Próbowałam zasnąć, ale nic z tego nie wyszło. A robiłam wszystko, żeby sen w końcu przyszedł. Wypiłam kilka eliksirów, ale nic to nie dało. Nadal leżałam i tępo wpatrywałam się w sufit. Z wujem przeszliśmy już wiele kłótni, ale ta chyba była najgorsza z nich wszystkich. Teraz zrozumiałam, że w końcu przekroczyłam tę niewidzialną granicę.
Dość.
Ten cichy głosik w mojej głowie przemówił wystarczająco głośno, bym go usłyszała i nawet nie pomyślała, by go nie posłuchać. Zamknęłam oczy i potarłam zaciśnięte powieki. Zmęczonymi oczami spojrzałam na smukły, wysoki zegar, stojący w kącie. Niedawno wybił godzinę drugą w nocy. Zwlokłam się z łóżka. Długo biłam się z tą myślą, ale w końcu musiałam coś zrobić. Zachwiałam się lekko. Nie lubiłam zbyt długo leżeć w łóżku, a ta udręka tylko wyczerpała moje siły.
Wymknęłam się na zewnątrz. Zwykle nie chodziłam nocą po domu. Czarny Pan już dawno ostrzegł mnie, żebym tego nie robiła, ale jakoś nie podał mi powodu. Wszyscy dawno już się rozeszli, a w domu panował niczym nieprzenikniony mrok. Po cichu wspięłam się na pierwsze piętro, potem na drugie, trzecie… W końcu udało mi się odnaleźć komnatę wuja. O ile mi wiadomo, nikt nie bywał na tym piętrze. Bez pukania weszłam do środka. Znalazłam się w czarnym, niewielkim pomieszczeniu przed prawdziwą sypialnią. Nie zmieniło się w niej nic od dnia, kiedy byłam tu ostatnio, za wyjątkiem Nagini, zwiniętej gdzieś w ciemnym kącie. Pchnęłam drugie drzwi, w nadziei, że Czarny Pan już śpi. Wemknięcie się do środka niezauważalnie, a potem zaskoczenie go uchroniłoby mnie przed kompromitującymi wyjaśnieniami.
Chyba rzeczywiście Voldemort spał albo nie było go w środku, bo światła były pogaszone, a w fotelu przed wygaszonym kominkiem nikogo nie zobaczyłam. Jednak zauważyłam w tym mroku postać, okrytą satynową kołdrą, leżącą na łóżku. Moje oczy, które jeszcze nie wykształciły się tak dobrze, jak powinny działać oczy prawdziwego wampira, nie dojrzały całego pokoju. Z pewnością jednak nie wyglądał tak, jak wyglądał, kiedy byłam tu ostatnio. Na przykład łóżko. Było zupełnie inne od tego, które pamiętałam. Z czterema ciemnymi, ostro rzeźbionymi kolumnami w rogach i lśniącym, przezroczystym baldachimem. Może właśnie przez niego od razu nie zauważyłam wuja.
Odsłoniłam lekką kotarę. Czarny Pan naprawdę spał. Wydał mi się teraz tak ludzki, jak nigdy wcześniej. Leżał po środku wielkiego łoża, więc nie miałam problemu, żeby położyć się obok niego. Naprawdę, nie chciałam go budzić. Ale przecież właśnie po to tutaj przyszłam. Żeby z nim wszystko wyjaśnić.
Odwrócony był do mnie plecami, więc objęłam go. Podejrzewałam, że Voldemort natychmiast się obudzi. W końcu cały czas był bardzo czujny. I nie pomyliłam się. Czarny Pan natychmiast odwrócił się i podparł na łokciu.
- Sophie – moje imię wypowiedział tak ostro, że aż mnie zmroziło. – Co tu robisz?
Kołdra zsunęła mu się z piersi. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłam, że wcale nie sypiał ubrany w szatę. Ale nie miało to dla mnie teraz żadnego znaczenia. Normalnie zapytałabym go, czy śpi nago, ale uznałam, że byłoby to nietaktowne, zwłaszcza kiedy był w takim humorze.
- Przepraszam cię – powiedziałam i przytuliłam się do niego tak mocno, żeby nie mógł mnie odepchnąć. – Nie może być między nami tak jak dawniej?
