoyów. Zbyt częsta teleportacja mi nie służyła,
poza tym bezpieczniejszy był ogień i proszek Fiuu. Wskoczyłam w szmaragdowe
płomienie, które wessały mnie niczym wielka rura. Kręciłam się tak długo, że
zrobiło mi się niedobrze, więc musiałam zacisnąć powieki. Gwałtowne uderzenie
stopami o palenisko spowodowało, że ugięły się pode mną kolana. Musiałam szybko
się odsunąć, bo zaraz za mną pojawiła się Sapphire. Machnęłam różdżką, aby
oczyścić swoje buty z sadzy i nie nanieść jej na piękny, perski dywan, który
leżał rozciągniętym na marmurowej podłodze w salonie.
-
Czy Czarny Pan był tutaj? – zapytałam Narcyzę, która siedziała na kanapie i
czytała „Proroka Codziennego”. Uniosła leniwie wzrok i omiotła nim ostatniego
Śmierciożercę, który wyskoczył z szmaragdowych płomieni.
-
Niestety, od kiedy wyszliście na zakupy, nie było go tutaj – odparła. – Ale
jeśli chcesz, powiem Lucjuszowi, żeby mu coś przekazał…
-
Nie, nie trzeba. Niech mnie po prostu ktoś powiadomi, kiedy się tutaj zjawi.
Zabrałam
swoje pakunki i udałam się czym prędzej na górę, gdzie zamknęłam się w swoim
pokoju. Tego dnia czułam się jakoś dziwnie. Byłam zmęczona, ale i jakaś taka…
niespokojna. Pragnęłam położyć się do łóżka i przespać ten napływ fatalnego
humoru, który musiał mnie zaatakować akurat tego dnia. Napaść tego żebraka
spowodowała, że poczułam się okropnie. Miałam takie poczucie, jakby to była
moja wina, że się tak stoczyli, a to przecież nie ja wymyśliłam te wszystkie
ustawy, przez które szlamy muszą teraz żyć w takiej nędzy.
Tak, ale przecież
mogłabyś przekonać Voldemorta, żeby je zmienił.
Opadłam
na łóżko i utkwiłam wzrok w suficie. To fakt, gdybym tylko chciała, mogłabym
jakoś się wstawić za tymi ludźmi. Ale to przecież było nie po ślizgońsku! No i
całym sercem byłam po stronie Czarnego Pana! Miałam jakiś kiepski dzień, to
wszystko. Nie powinnam się przejmować takimi szumowinami, które plugawią tylko
szlachetne rody czystej krwi czarodziejów swoim jestestwem.
Około północy ktoś zapukał do drzwi
mojego pokoju. Pomyślałam, że to może Narcyza stwierdziła, że należy mnie
trochę pomęczyć prośbami, abym zeszła na kolację, ale nie. Okazało się, że był
to sam Czarny Pan. Uśmiechnęłam się, kiedy podszedł do łóżka i położył się obok
mnie.
-
Jak się czujesz? Słyszałem, że jakaś szlama napadła na ciebie na Pokątnej. Nie
martw się, już jest martwa – dawno nie słyszałam, by jego głos był tak łagodny.
-
Zabiłeś tego faceta?
-
Tak.
Sama
nie wiem, co poczułam na tą wieść. Chyba raczej mnie to nie obeszło, nie mam
pojęcia. Położyłam głowę na jego spoczywającym na poduszce przedramieniu i
przytuliłam się do niego. Nie dlatego, że czułam się źle, nie. Po prostu teraz
tego potrzebowałam.
-
Od mojej wizyty na Pokątnej zastanawia mnie, dlaczego mugoloznastwo jest teraz
obowiązkowe – odezwałam się, gładząc palcem wierzch jego kościstej, białej
dłoni. Voldemort roześmiał się, jakby przypomniał mu się bardzo zabawny, dawno
zapomniany dowcip.
-
To ciekawa historia, a wpadła na to Bellatriks – odrzekł. – Lubimy zaskakiwać
naszych wrogów, ale tym razem nie będzie to zwykłe mugoloznastwo. Alecto Carrow
będzie uczyć nasze dzieci o mugolach, ale nie będzie kłamać, jak to czyniono
przez wiele lat. Będzie mówić całą prawdę o tym, w jakim chlewie żyją, jak są
nietolerancyjni wobec nas…
-
Bellatriks to wymyśliła – powiedziałam głosem suchym i beznamiętnym, który
sprawił, że uśmiech błąkający się na wargach Voldemorta nieco zbladł.
