Planowanie trasy koncertowej to jedno,
a przygotowanie jej – drugie. Ja na szczęście nie musiałam brać w tym udziału.
Z jednej strony to i dobrze, bo non stop byłabym w rozjazdach, ale z drugiej w
domu Malfoyów nudziło mi się niemiłosiernie. Z braku zajęć często wyciągałam z
kufra maleńkie pudełeczko, w którym ukryty był ów ząb, który dostałam w spadku
po dyrektorze Hogwartu. Wpatrywanie się w nieskazitelny ząb wampira nie
sprawiło, że stawałam się mądrzejsza, ale przynajmniej czułam, że coś robię w
tym kierunku, aby w końcu zrozumieć zamiary Dumbledore’a. Nawet Harry nie
potrafił go rozgryźć, a przecież byli tak blisko… Jedyną rzeczą, nad którą
najbardziej się zawsze zastanawiałam było ogromne zaufanie i wiara we mnie. Już
nie raz i nie dwa wszyscy jego sojusznicy dziwili się, dlaczego tak się
zachowywał. Ale to w końcu Dumbledore, nie? Musiał mieć w tym jakiś cel, do
którego ja wciąż nie potrafiłam dotrzeć.
Obserwując
dokładnie kieł doszłam do wniosku, że jest na nim wygrawerowana, jak w
kamieniu, złota, ozdobna literka A. Bardzo chciałam wiedzieć, cóż ona miała
oznaczać, ale nie miałam pojęcia, do kogo się zwrócić po pomoc. Moja ciekawość
rozbudzała się z każdym spojrzeniem na ów ząb, ale nie, musiałam czekać
cierpliwie na poznanie tajemnicy. Dumbledore już to zaplanował. Fakt, że jego
martwe ciało spoczywało w spokoju na błoniach Hogwartu jakoś nie hamowało mojej
wyobraźni. Mimo że dyrektor nie żył, ja wciąż czułam się tak, jakby zdarzenie
na szczycie Wieży Astronomicznej nigdy nie miało miejsca. A przecież nie było
ani jednej osoby, która naprowadziłaby mnie na właściwą drogę.
A
jednak…
Armand.
Przez
te dni byłam idiotką, przecież było tylu Nieśmiertelnych, którzy mogli słyszeć
o jakimś wampirze, który utracił ząb. Bo prawdą było, że jeśli nasz kieł wypadnie,
będzie w stanie zregenerować się tylko wtedy, kiedy umieści się go na jego
dawnym miejscu. To okropne, że gdzieś na świecie jest wampir, który rozstał się
ze swoim zębem. A może Dumbledore’owi chodziło tylko o wypłoszenia z mojej
osoby strachu przed dentystami? W tej
swojej prostocie był osobą tak zawikłaną, że aż w tym wszystkim groteskową. Ale
jakim cudem wezwać tu Armanda? Barty nie będzie zachwycony. A przecież Mistrz
zawsze wie, kiedy go potrzebuję. Teraz był taki czas. Musiałam się z nim
zobaczyć. Tęskniłam. Pomimo tych krzywd, które mi wyrządził, pomimo że wciąż
odchodził i wracał, brakowało mi go. Kochałam go jaką dziwną, niewytłumaczalną
miłością, sentymentem… Chciałam znów przytulić się do jego twardego jak kamień
ramienia, poczuć aromat wrzosów unoszący się niewidoczną aurą dookoła jego
czarnych włosów… Taak, Crouch byłby wściekły. I będzie. Nigdy się z tym nie
kryłam, że jest dla mnie osobą ważną. Stworzył mnie, uratował… miałam u niego
potężny, wciąż jeszcze niespłacony dług wdzięczności.
Deszcz bębnił w szyby wysokich okien, a
ja siedziałam zamknięta w swoim pokoju, wpatrzona w ciemne, poszarpane chmury,
co jakiś czas przerywane błyskiem pioruna. Uwielbiałam taką pogodę. Wiatr
targał niespokojnie drzewa w ogrodzie Malfoyów. Było całkiem ciemno, jedynym
źródłem światła były błyskawice, które co chwilę rozjaśniały niebo. Nikt dziś
mnie nie niepokoił, mimo że nawet Bartemiusz był w domu. Nie życzyłam sobie
tego. Oparłam policzek o ciepłą szybę; słońce przygrzewało mocno, deszcz i
burza przyszły dopiero około dziewiętnastej. Teraz zegar wybił dwudziestą
trzecią, ale nie byłam ani trochę senna. Lubiłam obserwować, jak ciężkie, zimne
krople uderzają w szybę. Mogłabym tak siedzieć jeszcze pewnie z godzinę, aż
zdecydowałabym się zejść na kolację, gdyby nie pukanie do drzwi.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale ktoś do ciebie przyszedł.