Zesztywniał, z miną niezbyt zadowoloną, co spowodowane było z pewnością tym, że w nocy zakradłam się do jego sypialni, wyrwałam go ze snu i wspominam o tych irytujących go rzeczach.
- Sophie – powtórzył już trochę łagodniej, mimo to uścisku nie zwolniłam. – Bardzo mało rozumiesz. Wiesz, nie mam swoich dzieci, ale ciebie traktuję jeszcze lepiej niż córkę. Jeśli kiedykolwiek będziesz miała dzieci, zrozumiesz, że najważniejsze jest ich bezpieczeństwo. A ja lepiej wiem, co jest dla ciebie dobre. Teraz to ci się może nie podobać, ale później zrozumiesz, że miałem rację. Naprawdę, nie chcę ci zrobić na złość.
Nadal nie byłam pewna, czy mnie od siebie nie odepchnie, kiedy go puszczę, ale gdy to zrobiłam, posunął się trochę i wyciągnął w moją stronę rękę w zapraszającym geście. Wśliznęłam się pod kołdrę i przytuliłam się do wuja.
- Kocham cię – wyszeptałam.
- Ja ciebie też – odpowiedział mi beznamiętnym tonem, gładząc moje włosy.
Milczeliśmy. Wiedziałam, że ma szeroko otwarte oczy, a wzrok utkwiony w suficie. Zastygliśmy w bezruchu, każde pogrążone we własnych myślach. Nie byłam do końca pewna, czy mi przebaczył. A tak tego pragnęłam! Bardziej, niż tego cholernego wyjazdu do Francji.
- Przepraszam – powiedziałam już chyba po raz setny. Jeszcze nigdy tyle razy nikogo nie przepraszałam. Dawniej to słowo wprost nie przechodziło mi przez gardło.
- Powtarzasz się – rzekł Voldemort. – Przebaczę ci to choćby dlatego, byś przestała mnie już przepraszać.
Odchyliłam głowę nieco do tyłu, żeby na niego spojrzeć. Czarny Pan podparł się na łokciu, jedną ręką wciąż gładząc mnie po włosach, drugą zaś ujął mój policzek i pocałował mnie. Wiele razy już to robił. Ale nigdy w ten sposób. Rozchylił językiem moje wargi, po czym wsunął go do moich ust. Zwykle ja to robiłam. Często śmiałam się, że wuj jest taki nieśmiały, jeśli chodziło o tak intymne sytuacje, a sam przecież wyczyniał o wiele gorsze rzeczy, w końcu mordował tych winnych i niewinnych ludzi, rozwalał wszystko, co się dało…
Cóż, nie przeczę, że przyjemnie było tak leżeć i po prostu poddawać się jego nieśmiałym pieszczotom. Ale poczułam głęboko w sercu, coś, co wywołało mój niepokój. Brak wyrzutów sumienia. Zwykle, kiedy zjawiał się Armand, a ja pozwalałam mu choćby pocałować się w policzek, zaraz pojawiał się ten nieprzyjemny skurcz w żołądku. Lecz teraz, kiedy sprawy zaszły już tak daleko, i to z moim wujem, nie czułam nic takiego. Nie wiem. Może po prostu wiedziałam, że gdyby coś między nami się wydarzyło, coś o wiele poważniejszego, niż same pocałunki, Barty nie miałby mi tego za złe. On kochał Czarnego Pana o wiele bardziej niż mnie. Hmm, może nie kochał, to mocne słowo. Ubóstwiał go. Był jego wzorem do naśladowania, mogę nawet powiedzieć, że też idolem. A Voldemort za to bardzo lubił Croucha. Owszem, zwykle rzucał na niego klątwę lub dwie, kiedy zobaczył, że jest zbyt blisko mnie, czy jego ręka obejmuje mnie tak, jak obejmować nie powinna. Ale zawsze uważał go za kogoś godnego zaufania. Jestem pewna, że mówił mu więcej niż mnie.