-
Tak, a Severus to potwierdził. Bardzo mu się ten pomysł spodobał. A co?
Westchnęłam
ciężko. To nie była dobra pora, a przede wszystkim miejsce na kolejną kłótnię,
dlatego nic nie odpowiedziałam, ale poczułam się nagle odrzucona. Głupio
zapragnęłam znaleźć się pomiędzy znajomymi ze szkoły, którzy nigdy nie robili
niczego poza moimi plecami. Ujęłam podbródek wuja i pocałowałam go w usta. On
natychmiast objął mnie ramieniem, drugą rękę zaś zacisnął na moim karku. Po
jakiejś minucie odsunęłam od niego twarz, celowo unikając jego czerwonych, w
tym momencie zatroskanych oczu.
-
Nie lubię tego, kiedy bez przerwy próbujecie mnie chronić, niemalże wyłazicie
ze skóry, abym nie dowiedziała się o pewnych sprawach, ale to i tak nic wam nie
da, bo wcześniej czy później ktoś mi o tym i tak powie – mruknęłam. –
Wiedziałeś na przykład, że dookoła mojej osoby wybuchło w Paryżu zamieszanie?
Twarz
Voldemorta nie wyrażała teraz zupełnie nic oprócz najszczerszego zdumienia.
Podniósł się na łokciu, myśląc usilnie, co mi na to odpowiedzieć.
-
No tak, Armand poinformował mnie o tym… ale skąd ty o tym wiesz? Podobno miał ci nic nie mówić.
-
I nie powiedział. Wiem to od kogoś innego. Chcę tylko odrobiny zaufania, co,
wciąż się boisz, że cię zdradzę, jak to zrobiłam z Dumbledore’em? – zapytałam z
pretensją w głosie.
-
Nie, ależ skąd! Wiem, że nie zrobiłabyś mi tego… po prostu uznałem, że na
niektóre rzeczy jesteś za młoda. Wiesz, może faktycznie czasami jest lepiej,
kiedy traktuję cię jak zwyczajną osobę – odparł, próbując mnie uspokoić, ale
uzyskał zupełnie odwrotny skutek, bo jego słowa tylko bardziej podniosły mi
ciśnienie. – Chciałbym, żebyś miała łatwiejsze życie, niż ci wszyscy
Śmierciożercy. No, nie denerwuj się już. Obiecuję, że nie będziemy przed tobą
wszystkiego ukrywać.
Odgarnął
mi włosy z twarzy i jeszcze raz pocałował mnie w usta. To przyrzeczenie było
tyle warte dla mnie, co życie szlam dla Voldemorta, ale postanowiłam się już
nie wykłócać. Jeszcze nadejdzie taki czas, kiedy może trochę podrosnę, że będą
się liczyć z moim zdaniem.
~*~
I
zaczynamy siódmą klasę. Będzie się tu działo o wiele więcej, bo nie jest nam
zbyt dużo wiadome o tym, jak przebiegał ostatni rok w Hogwarcie, więc będę
mogła trochę zaszaleć. Jak się podoba szablon? Taki „dodusiowy” xD Dobra, ja
spadam oglądać „Pottera” na DVD, dedykacja dla Semirkowej :*
~Aga;)
OdpowiedzUsuń13 sierpnia 2011 o 22:05
Pierwsza! No i notka tradycyjnie świetna! Mam nadzieję, że szybko dodasz nową;/ Dzięki za polecenie bloga. U mnie nowa notka najpóźniej we wtorek bo cierpie na brak laptopa. Rodzice mi zabierają ;/ Ale myślę,że jak pójdą do pracy to najpóźniej we wtorek po południu dodam:) Pozdrawiam:***
14 sierpnia 2011 o 22:57
UsuńHahaha, ja ogólnie „cierpię” teraz na brak brata w domu, u babci siedzi, więc mogę przy kompie posiedzieć xD
~olka
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2011 o 00:12
Sophie się ucieszyła,na pewno reszta uczniów się przyzwyczai do tego że Snape jest dyrektorem Hogwartu………..fajny szablon……….Pozdrawiam.