Narcyza
wyglądała na lekko zaniepokojoną. W ogóle ostatnio fatalnie wyglądała. Co ja
mówię – ostatnio. Od kiedy tylko Czarny Pan ogłosił Śmierciożercom, że oto w
tym dworze będzie tymczasowo jego kwatera, Narcyza i Lucjusz bardzo się
zmienili. Wyglądali na ciągle wylęknionych, nie byli już tacy pewni siebie, a
Draco po prostu nie wychodził ze swoich pokoi, kiedy Lord Voldemort był w domu.
Podniosłam
głowę i odwróciłam się. Poczułam, jakby mój umysł obudził się z letargu.
Zamrugałam, aby pozbyć się wyrazu obojętności na twarzy.
-
Kto to taki? Nie wiem, czy zasługuje, żebym zeszła. Prosiłam, żeby mnie dziś
nie niepokojono – poinformowałam ją, ale w moim głosie bez wątpienia słychać
było ciekawość. Cyzia zacmokała cicho.
-
Gość prosił, abym nie zdradzała jego tożsamości. Musisz sama zejść i zobaczyć.
Tego właśnie sobie życzy – odparła, po czym wycofała się posłusznie, aby
zaczekać na mnie za drzwiami. Wstałam z ciężkim westchnieniem i poszłam za
Narcyzą na dół. Byłam jeszcze u szczytu schodów, kiedy poznałam stojącego w
drżącym, słabym świetle świec ciemnowłosego, ubranego w czarny, lśniący
płaszcz, od spodu migoczący czerwienią – Armanda. Włosy i ubranie miał mokre od
lejącego na zewnątrz deszczu, ale jego ciało było suche i ciepłe. Rzuciłam się
mu w objęcia, a on poderwał mnie w powietrze i objął ramionami. Chciałam tulić
go bardzo długo, w całkowitej ciemności, bez świadków. Ukrył twarz w moich
włosach, chłonąc ich słaby zapach – to, co jeszcze nie wyparowało z mojego na
wpół nieśmiertelnego ciała.
-
Bardzo chciałam, żebyś się tu zjawił –
wyszeptałam po francusku, aby Narcyza nie mogła tego zrozumieć.
-
Wiedziałem. Dlatego tu przybyłem. Ja też
bardzo chciałem się z tobą zobaczyć. Powiedz mi… Bartemiusz jest tutaj?...
Nie
zdążył dokończyć pytania, bo w korytarzu rozległy się czyjeś kroki. Kroki
Barty’ego. Od razu je poznałam i od razu wiedziałam, że będzie jakieś spięcie. Zawsze
musiałam pamiętać o jednym: oni nie mogli być razem w jednym pomieszczeniu. Armand
postawił mnie na podłodze i odwrócił się w kierunku Śmierciożercy z miną mówiącą
Tylko-Spróbuj-A-Zobaczysz. Barty nie był mu dłużny, gdyby spojrzał tak na mnie, natychmiast schowałabym się w
najciemniejszy kąt pomieszczenia.
-
Jakie ty masz idealne wyczucie, Crouch – rzekł wampir, a jego oczy zamigotały
groźnie. Natychmiast odsunęłam się od niego na wszelki wypadek, aby jeszcze
bardziej nie rozjuszyć Barty’ego, który i tak zerknął na mnie spode łba. Nie
lubiłam tego spojrzenia.
-
Nie wydaje mi się, żebyś był tu mile widziany, Armand – powiedział bardzo cicho. Jego oczy również ciskały w
Armanda sztyletami, ale ten zniósł to mężnie.
Sojusz
między nimi. To było coś, o czym marzyłam od dawna, ale w obecnej sytuacji,
kiedy stosunki między nimi są bardziej niż fatalne, nie było się co łudzić, że
kiedykolwiek spojrzą na siebie bez rządzy mordu malującej się na ich twarzach. Sama
nie mogłam już określić, który wyglądał na bardziej niezadowolonego z powodu,
że widzi tego drugiego.
-
Nie sądzę. Nie mam pojęcia, dlaczego wtrącasz się w tą rozmowę. Przyszedłem tu
do Sophie, bo tego chciała, nie do
ciebie – w głosie Mistrza zabrzmiała silnie nutka wyniosłości. Tego się
najbardziej bałam. Że wciągną mnie w ich kłótnię. Jeśli zamierzają sobie
pokrzyczeć – droga wolna. Ale bitwy tu nie będę tolerować. Już mi wystarczą
coraz to nowe informacje o nowych mordach i zaginięciach. Crouch znów zmierzył
mnie uważnym, chłodnym wzrokiem. Coś czułam, że po sprzeczce z Armandem, która
wisiała już w powietrzu, weźmie mnie na rozmowę. Poważną rozmowę.
-
Nie musisz jednak narażać zwyczajnych
ludzi na swoje towarzystwo – stwierdził. Był naprawdę fascynujący, kiedy się
denerwował, zwłaszcza w ten swój zimny, wyniosły sposób, nie tracąc kontroli
nad nerwami. Armand zaś już czaił się do skoku, niczym rozjuszony wąż. Krew,
którą tego dnia wypił zaróżowiła lekko jego policzki, a żyła po prawej stronie
jego szyi zapulsowała gwałtownie.