Stwierdziłam, że czas już było dodać trochę od siebie w to, co teraz się między nami działo. Zawsze traktowałam coś takiego jak zabawę, nic wielkiego. Ale teraz poczułam coś dziwnego, coś, czego jeszcze nigdy nie czułam, kiedy odbywała się między nami ta „zabawa”. Jakby… pożądanie? Nie, na pewno nie, zdawało mi się tylko. Po prostu to wszystko zbyt daleko zaszło. A ja, póki co, nie zamierzałam tego przerywać.
Uśmiechnęłam się, co spowodowało, że Czarny Pan oderwał się ode mnie. Ukryłam twarz w zagłębieniu przy jego szyi. Usłyszałam ciche pulsowanie krwi, przepływającej przez tętnicę. Jakże teraz chciałam to zrobić! Voldemort aż się prosił, żeby wbić kły w jego szyję i pić, pić, aż stracę do tego chęć… Ale potrafiłam się pohamować. Przez chwilę całowałam jego skórę, aż chwycił mnie dość brutalnie za podbródek, podciągnął go ku górze i ponownie wpił się w moje usta. Wyglądało na to, że nie zamierzał pozwolić mi na wszystko, przynajmniej w tej chwili. Objęłam go za szyję, jeszcze bardziej przyciskając swoje ciało do jego torsu. Tak mi się zdawało.
Voldemort odsunął swoją twarz od mojej na kilka centymetrów.
- Dość już, wystarczy – powiedział niezbyt przekonująco i znów się pochylił, żeby musnąć ustami skórę tuż pod moim lewym okiem.
- W takim razie dlaczego dalej mnie całujesz? – zapytałam, po czym zaśmiałam się, widząc jego minę. – Zaszliśmy jeszcze dalej, niż zwykle w tej naszej zabawie. Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Czarny Pan podniósł się, sięgnął po jakąś czarną tkaninę, co okazało się chyba czarnym szlafrokiem lub peleryną, po czym wstał z łóżka i zerknął na mnie ze złośliwym uśmiechem.
- Mam do ciebie szacunek – odpowiedział i usiadł w wysokim, wygodnym fotelu przed kominkiem. Machnął krótko różdżką, a wewnątrz niego zapłonął ogień. Faktycznie, pokój wyglądał inaczej. Jakby go ktoś przemeblował. Zniknęły tandetne, choć bez wątpienia drogocenne ozdoby, upodabniające sypialnię do królewskiego pokoju. Musiałam powiedzieć, że myliłam się co do wuja. Miał jednak niezłe wyczucie smaku, to mu musiałam przyznać.
Również wstałam z łóżka. Wygładziłam trochę strasznie zmiętą koszulę nocną i podeszłam do fotela, w którym zasiadł Voldemort.
- A może po prostu nie jestem na tyle dobra, żeby dać ci to, czego potrzebujesz – powiedziałam, już się nie uśmiechając.
- To trudne – stwierdził, wskazując mi swoje kolana. Osunęłam się na nie i objęłam go za szyję, tak jak kiedyś, kiedy byłam jeszcze zbyt młoda, żeby widzieć w nim kochanka, jakiego widziałam w nim od niedawna. Może to był znak, że nie jestem już dzieckiem…
- Zmieniłeś trochę w tym pokoju – zauważyłam, żeby zmienić ten krępujący temat. Teraz, kiedy już emocje jako takie we mnie opadły, zaczęłam dostrzegać dobrą i złą stronę tego wszystkiego. Złe było to, że przecież doszło do swego rodzaju kazirodztwa. Od dawna dochodziło, bo nie widziałam w nim tylko swojego wuja, brata mojej matki. A dobre… cóż, szczęście, że nie doszło do czegoś gorszego. Więc mamy szczęście w nieszczęściu.
- Zawsze uważałaś mnie za człowieka bez gustu – odpowiedział wymijająco. – Nigdy ci tego nie mówiłem, ale kiedy kupiłem ten dom, był już tak urządzony. A teraz stwierdziłem, że warto zmienić jego wystrój, choćby dlatego, byś myślała o mnie inaczej.
Wyprostowałam się.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytałam, nie kryjąc oburzenia. Voldemort tylko wzruszył ramionami. Zaczęłam się bawić klapą jego grubego szlafroka. Był wykonany z dziwnego, miękkiego, lśniącego materiału, przy rękawach i kołnierzu wyszywany srebrną nicią.