14 sierpnia 2011 o 23:00
UsuńPrzyzwyczai? Haha, raczej wątpię xD
~Isabelle
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2011 o 15:51
Świetny rozdział, Sapphire i Draco? :O szok:D cieszę się, że w końcu coś dodałaś ^^ Myślę, że nie uśmiercisz Voldka, xD Voldzio musi wygrać!
~Isabelle
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2011 o 15:51
Świetny rozdział, Sapphire i Draco? :O szok:D cieszę się, że w końcu coś dodałaś ^^ Myślę, że nie uśmiercisz Voldka, xD Voldzio musi wygrać!
14 sierpnia 2011 o 23:02
UsuńHahaha, oj, to będzie masakra, ta Bitwa o Hogwart xD
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2011 o 11:49
Popłakałam bym się, gdybyś go zabiła :( co by było dalej z Siostrzenicą.. :(
16 sierpnia 2011 o 17:08
UsuńBarty’ego? xD Siostrzenica jakoś by przeżyła, w końcu to Sophie jest główną bohaterką xD
~Lunatic
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 12:26
Witaj Frozen,jestem tu nowa i mam nadzieje że zostanę na długo:) Zaczęłam czytać Siostrzenicę parę dni temu,jestem na 46 rozdziale i muszę przyznać jestem zachwycona.Komentarz zostawiam tutaj,abyś nie musiała szukać.Pozdrawiam.
17 sierpnia 2011 o 14:02
UsuńOoo, nowa Czytelniczka, wszyscy Cię tu witamy bardzo serdecznie. Niestety, miałaś nieszczęście natrafić na jeszcze niepoprawione pierwsze rozdziały, ale im wyżej w szerokiej liście, tym lepiej, więc się na początku nie zraź xD
caitlin_memories@vp.pl
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 14:17
Serdecznie zapraszam na http://www.the-reason-to-cry.blog.onet.pl na nową notkę! :)PS zaraz przeczytam Twoją xD
17 sierpnia 2011 o 15:01
UsuńA szablon jak się podoba? xD
caitlin_memories@vp.pl
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 15:07
Aaach, takie zakupy z Sapphire… Sama przyjemność. Czy mnie się tylko wydaje, czy ona nawet słowem się do niej nie odezwała? ;) To znaczy, jeśli tak było, to rozumiem, dlaczego xDGenialnie :)Jak zawsze!Pozdrawiam ;*
17 sierpnia 2011 o 15:23
UsuńTak, nie odezwała się. Bo czuje do niej żal, że tak się perfidnie zachowała. Bo odbić przyjaciółce chłopaka, to jedno, jeszcze do wybaczenia. Ale być z jej byłym chłopakiem… Ja bym do śmierci się do takiej przyjaciółki nie odezwała. Najpierw na eksa nagadują, a potem ta się do niego przystawia. Hipokryzja i tyle xD
~Semirkowa
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 22:50
Dziękuję za dedykację ;* . Dopiero teraz miałam czas wejść w neta. Niby wakacje a czasu nie ma na nic xD. A niedługo mam wyjazd i nie czesto bede na necie. Coraz lepsze rozdziały tobie wychodzą. Jestem zachwycona
18 sierpnia 2011 o 17:11
UsuńHahah, znam ten ból xD Jakoś w czasie roku szkolnego znajduje się więcej czasu na wszystko, a poza tym jeszcze nauka…
~Semirkowa
Usuń18 sierpnia 2011 o 17:25
Tak już jest xD .w roku szkolnym zawsze miałam więcej czasu. Nadal się dziwię jak to możliwe. To w wakacje tak powinno być xD Dziś pół dnia biegałam po mieście,a tylko chwilowo siedzę w domu. Jeszcze czeka mnie wyjazd…i szukanie upragnionej płyty po sklepach xD a tobie to pisanie jednego rozdziału zżera pewnie sporo czasu. Bo gdybym miała napisać tak długi rozdział to z tydzień by zleciał xD
21 sierpnia 2011 o 17:35