-
To naprawdę interesujące, ale skończ już. Jeśli już powiedziałeś, co ci leżało
na sercu, pójdę teraz z Sophie się przejść – odparł z zadziwiającym spokojem
wampir i wyciągnął smukłą, nieznacznie błyszczącą w półmroku dłoń w moją
stronę. Ujęłam ją niepewnie i posłałam Barty’emu przepraszające spojrzenie.
-
Szybko wrócimy, chciałabym zapytać Armanda o kilka rzeczy… później
porozmawiamy, dobrze? – zapytałam, ale Śmierciożerca nie wykonał nawet lekkiego
kiwnięcia głową. Patrzył, jak wampir obejmuje mnie ramieniem i wyprowadza na
zewnątrz. Ciężkie drzwi zamknęły się za nami z książkowym skrzypnięciem. Szybko
zmokłam. Włosy przykleiły mi się do twarzy, a szata była nieprzyjemnie klejąca.
-
Masz jakieś wątpliwości, kochanie? – zapytał znienacka Armand, a jego uścisk
lekko się wzmocnił.
-
No tak, to dotyczy testamentu Dumbledore’a. Pozostawił mi w spadku dziwną
rzecz, sam zobacz – pogrzebałam w kieszeni i wyciągnęłam z niej pudełeczko.
Zatrzymaliśmy
się bezwiednie. Mistrz otworzył je i wyciągnął błyszczący kieł. Przez chwilę
przyglądał mu się w milczeniu, jego czarne brwi nieznacznie się zmarszczyły.
Jego twarz czasami nie miała wyrazu, tak było u większości wampirów. Jeszcze
nie spotkałam takiego, który miałby twarz cały czas pełną wyrazu – jak
śmiertelnik. Istoty takie jak ja, które nie są w pełni ani wampirami, ani
ludźmi, funkcjonują na innych zasadach, jakby byli całkowicie nowym gatunkiem. Lubiłam
tę odmienność, mimo że byłam świadoma tego – prawdziwym Nieśmiertelnym, pijącym
tylko ludzką krew, unikającym słońca już nie będę. I co z tego, że mogę żyć
wiecznie, skoro ta ścisła, elitarna grupa nigdy nie zaufa mi całkowicie? Będą
mi zazdrościć tego, że mogę spożywać ludzki pokarm, robić to, co śmiertelnicy i
cieszyć się dniem słonecznym. Coś za coś.
W
końcu twarz Armanda rozluźniła się, a on uśmiechnął się.
-
Tak, to jest autentyczny ząb wampira. Nie mam pojęcia, skąd go wziął
Dumbledore, ale na pewno nie miał w jego właścicielu przyjaciela. Możesz pytać
każdego Nieśmiertelnego, czy mu brakuje zęba, ale i tak ci nie powie. To jest
dla nas hańba, przecież wiesz. Jeśli znajdziesz właściciela, którejś nocy
stwierdzisz, że ząb zniknął. Nawet się nie zorientujesz – odparł i oddał mi
pudełeczko.
-
Ale nurtuje mnie jedno. Dlaczego Dumbledore zostawił mi akurat ten ząb? Był
wszechstronnym czarodziejem, jestem pewna, że sam znalazłby wampira, który
stracił kieł. Podejrzewam, że chciał, abym to ja do odnalazła i przy okazji
zdobyła jakąś cenną mądrość, czy jakoś tak – oświadczyłam znudzonym tonem, a
Mistrz poklepał mnie lekko po ramieniu.
-
Jesteś młoda, jeszcze masz dużo czasu na odkrywanie. Jeśli czegoś się dowiem,
to natychmiast cię poinformuję.
-
Byłabym rada. Ale nie musisz niczego teraz dla mnie szukać. Muszę skupić się na
mojej karierze, a później na ostatnim roku w Hogwarcie. Zaczekam, aż wuj stłumi
bunt. Robią tyle szumu wkoło tego, zupełnie bezpodstawnie – stwierdziłam.
-
Ja osobiście uważam, że każdy powinien poznać strategię przeciwnika, zanim się
sprzeciwi. Co prawda, plany Czarnego Pana są… że się tak wyrażę… dość osobliwe,
ale, kto wie, może wyniknie z tego coś dobrego. My, wampiry się do tego nie
mieszamy. I ty też nie powinnaś – poradził mi spokojnym tonem nauczyciela,
który tłumaczy coś tępemu uczniakowi.
Zapragnęłam
wrócić do dworu. Tęskniłam za Armandem i nie chciałam, żeby już odchodził, ale
jakoś… sama nie wiem, może chciałam się wytłumaczyć Barty’emu? Uspokoić go
jakoś? Domyślałam się, jak mógł się czuć. Gdybym tylko mogła być w jego głowie
i przemówić mu do rozsądku, że naprawdę zależy mi tylko na nim. Niczego tak nie
pragnęłam, jak cofnąć czas do momentu tej okropnej zdrady, której się
dopuściłam. Ale tego zrobić nie mogłam i trzeba było żyć dalej. Tak, wiem.