- Czyli mimo wszystko, nadal nie? – spytałam, teraz już bardzo cicho.
Znów nic nie odpowiedział, ale popatrzył na mnie w taki sposób, że doszłam do wniosku, że lepiej go już o to nie pytać.
- Mówiłaś coś o koncercie – odezwał się w końcu, nadal wpatrując się uparcie w ogień, jakby oczekiwał, że to on mu odpowie.
- No tak – przyznałam, nastawiona już na kolejne zakazy i ostrzeżenia. – Ale przypuszczam, że planuję go dopiero na sierpień.
- Ustaliłaś już miejsce?
Nie odpowiedziałam mu od razu. Opanowało nas jakieś dziwne odrętwienie. Mimo późnej pory, nie czułam zmęczenia. Oparłam głowę o pierś wuja, mechanicznie przewracając w palcach brzeg rękawa od jego szlafroka.
- Jeśli nie zgadzasz się na Francję, to nie wiem. Ty decyduj – odparłam.
Postanowiłam zdać się na jego gust, jego pomysł. Z pewnością wybierze jakieś nudne, mało znane miejsce. Oczywiście, by mnie chronić. Ale tak właściwie… przed czym? Żaden członek Zakonu Feniksa mnie nie skrzywdzi. Zresztą, nawet jeśli spróbuje, pożałuje tego. A wampiry? Przecież Wielka Rada Nieśmiertelnych zagwarantowała mi bezpieczeństwo przez te dziesięć lat. Chyba już czas, żeby powiedzieć wujowi o czymś jeszcze.
- Zanim zadecydujesz – dodałam szybko, zanim otworzył usta. – Chcę, żebyś o czymś wiedział. Niedawno, tuż przed moimi urodzinami, kiedy byłam u Syriusza, odwiedził mnie Armand. Nie wiem, czy ci mówił… istnieje coś takiego jak Wielka Rada Nieśmiertelnych. Polecieliśmy do ich siedziby, a oni powiedzieli mi, że w przeciągu dziesięciu lat muszę przemienić kogoś w wampira, bo inaczej… zabiją mnie, zdaje się.
Na Voldemorcie moje słowa nie zrobiły jednak najmniejszego wrażenia, choć wyglądał na zaniepokojonego. Ale w taki sposób, jakby dawny niepokój powrócił. Prawa ręka, spoczywająca na podłokietniku fotela drgnęła impulsywnie, a jej właściciel postukał palcami o skórzane obicie, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś usilnie.
- Tak, wiem o tym. Zanim Armand cię odwiedził, przyszedł do mnie. Chyba nie myślisz, że odważyłby się zabrać cię dokądś bez mojej wiedzy? Otóż, nie, zależy mi bardzo na sojuszu z wampirami, ale potrafię ich pokonać. Mam swoje sposoby – powiedział w końcu, po czym wstał i zaczął się przechadzać po komnacie. Dopiero teraz wyczułam, że z czarnej, granitowej podłogi zniknął dywan.
Obserwowałam go przez chwilę. Mimo że był najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, jakiego znałam, i jaki w ogóle kiedykolwiek chodził po tej ziemi, to ja znałam go, znałam go bardzo dobrze, przynajmniej tak mi się zdawało. Myślałam, że mimo tej całej swojej mocy, jest bardziej ludzki, ma swoje problemy, te ze zdrowiem i te ze Śmierciożercami… Jednak myliłam się. On tylko grał takiego. Tak naprawdę go nie znałam. Znałam jego maskę, a tej nocy otworzył się trochę przede mną. Był taki, jakim go widzą wszyscy ludzie, którzy się go boją. Był opanowany, spokojny, nawet aż za bardzo spokojny, chłodny i bezuczuciowy. Ale z drugiej strony też dziwnie wrażliwy. Nie mógł przecież zaprzeczyć, nawet teraz, że moje słowa go zraniły.
