- O co…
Zanim jednak zdążył dokończyć pytanie, ukryłam twarz w dłoniach, przez przypadek upuszczając na podłogę kartkę papieru i rozpłakałam się. Osoby, znajdujące się najbliżej mnie, zwróciły na mnie zaciekawiony wzrok. Czarny Pan szybko podniósł list i przeczytał go w milczeniu. Kiedy skończył, chwycił mnie za nadgarstek i wyprowadził z sali. Niektóre osoby oglądały się z zainteresowaniem, ale nikt nie miał śmiałości mnie zatrzymać czy dłużej się przyglądać. Wuj zabrał mnie do swojej komnaty, posadził na tronie i wyczarował kieliszek z czerwonym winem goblinów. Wypiłam kilka łyków, po czym wytarłam oczy wierzchem dłoni.
- A więc – Czarny Pan spojrzał na mnie surowo. – Rozumiem, że bardzo polubiłaś ten kraj. Nie chcesz wyjeżdżać…
- Czy ty nic nie rozumiesz? – przerwałam mu roztrzęsionym głosem. – Ja ze szczęścia płaczę! Daj mi to.
Wyrwałam mu i tak już pognieciony kawałek papieru, rozprostowałam go w rękach i przeczytałam na głos:
Panno Sophie Serpens
Z powodu ukończenia przez Panią w dniu siódmego lipca siedemnastu lat, zostaje Pani oficjalnie poinformowana, że Pani dalszy pobyt w Polsce, wraz z prośbą rodziców z dnia 14 stycznia 1996 roku, został ograniczony do miesiąca (trzydzieści jeden dni) od chwili otrzymania tego listu. W przeciwnym razie zostanie Pani przeniesiona do ambasady francuskiej, gdzie załatwi Pani potrzebne dokumenty konieczne do Pani dalszego pobytu w kraju.
Voldemort nadal patrzył na mnie surowo. Nie musiałam mu tłumaczyć, o co chodziło w tym powiadomieniu. Westchnął ciężko, jakby też już się domyślał, o co za chwilę go zapytam.
- No więc? – odezwałam się, by przerwać to krępujące milczenie. Spojrzałam mu w oczy tak błagalnie, że chyba tylko najbardziej nieczuły potwór by nie uległ takiemu spojrzeniu. – Rozumiesz, że będę musiała pojechać do Francji, bo inaczej będę miała problemy.
Czarny Pan nic nie odpowiedział, tylko usiadł sztywno na swoim tronie, ze wzrokiem utkwionym w drzwiach, by nie patrzyć mi w oczy. Zetknął ze sobą palce, w podobny sposób, jak to czynił Dumbledore. Przez chwilę miałam ochotę mu o tym powiedzieć, ale stwierdziłam, że nie warto. Jeszcze by się na mnie zdenerwował i nic by z wyjazdu nie wyszło. O ile miało wyjść, bo raczej wątpię, czy się zgodzi.
Milczał tak i milczał przez długi czas. A ja przyglądałam mu się w napięciu, nie mówiąc ani słowa. W końcu nie wytrzymałam. Bo ile można trzymać człowieka w niepewności?
- Powiedz coś – poprosiłam.
Wstałam ze swojego tronu i usiadłam mu na kolanach. Robiłam to wielokrotnie, ale teraz poczułam, że trochę go to zirytowało. Trochę jakby zmarszczył czoło, kiedy objęłam go rękami za szyję. Ale musiałam próbować wszystkiego, żeby wyraził swoją zgodę. W końcu powrót do Francji choćby na kilka minut był moim największym marzeniem. Jeszcze nigdy nie poczułam, że jestem tak blisko spełnienia go.
W końcu Czarny Pan się poruszył. Potrząsnął przecząco głową i spuścił wzrok.
- Nie. Nie pojedziesz do żadnej Francji – odpowiedział stanowczo.
- Ale…
- Nie pomogą żadne twoje jęki – przerwał mi takim tonem, że w głębi serca trochę się go wystraszyłam. – W tej chwili liczy się tylko twoje bezpieczeństwo. I nikt nie będzie cię nigdzie wysyłał. Co to ma w ogóle być, ten list? Na poczcie mugolskiej pracują jakieś szlamy. I co, myślisz, że będą cię ścigać, jeśli nie zgłosisz się do jakiejś tam abma… amba… jakiegoś miejsca?
Zaparł się obiema rękami, żeby mnie od siebie odsunąć, ale ja byłam silniejsza.
- Nie puszczę cię, dopóki się nie zgodzisz – powiedziałam mu i na wszelki wypadek wzmocniłam uścisk. – Chcesz mi zniszczyć moje siedemnaste urodziny? Chcesz? Gdybyś mi pozwolił jechać do Francji, sprawiłbyś mi najlepszy prezent na świecie. Spójrz mi w oczy i odmów mi.