Pomyślisz: Zmieniacz Czasu. Ale są czasami takie sytuacje, że i on nie pomoże. Poza
tym, rozbiliśmy cały zapas, jaki miało Ministerstwo Magii już dawno, podczas
walki o przepowiednię. Taak, to były czasy. Chciałabym do nich wrócić,
chociażby dlatego, że miałam przed sobą jeszcze dwa lata w Hogwarcie. A tak…
został mi jeden, który na pewno nie będzie taki jak sześć poprzednich. Jako
wampirzyca czułam, że nie będę żyła wiecznie. Moja śmierć zbliżała się
nieuchronnie, bo miałam dopiero siedemnaście lat, a sentyment staruszki. Z
większością Nieśmiertelnych tak jest, a ta niechęć do zmian objawia się w
bardzo różnym wieku. Marius na przykład był wampirem, którego czas zupełnie nie
dotyczył. Chciałabym być tak nieczuła na ciągłe rozwijanie się wszystkiego. Ale
nie, ja musiałam się urodzić z duszą humanistki, która na dodatek podchodzi do
wszystkiego zbyt emocjonalnie.
Armand,
jakby czytał w moich myślach, skierował się z powrotem w stronę dworu Malfoyów.
Uchwyciłam się jego ramienia, bo porośnięta szmaragdowozieloną trawą ziemia pod
moimi stopami była już praktycznie rozmoknięta. Trudno mi się brnęło przez tak
niestabilny grunt, oj trudno.
-
Kochanie, odnoszę wrażenie, że chcesz, abym dziś dał ci już spokój – odezwał
się niespodziewanie, a ja wzdrygnęłam się lekko, wyrwana z własnych myśli.
-
Nie, nie o to chodzi. Chciałabym teraz wszystko Barty’emu wyjaśnić. Rozumiesz… nie
chcę, żeby się na mnie gniewał. Ale możesz zostać tutaj do jutra, jeśli chcesz.
Wolisz spędzić dzień w pokoju czy w lochach? Gdzie będziesz czuł się
bezpieczniej? – zapytałam jak najuprzejmiejszym tonem.
Mistrz
zamyślił się.
-
To miłe z twojej strony. Ten dom jednak należy do państwa Malfoyów, nie chcę
się im narzucać.
-
Ale mój wuj jest ich panem, więc mogę dać ci jeden pokój, prawda?
-
Sam nie wiem. Jeśli taka jest twoja wola, to dobrze. Wolałbym jednak spędzić
dzień w lochu, nie lubię być niepokojony, kiedy śpię – odparł w końcu i
pogładził smukłymi, białymi palcami moją zaciśniętą na jego przedramieniu dłoń.
– Teraz jednak muszę iść zapolować. Nad ranem wrócę.
Pocałował
mnie w policzek, odwrócił się i wystrzelił w powietrze. Zdążyłam uchwycić
jedynie ciemny, rozmazany kształt, kiedy odrywał się od ziemi. Później
widziałam tylko pogrążony w burzy, ciemny ogród. Weszłam do holu, woda ściekała
ze mnie obficie. Współczuję osobie, która będzie musiała zmyć te wszystkie
mokre plamy. Ja oczywiście nie zamierzałam tego robić. Skoro Malfoyowie życzyli
sobie, abym czuła się tu, jak u siebie w domu, zignorowałam kałuże wody. We
dworze Czarnego Pana zawsze sprzątał za mnie Glizdogon albo Stworek. Właściwy
człowiek na właściwym miejscu.
Pobiegłam
na górę, aby się wysuszyć i przebrać w koszulę nocną, po czym udałam się czym
prędzej do komnaty Bartemiusza. Zastałam go już leżącego w łóżku, z
prostokątnymi okularami na nocie, czytającego książkę. Zmierzył mnie
przelotnym, ostrym spojrzeniem, po czym powrócił do lektury.
-
I co, gdzie jest Armand? – zapytał głosem, w którym dosłyszałam wyraźnie
brzmiącą ironię. – To dla niego się tak ubrałaś?
-
Nie bądź śmieszny. Armand poleciał na łowy, zostawił mnie przed domem. Przyszłam
z tobą porozmawiać – położyłam się tuż obok niego i wyjęłam mu książkę z rąk,
aby Crouch mógł skupić na mnie całkowicie uwagę. Zdjął okulary i odłożył je na
szafkę nocną. Po tej ulewie, która musiałam znieść podczas rozmowy z Armandem ciepło
płynące z płonącego kominka było dla mnie prawdziwą rozkoszą. – Mówiłam ci już
kiedyś. Dostałam od Dumbledore’a w testamencie ząb. To kieł wampira, a Armand
zna ich lepiej niż ja.