W końcu Czarny Pan zatrzymał się przy barku, wykonanym z ciemnego, lśniącego drewna. Otworzył go, wyciągnął butelkę z czerwonym płynem i dwa kieliszki, po czym odkorkował butelkę i nalał do bardzo drogiego kryształu wina. Tak mi się przynajmniej zdawało. Przyglądałam mu się w milczeniu, aż podszedł do mnie i wręczył mi jeden kieliszek, po czym gestem ręki kazał mi się posunąć. Usiadł w fotelu i po raz drugi usadowił mnie na swoich kolanach. Uniósł swój kieliszek i odezwał się z cieniem uśmiechu:
- Pierwszy raz nie mam wyrzutów sumienia, kiedy częstuję cię winem.
Upił z niego trochę, po czym otoczył mnie ramieniem. Trochę niezgrabnie, bo jego uścisk był trochę za mocny, przyłożyłam brzeg kieliszka do ust i wypiłam trochę.
- Jesteś inny, niż zwykle – zauważyłam.
- Bo zawsze grałem przed tobą takiego, jakim chciałaś, żebym był. Pragnęłaś, żebym był twoim Armandem, ale ja niezbyt dobrze odegrałem tę rolę. A ja chciałem, gdzieś w głębi serca, żebyś miała normalny dom. Długo przekonywałem siebie, że nic do ciebie nie czuję, a jeśli już, to po prostu przywiązanie. W końcu pogodziłem się z tym, że dla ciebie musiałem zrobić wyjątek – odpowiedział, po czym zaśmiał się cicho i dodał – kto by nie zrobił? Na początku drażniłaś mnie. Nie mogłem znieść twojej obecności, muszę to przyznać. To twoje aroganckie zachowanie, irytujące roztrzepanie… Mogłaś zniszczyć wszystko, co budowałem przez te wszystkie lata. No i te regularne kontakty z Zakonem… Postanowiłem ci jednak zaufać. I opłaciło mi się. Bo, chyba nie zaprzeczysz, że czujesz do coś więcej niż do zwykłego wuja. Jacquesa tak nie całujesz.
Odchylił lekko rękę z kieliszkiem, a palce u drugiej oplótł moimi długimi włosami, po czym pociągnął je lekko w dół. Moja głowa odchyliła się lekko do tyłu, a on pocałował mnie w odsłoniętą szyję. Zaśmiałam się cicho.
- To tylko zabawa… - zaczęłam.
- Na pewno?
Nie odpowiedziałam, ale moje milczenie mówiło samo za siebie. To fakt, od czasu, kiedy poznałam Czarnego Pana, aż do dzisiaj muszę stwierdzić, że rzeczywiście moje uczucie bardzo się zmieniły. Znów wypiłam łyk wina. Nie przepadałam za alkoholem. Ale czasami robimy to, czego nie lubimy, dla swojej własnej przyjemności.
- Wiesz, my mamy ze sobą coś wspólnego. Sam mi powiedziałeś, że coś do mnie czujesz. Ja też cię kocham moim całym robaczywym sercem, na ten swój zgniły sposób – powiedziałam mu, uśmiechając się lekko, zachęcająco.
Tej nocy pozwoliłam mu na zbyt wiele, tak jak on pozwolił mi. To był nasz wieczór, już nigdy do takiego nie dojdzie, a chciałam wykorzystać go do końca. On pewnie myślał tak samo. Nie odpowiedział, przyglądając mi się spokojnie. Zawsze trochę mnie przerażał. Ta jego nieludzka twarz, czerwone, błyszczące oczy… Nie chciałam, żeby już więcej przede mną udawał. A on to wiedział. Pochylił nieco głowę, a jego usta spoczęła na moich chyba już po raz setny. Dopiero kiedy kieliszek, który wciąż trzymałam w ręce roztrzaskał się o granitową podłogę, zorientowałam się, że wysunął mi się z ręki. Nieważne. Czarny Pan przygryzł moją dolną wargę, zmuszając mnie przy tym do otworzenia ust. Kiedy oddawałam pocałunki, pomyślałam o Bartym. Znów nie poczułam nic, żadnych wyrzutów sumienia czy niepokoju. Teraz wyrzuciłam go z pamięci, nie chciałam go wspominać. Nie dzisiaj.