Odsunęłam się trochę i utkwiłam w nim wzrok, ale trzymałam się go na tyle mocno, żeby mi nie mógł zwiać. Znów chwila napięcia, oczekiwania…
- Nie. Czego byś nie zrobiła, nie ugniesz mnie – rzekł, nie odwracając wzroku. – Słuchaj, jestem dla ciebie zbyt miękki. Nie powinno tak być. Rozpieściłem się, teraz to zauważyłem.
- Nie prawda, jesteś dla mnie bardzo surowy – zaprzeczyłam, szybko zmieniając taktykę. Przysunęłam się do niego na taką odległość, żeby móc pocałować go w policzek. – Tak sobie pomyślałam, że może byłbyś spokojniejszy, gdybym pojechała z ochroną, niech stracę, nawet dwudziestu Śmierciożerców. Proszę.
Ujęłam jego rękę i zaczęłam ją całować.
- Mam uklęknąć na kolana? – zapytałam. – Bardzo proszę.
Zsunęłam się z jego kolan i uklękłam przed nim. Byłam gotowa na każde poniżenie, byleby tylko osiągnąć swój cel. Chwyciłam brzeg jego szaty i ucałowałam ją. Voldemort przewrócił ze zniecierpliwieniem oczami. Podniósł mnie bez trudu i posadził z powrotem na swoich kolanach.
- Przestań już, jestem gotów zgodzić się na wszystko, bylebyś przestała się tak zachowywać – powiedział już bardzo zdenerwowany, ale i trochę zażenowany.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Na wszystko? – powtórzyłam.
Ujęłam jego podbródek i pocałowałam go w usta. Znów zaskoczyła mnie dziwność tego związku. Ciekawa byłam, co by na to powiedziała moja biologiczna matka. Wszak do mnie coś czuła, było to coś cieplejszego, niż dziesięć lat temu, do młodszego brata zaś chyba tylko nienawiść i zazdrość. Nie oszukujmy się, musiała wiedzieć, że bardzo byłam przywiązana do wuja. I to wszystko była jej wina, gdyby była łaskawa samodzielnie mnie wychować, nie doszłoby do naszego spotkania i teraz pewnie byłabym jedną z tych neutralnych czarownic, bez jednej kropli krwi Armanda, bojącą się wojny, która praktycznie już trwała.
Pogłębiłam pocałunek. Byłam gotowa na wszystko, byleby Czarny Pan puścił mnie do Francji. Do głowy przyszło mi głupie porównanie, ja i moja ojczyzna, jak dwójka francuskich kochanków, rozdzielonych przez zaborczą, wpływową rodzinę. Kiedy o tym pomyślałam, musiałam użyć dużej siły woli, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Podniosłam powieki, żeby spojrzeć Czarnemu Panu w oczy. Już wcześniej zauważyłam, że kiedy mnie całował, nigdy nie zamykał oczu.
Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów i spojrzałam na niego z miną niewinnego dzieciątka.
- Proszę – wyszeptałam z nieśmiałym uśmiechem.
- Muszę być konsekwentny – powiedział lodowatym tonem, jakby ten pocałunek nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. – Nigdzie nie pojedziesz. Za kilka lat będziemy się z tego śmiać. Teraz możesz myśleć, że jestem niesprawiedliwy, ale robię to dla twojego dobra. W Paryżu aż roi się od wampirów. Jestem pewien, że nie wszystkie popierają to, że opowiadasz się po którejś stronie. Powinnaś w ogóle się nie wtrącać w wojny czarodziejów. I jeśli cię porwą, Armand na to nic nie poradzi. To nie są śmiertelnicy. A ja nie chcę cię znowu stracić.
- Ale przecież ty mógłbyś mnie wtedy odbić – zauważyłam.
Postanowiłam się nie poddawać. Czarny Pan, bardzo zapracowany i zdenerwowany, w końcu ulegnie, bylebym zbyt długo go nie męczyłam. A czułam, że stać mnie na więcej.
- Słyszałaś, co powiedziałem. Nie.
- A co ty na to, że podczas tych wakacji planuję trochę pokoncertować? – zapytałam, powracając do mojej niewinnej miny. – Wiem, że nie pochwalasz mojej decyzji. Dlatego odwiedziłabym tylko Francję. Byłabym tam tylko jeden dzień, pojechałbyś ze mną, co?
Voldemort uniósł jedną brew. Moje gorączkowe prośby zrobiły na nim jeszcze mniejsze wrażenie, niż wszystko, co do tej pory powiedziałam.