Położyłam
głowę na jego ramieniu. Nic nie odpowiedział na moje słowa, ale wyczułam, że
wciąż jest zły. Trochę mnie to zirytowało. Bo gniewał się na mnie, mimo że to
Armanda nie trawił. Kiedy go nie było, wszystko działo się swoim rytmem, między
nami nic się nie psuło. Nie zamierzałam zrezygnować ze znajomości z Mistrzem
tylko dlatego, że on się lepiej poczuł.
-
Nie oczekuję, żebyś się tłumaczyła. Po prostu nie lubię, kiedy on się tutaj zjawia – odparł w końcu z
bardzo niezadowoloną miną. – Nie chcę wyciągać tych starych spraw, ale jak mamy
zacząć nowe, lepsze życie, kiedy on cały czas krąży dookoła ciebie?
Zaśmiałam
się, słysząc to.
-
Nie krąży, jest dla mnie kimś ważnym, przyzwyczaj się do tego. Jest tylko moim
przyjacielem. Gdybym chciała z nim być, to bym była. Nie jest dla ciebie
zagrożeniem – pogłaskałam jego ramię i uśmiechnęłam się. Poczułam, że bariera,
która się między nami wytworzyła, ustąpiła. Postanowiłam zostać tutaj na noc,
żeby mu wynagrodzić te chwile nerwów.
*
Następnego
dnia po śniadaniu postanowiłam wybrać się do Jacquesa. Tęskniłam za nim, już
dawno się nie widzieliśmy. Prawdopodobnie od pogrzebu Dumbledore’a, jeżeli
dobrze pamiętam. Nie miałam od niego żadnych wiadomości, ale byłam pewna, że
Czarny Pan nigdy nie targnąłby się na jego życie. Wiedział, że jest mi bardzo
bliski. Armand, jak mnie poinformowała Narcyza, znajdował się aktualnie w
zamkniętej od wewnątrz piwnicy. Powiedziałam jej, że życzyłabym sobie, aby nikt
go nie niepokoił, nawet po tym, jak wstanie, po czym teleportowałam się. Czymże
było dla mnie złamanie magicznych barier?
Na
Grimmauld Place pogoda była zupełnie inna, niż w Anglii. Niebo pokryte było
ciemnymi, groźnie wyglądającymi chmurami, wiatr szarpał niemiłosiernie gałęzie
drzew pokryte ciemnozielonymi liśćmi. Mimo że dopiero co rozpoczął się
sierpień, czuło się prędko kończące się lato. Przeszłam krzywym, betonowym
chodnikiem, zwalczając w sobie pokusę zajrzenia do domu rodzinnego Syriusza. Wiedziałam,
że teraz nie ma tam nikogo, ale wspomnienia kłębiące się po korytarzach tego
mieszkania niczym mgła o poranku były niemal namacalne. Może nie wszystkie
należały do najmilszych, ale z perspektywy czasu na wszystko patrzy się trochę
inaczej.
Po
jakichś trzech minutach całkiem przyjemnego spaceru moim oczom ukazał się
odrapany budynek. Podwórko przed nim wyglądało nieco porządniej, ale trawa
nadal nie była idealnie przystrzyżona, a krzak czerwonych róż zdziczał.
Przeszłam przez ścieżkę i zapukałam. Po jakiejś minucie drzwi otworzył mi
Jacques, ale był chyba w kiepskim stanie. Jakby przestraszony i niewyspany.
-
Nie przeszkadzam ci? Pomyślałam, że cię odwiedzę, dawno się nie widzieliśmy –
odezwałam się, wchodząc do środka. W salonie panował idealny porządek, co
bardzo mnie zdziwiło. Wiedziałam, że Jacques, jako wojskowy, powinien
zachowywać porządek, ale ten perfekcyjny ład trochę mnie zaniepokoił. On sam
zaś wyglądał tak, jakby nie wychodził z domu od co najmniej tygodnia.
-
Nie, to dobrze, że z kimś mogę nareszcie porozmawiać. Mam mugolski telewizor
dla zabicia czasu, ale to nie to samo, co rozmowa – odparł i usiadł na kanapie.
Ja zajęłam miejsca naprzeciwko niego. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to
obawa Jacquesa przed napaścią ze strony Voldemorta.
-
Chodzi o Czarnego Pana? – zapytałam z troską. – Nie musisz się bać, że
Śmierciożercy coś ci zrobią. Wiem, że to trochę nie zgodne z demokratycznymi
regułami, ale mamy wojnę i wolno praktycznie wszystko. Wuj wie, że dobrze się
znamy, z jego strony nic ci nie grozi.
-
Tak, ja też o tym wiem. Ukrywam się przed członkami Zakonu Feniksa. Oni mieli
tutaj niedaleko siedzibę, teraz dowiedzieli się, że i ja mieszkam przy tej
ulicy. Kręcił się tu kiedyś Dealus Diggle, wieczorem zaś dostałem taki list.