UsuńEtam, kiedy się ma tyle blogów, nie można myśleć nad każdą literką, bo bym rozdziału nie opublikowała do śmierci xD Ale nie zmienia to faktu, że bardzo się staram, aby odcinki były jak najlepsze xD
~Jaenelle vel Nettie
OdpowiedzUsuń20 sierpnia 2011 o 15:51
Chciałam ogłosić, że reaktywowała la-morte-e-effetto, tyle, że teraz jest tutaj: http://tine-agus-oighear.blog.onet.pl/ Notki nie muszę komentować, bo jak zwykle jest świetna i ty o tym na pewno wiesz xD
21 sierpnia 2011 o 17:37
UsuńHahah, wiedziałam, że wszyscy „starzy” bloggerzy wrócą xD
~Morrigana
OdpowiedzUsuń21 sierpnia 2011 o 13:34
Hej. Czytam twoje bloga już od dawna, ale jakoś nigdy nie miałam okazji zostawić komentarza ;) Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie trafiłam na tak zawziętą osobę, która pisze już strasznie długo i wciąż nie brak jej pomysłów. O częstotliwość rozdziałów już nie wspomnę. :P Podziwiam cię. Prowadzisz tyle blogów na raz i ze wszystkimi się wyrabiasz. Jestem twoją fanką ;D Pisz dalej, a może wydasz kiedyś własną książkę. Ty byłby szok dla wielbicieli J.K. Rowling :P Pozdrawiam.Autorka ring-of-death.blog.onet.pl
21 sierpnia 2011 o 17:56
UsuńŁał, cieszę się, że Ci się podoba, ludzi zwykle odstrasza widok rozdziałów dodawanych przez ponad trzy lata i ilość odcinków xD
~Dorcas
OdpowiedzUsuń22 sierpnia 2011 o 15:17
Zostałaś dodana do linków na http://marauders-world.blog.onet.pl/ :)
~Aga;)
OdpowiedzUsuń22 sierpnia 2011 o 23:01
Piękny Nowy Szablon!!!!
23 sierpnia 2011 o 20:20
UsuńDziękuję bardzo, też go uwielbiam xD
~Isabelle
OdpowiedzUsuń23 sierpnia 2011 o 13:14
Przepiękny szablon xD masz wenę do robienia? :D czy mogłabyś mi zrobić nowy, kurcze uwielbiam twoje nagłówki, są piękne ;D a mi wciąż mało:) dam ci parę zdjęć, nie mogę się zdecydować jakie, dlatego ty wybierzesz jakie najbardziej będą pasować do szablonu :) http://oi51.tinypic.com/11vl6xx.jpghttp://oi54.tinypic.com/2e4lpqp.jpg http://oi55.tinypic.com/2qtcnf6.jpg Pierwsze dwa najbardziej mi się podobały :D kolory obojętne, byleby nie różowe xD układ trójkolumnowy, z góry dziękuję i nie mogę się doczekać efektu xD
23 sierpnia 2011 o 20:25
UsuńOk, zrobię coś takiego, jak na scp, ok? xD
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń23 sierpnia 2011 o 13:28
Email xD unnamed20@onet.pl -> blog everything-scares xD
~Isabelle
OdpowiedzUsuń23 sierpnia 2011 o 22:58
Śliczny szablon:D ale mam radochę :D dziękuję!!!!!!! :D przepiękny!!!!!!!
23 sierpnia 2011 o 23:15
UsuńA czcionka nie za ciemna? xD Może lepsza byłaby biała?
black_princess@spoko.pl
OdpowiedzUsuń24 sierpnia 2011 o 14:55
[SPAM] Wpadnij na milosc-zwycieza-wszystko.blog.onet.pl
unnamed20@onet.pl
OdpowiedzUsuń24 sierpnia 2011 o 15:49
Zaraz sprawdzę:D
~fear
OdpowiedzUsuń26 sierpnia 2011 o 23:26
Jak zawsze pięknie. Współczuje Sophie, nie chciałabym czuć się tak nieswojo. Jeszcze ta szlama! Brr..! Okropne! Czarka w krypcie Sophie to horkruks. Jej nie wiem co mam napisać, więc napiszę tyle : świetne!Pozdrawiam:
27 sierpnia 2011 o 08:53
UsuńOOOO, ja wiem, co mi napisz! Co zrobić, żebym miałam internet na tyle mocny, abym mogła przeczytać chociaż komentarze xD Siedzę od ósmej przy komputerze i dopiero na scp ten jeden mi się otworzył. A jeszcze lmm! Ooo, i zdjęcia muszę odebrać… :(