- Patrz mi na usta – rzekł. – Nie.
Wstał, przez co zsunęłam się z jego kolan na kamienny tron. Zaczął się powoli przechadzać po komnacie, unikając mojego spojrzenia. A było czego unikać. Chciałam pokazać mu, jak bardzo jestem niezadowolona. Przez chwilę pomyślałam, że może mogłabym zacząć krzyczeć, aż w końcu mi ulegnie, ale stwierdziłam, że jestem za stara na takie wybuchy. Postanowiłam zrobić coś znacznie gorszego. Coś, czego nigdy bym nie zrobiła, chyba że w wielkim gniewie.
Podbródek mi zadrżał, a ja rozpłakałam się jak dziecko. Ukryłam twarz w dłoniach i starałam się płakać tak głośno, żeby Voldemort jakoś zareagował. W najgorszym wypadku ktoś, ściągnięty tymi hałasami, postanowiłby sprawdzić, co się dzieje. I jakoś by się wtedy wszystko poukładało.
Czarny Pan rzeczywiście do mnie podszedł.
- Sophie, płaczem niczego nie zyskasz – powiedział do mnie najłagodniej, jak mógł to powiedzieć Lord Voldemort. – Masz, wytrzyj sobie nos i wracaj na przyjęcie.
Wyczarował białą, jedwabną chusteczkę i podał mi ją. Wydmuchałam w nią hałaśliwie nos i odezwałam się urywanym głosem:
- M-mama by mnie n-na pewno puściła. I nie mam na m-myśli Bes, tylko t-twoją siostrę! Gdyby mnie nie wyrzuciła z domu, l-lepiej by mnie wychowała. Bo ty zachowujesz się jak egoista, wcale nie zależy ci na moim bezpieczeństwie, tylko po prostu nie chcesz się ze mną rozstawać! I myślisz, że jeśli ja tutaj będę, to Zakon Feniksa cię nie zaatakuje!
Voldemort miał taką minę, jakby chciał mnie uderzyć, ale szybko się opanował. Wyprostował się z płonącymi oczami. Musiałam przegiąć. W sercu poczułam ukłucie wyrzutów sumienia, ale tęsknota za ojczyzną była silniejsza. A Czarny Pan powinien wiedzieć, co u mnie jest na pierwszym miejscu. Musiałam to powiedzieć.
- Dobrze – warknął. – Jedź. Jedź i nie wracaj.
Ruszył w stronę drzwi, otworzył je i wyszedł, trzaskając nimi tak, że aż zawiasy zaskrzypiały. Poczułam się bardzo głupio. Również wstałam, ale tylko po to, żeby nastawić wielkie, drewniane radio, stojące w kącie, obok kominka. Niektóre meble stały tu tylko po to, żeby stać, a to radio z pewnością nigdy nie było używane. Całkiem zakurzone, brudne… Naprawdę się zdziwiłam, że jeszcze działa. Różdżką wyczarowałam swoją ulubioną płytę. Mimo że wykonywałam inną muzykę, patriotyczne pieśni były dla mnie o wiele bardziej interesujące i dające do myślenia. W porównaniu do nich, moje piosenki były po prostu śmieszne.
Usiadłam na swoim tronie i oparłam podbródek o zaciśniętą pięść. Przesadziłam. Nie powinnam tego mówić. Dalej miałam przed oczami wyraz twarzy wuja. Patrzył na mnie, jakby mnie pierwszy raz zobaczył.
Po kilkunastu minutach ktoś zapukał. Z pewnością nie był to Voldemort. On nie pukałby do drzwi swojego pokoju. Nie odezwałam się nawet. Chciałam być sama. Ale ten ktoś mimo wszystko wszedł do środka.
Podniosłam głowę, kiedy zobaczyłam młodszego brata.
- Spirydion? Co ty tu robisz? – zapytałam i wycelowałam różdżką w radio, żeby przyciszyć muzykę. – Nie powinieneś się teraz sam wałęsać po domu. Chyba zrobiłam coś naprawdę głupiego.
Spirydion usiadł na tronie Czarnego Pana. Nie wydawał się być zaniepokojony tym, że po domu grasuje wściekły Lord Voldemort.
- Wygląda na to, że impreza nie jest udana – zauważył.
- Nie jest, to wszystko przez ten głupi list – odpowiedziałam, wskazując na zmięty kawałek papieru, leżący kilka centymetrów ode mnie na podłodze. Spirydion podniósł go, rozprostował i przeczytał w milczeniu. Kiedy skończył, spojrzał na mnie z nieukrywaną radością w oczach.
- Wracasz do Francji – zauważył. – Ja też chciałbym mieć już siedemnaście lat, choćby dlatego, żeby otrzymać takie pozwolenie.