Wstał,
pogrzebał w szafce stojącej obok kominka, po czym wyciągnął z niej pomięty
kawałek pergaminu i wręczył mi go. Rozprostowałam pożółkły, gruby papier i
przeczytałam:
Panie Serpens,
ostatnio doszły do
nas wieści od pańskiego brata, że przebywa pan w Polsce. Chciałabym, aby pan
znalazł dla mnie trochę czasu i raczył się spotkać. Jeśli chodzi o termin,
dostosujemy się pod pana.
Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
Przeczytałam
ten list dwukrotnie, zanim dotarła do mnie jego treść. A więc to tak… Nie dość,
że ojciec dręczył mnie i Spirydiona, to jeszcze zamierza zniszczyć życie
swojego brata. Ten człowiek nie odpuści, dopóki mu ktoś nie uświadomi, że nie
powinien wtrącać się w sprawy innych ludzi. Oddałam wujkowi kartkę pergaminu,
kręcąc z niedowierzaniem głową.
-
Masz jeszcze jednego brata? – zapytałam z nadzieją w głosie. Dobrze wiedziałam,
jaka będzie odpowiedź, ale gdzieś głęboko w sercu pragnęłam, by tym konfidentem
nie okazał się mój biologiczny ojciec. Już wystarczająco nacierpiałam się przez
niego.
Jacques
roześmiał się i pokręcił głową.
-
Niestety. Nie chcę się z nią spotkać, bo ona zamierza mnie przekabacić na
stronę Zakonu. A nie zamierzam się mieszać jeszcze w jakieś konflikty z nimi. Dobrze
mi się żyło do tej pory, kiedy byłem po prostu normalnym obywatelem, nie
mieszającym się w to wszystko. Dobrze wiesz, że popieram twojego wuja w wielu
sprawach, ale niedługo wyjeżdżam do Francji, nie chcę sobie narobić w Polsce
wrogów. Wystarczy mi już twój przykład. Nie wiem, jak to znosisz. No wiesz… ja
bym nie wytrzymał przez tyle lat w obcym kraju – odparł, a ja tylko wzruszyłam
ramionami, zbyt wiele nie myśląc o tym, co do mnie powiedział.
-
Idzie się przyzwyczaić – mruknęłam. – Czemu nie mogę wrócić do Francji?
Przecież tam jest moja rodzina… cały elitarny klan wampirów. Jestem świadoma,
że nigdy do niego nie będę należeć, chyba że dożyję czterystu lat. Ale to jest
chore, żeby Czarny Pan dostawał kręćka za każdym razem, kiedy wspominam, że chciałabym
tam wrócić.
Przeszło
mi przez myśl, że Voldemort bał się, że jeśli już wyjadę, to nigdy mnie już nie
zobaczy albo że nie będę chciała wrócić do Polski, ale przecież tyle razy
utwierdzałam go w przekonaniu, że się mylił… Tu chodziło o coś zupełnie innego.
Kiedyś dowiem się, o co. Teraz jednak nie było sensu dochodzić, o co. Mam
jeszcze dziesięć lat, zanim Wielka Rada Nieśmiertelnych wtrąci mnie do Komnaty.
Ale jeśli stanę się w końcu prawdziwą wampirzycą, może otworzą się przede mną
drzwi do tej wiedzy, której mi przez tyle lat odmawiano. Bardzo chciałam, żeby
to stało się już, ale Bartemiuszowi musiałaby chyba grozić śmierć, żeby mógł
zgodzić się na przeistoczenie. Albo nawet i podczas takiego zagrożenia wolałby
umrzeć i już nigdy się ze mną nie zobaczyć, niż, jak on to określa, zaprzedać duszę diabłu. Zostawała mi
jedyna alternatywa: dać mu swoją krew mimo jego odmowy. Taki rytuał był bardzo
niebezpieczny, zwłaszcza dla potencjalnie nowego wampira. Może okazać się
niewłaściwy, jego dusza może nie przyjąć tego daru jak należy. Wtedy zostaje
powolna utrata zdrowych zmysłów, a na koniec samobójstwo z rozpaczy.
-
Zostaje ci jedynie przeczekać tą całą wojnę – poradził mi Jacques. – Nie możesz
zostawić tych wszystkich ludzi, żeby pojechać do Paryża i odkrywać to wszystko,
co przed tobą zataili. Nie patrz tak na mnie, wiem tylko to, że byłaś chroniona
przed wieloma informacjami. Nie wiem, przed jakimi.
Zostałam
u wuja aż do wieczora. Do dworu Malfoyów wróciłam dopiero na kolację. U nich
zwykle ten posiłek spożywano o dosyć późnej porze, więc zdążyło się już dobrze
ściemnić. Dowiedziałam się, że Armand musiał natychmiastowo opuścić piwnicę
zaraz po zapadnięciu zmroku, ale obiecał, że się ze mną skontaktuje. Poczułam
się jeszcze gorzej, niż po odwiedzeniu Jacquesa. Nie dość, że Armand coś
ukrywa, to okazuje się, że wszyscy naokoło coś wiedzą, tylko nie ja. A
najlepsze jest to, że te informacje dotyczą mnie. Nie wiem. Jeszcze jeden
sekret?