Zacisnęłam ręce na szacie z tyłu, na jego plecach. Myślałam, że o wiele łatwiej będzie go rozgrzać, że się tak wyrażę. Ale on nadal był zimny, po prostu całował mnie, jakby była to zwyczajna rzecz typu wiązanie sznurówki czy jedzenie kanapki, tyle że bardziej interesująca. Moja ręka wsunęła się pod jego szatę i zacisnęła się mocno na ramieniu. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego ubioru. Zawsze widziałam go w czarnej, długiej szacie. A teraz…
Odsunął się ode mnie, po czym pochylił głowę nad moją szyją. Odniosłam wrażenie, że wdycha mój zapach, ale jemu chodziło o magię, emanującą ode mnie w emocjonujących momentach. To właśnie emocje dawały mi moc, przez którą właśnie znalazłam się w jego ramionach.
- Nawet nie wiesz, jak lubię jej zapach – powiedział cicho prosto do mojego ucha i znów mnie pocałował.
- To chore – zaśmiałam się w jego usta, mimo wszystko posunęłam się o krok dalej. Ciekawa byłam jak zareaguje, nic więcej, przysięgam. Wsunęłam dłonie pod klapy jego szlafroka. Zachował się tak, jak przypuszczałam, chociaż nie znałam powodu.
- Dość.
Powiedział to dziwnie chłodnym tonem, kiedy mnie od siebie odsunął. Nie poczułam się jednak wcale urażona. Usadowiłam się na jego kolanach i oparłam policzek o jego pierś, patrząc mu z zaciekawieniem w oczy.
- O co chodzi? Wystraszyłam cię? – spytałam bardzo niewinnym głosem.
- Nie.
- Więc co się stało? – zaśmiałam się teraz o wiele głośniej. – Tak mało brakowało… naprawdę mało, ale ty szybko się opanowałeś. Co cię powstrzymało?
Nie odpowiedział od razu. Mechanicznie gładził mnie po włosach, wpatrzony w ogień, pogrążony we własnych myślach. A ja ciekawa byłam tylko tej jednej odpowiedzi.
- Jeśli bym to zrobił, zniszczyłbym wszystko, co jest między nami – odrzekł w końcu, zmuszając się, żeby spojrzeć mi w oczy. – Niektórych spraw nie można ruszać, bez względu na uczucie i pożądanie. No i… może to teraz głupio zabrzmi po tym wszystkim, co wam zrobiłem, ale mam też swego rodzaju szacunek do twojego związku z Bartym.
- Tak, to zabrzmiało dziwnie – stwierdziłam.
Spojrzałam na zegar. Było już dość późno. Albo już bardzo wcześnie. Minęła już trzecia, a ja nagle poczułam piasek pod powiekami. Nie mogłam też stłumić szerokiego ziewnięcia. Voldemort bez słowa przywołał lub wyczarował jakiś koc, okrył mnie nim, a ja przytuliłam się do niego, teraz już bardziej jak córka niż kochanka i zamknęłam oczy. W takim położeniu i tak doborowym towarzystwie sen przyszedł błyskawicznie.
~*~
Miałam to publikować wczoraj, ale Internet mi się zepsuł. Możecie mnie uznać za dziwną, ale podoba mi się ten rozdział. Naprawdę xD Wiem, że jestem w jakiś dziwny sposób zboczona. Lubię Barty’ego, ale para Sophie-Czarny Pan wydaje mi się jakoś bardziej udana. Ale nie jestem Sophie, więc nie będę wkraczać między nią a Croucha. Zaczął się rok szkolny i teraz już tak często nie będę pisać, niestety, choć sprytnie udało mi się wyminąć szlaban, który dostałam przy okazji, bo brat zepsuł krzesło. Przysięgam, że nie było w tym mojej winy. Postaram się coś w najbliższym czasie dodać.
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń2 września 2010 o 22:22
joł, pierwsza :D
2 września 2010 o 22:30
UsuńJoł, gratuluję xD
~olka
OdpowiedzUsuń2 września 2010 o 23:36
Nie spodziewałam się że Sophie będzie się całować z Voldemortem……..Pozdrawiam.