~*~
Wiem,
jesteście źli. Ale przepraszam, na koniec roku zawsze tak jest. A ja na dodatek
mam mnóstwo poprawek. We środę jednak koniec roku, NARESZCIE. Obiecuję rozdział
zaraz po rozdaniu świadectw. Tak w ogóle, to miałam ten odcinek publikować
wczoraj, ale byłam bardzo zmęczona. Za to następny będzie wredny, wiem, ale za
to ciekawy. I z akcją xD Dedykacja dla Atramentowej
:*
~olka
OdpowiedzUsuń18 czerwca 2011 o 21:16
Sophie była ucieszona że Armand ją odwiedził,dobrze że się z Bartym nie pobili………………….Pozdrawiam.
19 czerwca 2011 o 15:50
UsuńGdzietam, Barty to śmiertelnik, nie miałby szans xD Chyba że w pojedynku czarodziejów xD
~Allelek
OdpowiedzUsuń18 czerwca 2011 o 22:07
jaram się nowym rozdziałem! Idę czytać XD
~Allelek
Usuń19 czerwca 2011 o 01:02
I jak zwykle rozdział jest świetny. Ciekawość mnie zżera dlaczego Czarny Pan nie pozwala jej jechać do Francji, mam nadzieje że niebawem to ujawnisz :D Pozdrawiam :*
19 czerwca 2011 o 15:56
UsuńNiebawem? Kochana, to jest jeden z głównych niewyjaśnionych wątków xD Na taką informację długo trzeba będzie czekać xD
19 czerwca 2011 o 15:54
UsuńTaaak, do wczoraj nowy rozdział to był cud, ale teraz już się ustatkuje – odcinek co drugi dzień, przynajmniej przez wakacje xD
mimozjonka@amorki.pl
OdpowiedzUsuń18 czerwca 2011 o 22:22
Wspaniały jak wszystkie twoje dzieła ^^Och jak ja nienawidzę tych frajerów z Zakonu ;pNom dobrze że nie pozwoliłaś im na walkę i tak Barty nie miałby szans z wampirem.Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę ;*
19 czerwca 2011 o 15:58
UsuńPrzeceniasz Armnada, a nie doceniasz Bartemiusza. On ma tą rzecz, której nie ma Mistrz Sophie: jest czarodziejem xD
~Paulina
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 12:22
Przeczytałam już wczoraj, ale komentuje dopiero dzisiaj. Wyjątkowo długi rozdział :) Ale Barty już przesadza z tę zazdrością :PNo to się Sophie wkurzy na ojca ;P
19 czerwca 2011 o 16:01
UsuńNie jest długi, miał chyba…. 5 kartek w wordzie? Króciutki, następny będzie długaśny xD I wrednaśny xD
~Adrianna
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 12:38
a myślałam ze się pobiją xD. Juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :) czekam na koncert Sophie xD nie wiem czy zdąze przeczytać twoj nastepny rozdział ,bo wyjeżdzam do Włoch. Pozdr.
19 czerwca 2011 o 16:03
UsuńNastępny rozdział pewnie jutro, ewentualnie we czwartek, więc zapraszam xD Może zdążysz xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 14:15
Gratuluję ci chęci pisania , tyle rozdziałów no szacun :D w dodatku prowadzisz jeszcze inne blogi , które również czytam , nie miałam okazji prędzej skomentować rozdziałów. Ale i tak je czytałam. Ciekawa tematyka. Podoba mi się charakter Sophie , w pózniejszych rozdziałach okazało się , że jest wampirem. Voldzio ją zamykał :D , co do tego rozdziału , no podobał mi się , tak jak wszystkie. Barty o mały włos się nie pobił z Armandem. Gdy wszedł wyglądał na zazdrosnego :D , no cóż nie dziwię się mu w końcu facet. No tyle rozpisałam się , jeżeli mogę spytać kiedy będzie rozdział na Dark Love Riddle? :D , napisz u mnie :) http://tom-riddle-lord-voldemort.blog.onet.pl/
19 czerwca 2011 o 16:08
UsuńCieszę się, że Ci się podoba, chociaż ja jak zwykle z mojego pisania nie jestem zadowolona. Wiele mi brakuje do doskonałości. Cóż, rozdział na scp będzie pewnie jutro, o ile zdążę przepisać, a na dlr… hmmm, następny jest trochę długi, pewnie w piątek xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 16:24
Hmm… ;D , znudził mi się trochę ten szablon , widziałam na niektórych blogach twoje szablony:P no fajne ;D , jeżeli masz czas możesz zrobić według siebie , dzięki za propozycję :P napiszę na gg , ale pózniej bo muszę odzyskać hasło po formacie komputera :D
19 czerwca 2011 o 17:11
UsuńPowiem szczerze… już dla Ciebie zrobiłam. Hmmm, podaj mi e-maila, wyślę Ci linki i sposób linkowania xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 19:10
Piękny szablon Kurde ;d fajny xd wyślij mi na interie http://www.trilac191@interia.pl nie musi być z www xd nie moge się doczekać szablonu ;D
20 czerwca 2011 o 17:36
UsuńSzablon był gotowy, zanim mi powiedziałaś, czy chcesz xD Miałam akurat taką fazę. Ok, cała instrukcja będzie w wiadomości, razem ze screenami, wiesz, gdybyś miała problemy. xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 21:13
jak nie da się wysłać na interie wyślij na http://www.gry253@onet.pl ;)
20 czerwca 2011 o 17:40
UsuńOk, ja wysyłam z yahoo.com, ale nie będzie obrazków, tylko same linki xD Ułatwię Ci wstawianie szablonu xD
mimozjonka@amorki.pl
OdpowiedzUsuń19 czerwca 2011 o 22:44
Widzę nowy szablon!!.Ta kobieta po prawej wygląda trochę jak Bellatrix ^^ Faktycznie masz wenę do tworzenia.Gdy pierwszy raz natrafiłam na ten blog,to już z cztery razy zmieniałaś szablon ;pAle przyznam że ten mi się podoba bardziej od poprzedniego.Tamten był taki psychodeliczny XD
20 czerwca 2011 o 17:47
UsuńPowiem szczerze… w całej historii bloga szablon zmieniałam trochę więcej niż cztery razy. Ogólnie, to nowy szablon jest co najmniej co 4 rozdziały xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń20 czerwca 2011 o 20:23
Dziękuję za ten śliczny szablon , musiałaś się napracować , bardzo mi się podoba :) czuję , że często będę korzystać z twoich usług :D , od razu lepiej :P , ten awatar usunęłam i tak był beznadziejny :D , muszę jeszcze spytać co do nagłówka.. jak można się pozbyć tych napisów „brak tytułu”
20 czerwca 2011 o 20:29
UsuńTak, można. Po prostu wchodzisz w nagłówek, usuwasz napis i zamiast tego wstawiasz jedną spację. Tak samo na dole. Aha, i nie do końca o to mi chodziło w statystyce. Usuwasz napis i wystarczą same gwiazdki po obu stronach xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń20 czerwca 2011 o 20:58
Jasne , dzięki , ale ten szablon bombowy :D dzięki :**
20 czerwca 2011 o 21:00
UsuńSpoko. Zauważyłam, że dopiero zaczęłaś blogować, przynajmniej na Onecie, więc na razie ten szablon był dośc łatwy. Jak już się obeznasz z blogiem onetowskim, to trudniejsze będą do zalikowania xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń21 czerwca 2011 o 21:04
Jak widać dopiero „się rozkręcam” ;d na początku nawet nie wiedziałam jak pisać bloga hah :D , a szablon cudny :D , zdolna jesteś :) , to już wiem do kogo się zwracać o nagłówek xD jeszcze raz dzięki :)
21 czerwca 2011 o 21:43
UsuńNo tak, lubię się bawić grafiką, jeśli ktoś mnie poprosi o szablon, to bez problemu robię. Czasem nawet ja proponuję, jeśli widzę opowiadanie z duszą, a grafika jest podupadająca xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń22 czerwca 2011 o 16:55
No tak , :D wiesz może jak się robi menu :D takie jak ty masz?? , na razie mi to nie jest potrzebne , ale ciekawi mnie jak można to zrobic ;D napisz tutaj lub u mnie jak wolisz ;D
www.gry253@onet.pl
Usuń22 czerwca 2011 o 16:55
No tak , :D wiesz może jak się robi menu :D takie jak ty masz?? , na razie mi to nie jest potrzebne , ale ciekawi mnie jak można to zrobic ;D napisz tutaj lub u mnie jak wolisz ;D
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń22 czerwca 2011 o 16:56
Własnie jak tam świadectwo :D ?
22 czerwca 2011 o 22:38
UsuńZnośnawo, szału nie ma xD
mimozjonka@amorki.pl
OdpowiedzUsuń22 czerwca 2011 o 20:54
Dzięki za umieszczenie mnie w „blog tygodnia” :**kiedy nowa notka ?(narobiłaś mi smaka z tym Voldziem ;p)
22 czerwca 2011 o 22:40
UsuńMiała być dzisiaj, ale kurde, cały dzień praktycznie u chłopaka byłam, nie zdążyłam przepisać, a trochę mi jeszcze zostało. Będzie 24.06. xD
www.gry253@onet.pl
OdpowiedzUsuń22 czerwca 2011 o 22:44
Ahh rozumiem :D , cały czas się powtarza ;D wiesz za jakiś czas się to zrobię , na razie nie mam czasu :D , dzięki za instrukcję :D , właśnie też czekam na notkę , czytałam co będzie w następnym odcinku , Kurde z Voldkiem kusisz ;D