4 września 2010 o 15:36
UsuńHehe, wkrótce żeby tylko całować xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 16:07
Olka, ona już wcześniej się z nim całowała. xD Kurczę, przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam, ale za bardzo czasu nie miałam. xD Strasznie mi się podoba ten rozdział, z resztą jak wszystkie. Mam straszną (o lol powtarzam się xD) nadzieję, że Sophie pojedzie do Francji i w końcu zagra ten koncert. xD Pozdrawiam. xD
4 września 2010 o 15:44
UsuńHmm, raczej nie pojedzie, tylko uszanuje jego decyzję xD
~alicecullen2@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 16:40
Która jestem? :D Zaraz czytam ;D
4 września 2010 o 15:46
UsuńCzwarta xD
~Zama
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 17:05
Łoooo! :D Mi się bardzo podoba, ale mimo to i tak wolę parę Sophie- Barty :D Jak na mój gust, bardziej do siebie pasują :D Pozdrawiam,
4 września 2010 o 15:50
UsuńTaa, jeśli chodzi o parę, to faktycznie do siebie pasują. Uzupełniają się, heh xD Ale o wiele więcej namiętności jest między nią i wujkiem, pewnie dlatego, że to zakazane i w ogóle xD
~Morsmorde
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 17:21
Powiem tyle, że brak mi odpowiednich słów. To było…łał, niesamowite!
4 września 2010 o 15:51
UsuńAno, nic dziwnego ;>
~Allelek
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 20:50
Świetnie to wszystko co zaszło miedzy nimi opisałaś, jestem pod wrażeniem. Niech zgadnę brat zwalił winę na ciebie ? :D
4 września 2010 o 15:51
UsuńHeh, nie mógł xD Bo gdybym ja na krzesło spadła, to bym je całe przytłoczyła. Gruba nie jestem, ale dość ciężka, jak na takiego kościotrupa xD
~Doska
OdpowiedzUsuń3 września 2010 o 21:56
mi ten rozdział też przypadł do gustu xd a Czarny Pan mnie zadziwił swoim zachowaniem :)
4 września 2010 o 15:52
UsuńUkazał swoją prawdziwą twarz, przez co jeszce dziwniejszy się stał xD
~Doska
Usuń5 września 2010 o 18:30
no ale latynoskim kochankiem to on raczej nie jest xd
5 września 2010 o 20:02
UsuńNo pewnie, że nie, jest lepszy od nich xD
~Doska
Usuń10 września 2010 o 22:02
haha seksownie łysy i te czerwone oczęta… wszystkie laski jego xd
12 września 2010 o 17:11
UsuńOj, nie wszystkie xD Tylko ja jego xD Boże broń innym się zbliżać, bo poznają się bliżej z moją pięścią xD A uderzam dość celnie xD
amanda_black@onet.pl
OdpowiedzUsuń7 września 2010 o 00:51
No i w końcu przeczytałam całość. Ciekawa różnica stylu między początkiem a końcem. A co do treści to jest to ciekawsze wydanie Pottera. Pozdrawiam.
7 września 2010 o 14:01
UsuńRzeczywiście, teraz piszę inaczej, niż 3 lata temu. I będę pisała inaczej za trzy lata, a swój teraźniejszy styl będę postrzegać za coś śmiesnego. Tak to zawsze jest. Fakt, piszę ciekawiej niż Rowling, bo poruszam ciekawsze tematy, ale nie zmienia to faktu, że nadal jest to opowiadanie FF.
~Nadine
OdpowiedzUsuń8 września 2010 o 22:30
Powiem tyle: mrrr!
12 września 2010 o 17:12
UsuńWrr xD
~m*n
OdpowiedzUsuń11 września 2010 o 13:06
http://pl.wikipedia.org/wiki/Geli_Raubal – jakbym czytała streszczenie siostrzenicy. Minus magia, oczywiście :)Ciekawy rozdział. Sophie nie kocha już tak mocno swojego Barty’ego? Tak!Wybacz, ale nigdy nie przepadałam za tym psychopatą, który mocniej od ukochanej szanuje i wielbi jej wuja. Niezdrowy związek…
12 września 2010 o 17:15
UsuńNie, Barty’ego nadal kocha! Ale jednak wiadomo, kiedy jest przy wuju, to oddaje się mu całkowicie xD Ej! Żeby nie było, pierwszy raz o tym materiale z wikipedii słyszę.
nitus11@buziaczek.pl
OdpowiedzUsuń11 września 2010 o 19:29
Czy ich miłość może być jeszcze bardziej skomplikowana? Czy znów ktoś stanie na drodze do ich szczęścia? czy po raz kolejny wszyscy będą przeciwko?lost-shadow.blog.onet.pl
~Caitlin
OdpowiedzUsuń12 września 2010 o 00:36
Serdecznie zapraszam na XIV rozdział na http://www.the-reason-to-cry.blog.onet.pl :* Caitlin
~Caitlin
OdpowiedzUsuń12 września 2010 o 11:39
Jak to jest, że dodaję komentarz, ale on się nie dodaje? ;/ No też coś!A komentowałam Ci tę notkę tak dawno temu!Jakoś dawno nie było pocałunku pomiędzy Sophie a Voldemortem :) I w ogóle… Notka jest wspaniała. Voldemort wydał się taki.. No, nie ma innego słowa niż ludzki. Mam nadzieję, że Czarny Pan i Sophie nie będą żałowali tego wieczoru, ani nie będą kryć przed sobą tych uczuć, oczywiście w ramach rozsądku xDNie uważam, że jesteś zboczona! Skąd. Takie rzeczy też się dzieją, a poza tym… To trochę inny świat. Nie? ;)Pozdrawiam ;*
12 września 2010 o 17:17
UsuńHahaha, zboczeństwo! Koleżanka mnie zezboczeniła, sama się taka nie stałam xD Ale skoro uważasz, że nie jestem zboczona… To fajnie xD Ano, oni raczej nigdy się ze swoim „romansem” nie kryli, a Sophie tylko ma szczęście, że ma takiego cierpliwego faceta jak Barty xD
~Caitlin
Usuń15 września 2010 o 19:11
Taaak, Barty musi mieć anielską cierpliwość xD
15 września 2010 o 19:48
UsuńAno, ma xD
~Adrianna
OdpowiedzUsuń13 września 2010 o 18:22
Gdzie ty się tak nauczyłaś profesjonalnie pisać? Też bym tak chciała:) pozdrawiam xD
13 września 2010 o 19:10
UsuńNigdzie się nie uczyłam. Po prostu pisanie to moje życie, mogłabym nic nie robić, tylko pisać, pisać, pisać… to chyba się nazywa pasja. Albo obsesja połączona z dziką schizą xD
~Adrianna
Usuń13 września 2010 o 20:30
Rozumiem. Też mam swoje schizy xD .
14 września 2010 o 19:42
UsuńHahahaha, każdy ma xD Więc się nie przejmuj, nie jesteś jedyna xD
~Adrianna
Usuń14 września 2010 o 21:25
Nie przejmuję się :) :) :) . Ale fajnie jest mieć jakąś schizę xD .
15 września 2010 o 19:47
UsuńAno. Ja mam jeszcze schizę na punkcie francuskiego, hura ja! xD
~Adrianna
Usuń15 września 2010 o 22:22
A ja mam schizę na punkcie pisania własnych tekstów piosenek i w ogóle muzy :) :) :) .
~Adrianna
Usuń15 września 2010 o 22:22
A ja mam schizę na punkcie pisania własnych tekstów piosenek i w ogóle muzy :) :) :) .
16 września 2010 o 19:18
UsuńJa też uwielbiam muzykę, ale wolę śpiewać, niż pisać teksty xD
~Adrianna
Usuń17 września 2010 o 16:56
Ja też lubię śpiewać :) . Nawet nagrałam jedną własną piosenkę. U mnie to wszyscy z rodziny mają powołanie do muzy xD . Bynajmniej ze strony ojca :) . Żeby nie było że się przechwalam xD .
17 września 2010 o 19:59
UsuńAno właśnie. Szukałam w internecie i wszędzie, ale nie mogłam nigdzie znaleźć. Nie wiesz przypadkiem, jak się nazywa program do tworzenia własnej muzyki? To coś takiego jak Photoshop, ale do muzyki, nie do grafiki xD
~Adrianna
Usuń17 września 2010 o 21:25
Musisz wejść w stronę http://www.instalki.pl . Tam powinno być. :)
~Adrianna
Usuń17 września 2010 o 21:26
Musisz wejść w stronę http://www.instalki.pl . Tam powinno być. :)