Podbródek mi zadrżał, a łzy, tym razem już nie wymuszone, popłynęły mi po policzkach.
- Teraz już nie jestem pewna, czy chcę jechać – udało mi się z siebie wyrzucić. – Na początku, kiedy zapytałam Czarnego Pana, czy mi pozwoli, nie chciał się zgodzić. W końcu powiedziała mu, że okropnie mnie wychował, i że wolałabym mieszkać z jego siostrą niż z nim, a on wtedy kazał mi sobie tam jechać i już nie wracać…
Ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam płaczem. Spirydion poklepał mnie pocieszycielsko po ramieniu.
- Jestem niezdecydowana jak obżarta baba w ciąży – dodałam, nie podnosząc głowy.
Młodszy brat wyczarował chusteczkę i otarł mi ją oczy.
- Uspokój się – powiedział mi stanowczo, głaszcząc mnie po policzku. – Idź odnaleźć wuja, porozmawiaj z nim…
Wstałam. Jeszcze nigdy Spirydion nie okazał się tak przydatny, jak teraz. Bez słowa wybiegłam z pokoju, po czym zatrzymałam się gwałtownie u szczytu schodów. Dokąd miałam pójść? Jeśli Voldemort chciał, żeby nikt go nie znalazł, to tak będzie. Podwinęłam rękaw i dotknęłam Mrocznego Znaku. Chciałam, żeby wyczuł, że go szukam.
Weszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się fortepian, na którym nie pozwalano mi grać. Do tego czasu nie dowiedziałam się, dlaczego. Po prostu poczułam, że tam powinnam pójść. Tam kiedyś pogodziliśmy się po jednej z naszych gorszych kłótni.
- Tak myślałam, że tu będziesz – odezwałam się cicho.
Voldemort stał odwrócony plecami do drzwi. Nawet nie zareagował, kiedy weszłam czy przemówiłam. Od naszej sprzeczki minęło zaledwie pół godziny, więc Czarny Pan nadal był na mnie obrażony. Łatwo mogłam go teraz zdenerwować. Nigdy chyba nie próbowałam go przeprosić z wyłącznej potrzeby serca. Podeszłam do niego i ostrożnie położyłam mu rękę na ramieniu.
- Przepraszam, nie powinnam tego mówić – dodałam. – Jeśli ci zależy, mogę zostać tutaj. Ale powiedz już coś.
- Skoro tak źle ci ze mną, to po co tutaj przyszłaś? – zapytał z wyraźną złością.
- Nie rozumiesz? Ja tak tylko powiedziałam, wcale tak nie myślę – powiedziałam, przytulając się do niego.
Czarny Pan odwrócił się do mnie twarzą. Nie było na niej wściekłości czy goryczy. Był spokojny, a jedyną emocją, którą teraz okazywał, było rozczarowanie.
- Wiem o tym. Ale mówiąc takie rzeczy bardzo mnie rozczarowałaś – rzekł i odsunął mnie od siebie. – Wiedz, że gdyby to było bezpieczne, pozwoliłbym ci jechać. Ale nie jest, dlatego nie wyrażam zgody. Jesteś już dorosła, a zachowałaś się jak dziecko.
Westchnęłam ciężko. Metoda, którą teraz obrał, bardzo mi się nie spodobała. Nie okazywał żadnej złości, nie krzyczał… mówił spokojnie, co doprowadzało mnie wprost do szału. Zapytałam go, czy będę mogła pójść na przyjęcie, które organizuje mi Bes. Tylko skinął sztywno głową i zostawił mnie samą w tym pełnym kurzu pokoju.
~*~
Chciałam tu opisać jeszcze to drugie przyjęcie, ale muszę napisać rozdział na Czwórkę Hogwartu. Końcówka niezbyt udana, ale straciłam trochę wenę, bo przez psujący się Internet nie mogłam się skupić. Cóż, to już ostatni rozdział w podczas wakacji. Postaram się coś opublikować pierwszego września. A później… nie wiem, jak to będzie. Wiem jednak na pewno, że rozdziały będą o niebo rzadziej niż dawniej. Dedykacja dla Caitlin :*
~Nieśmiertelna
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 17:58
ZAJE*IŚCIE CIĘ KOCHAM
30 sierpnia 2010 o 18:06
UsuńAch, ja Ciebie też xD
~Nieśmiertelna
Usuń30 sierpnia 2010 o 19:09
Znasz moje zdanie na temat Twoich opowiadań i szablonów xD A jeśli chodzi o treść to czasami zachowuję się podobnie do Sophie xD ale się cieszę, iż wrócić do kraju wreszcie może.Coś mi Wena uciekła i się nie rozpisałam.
30 sierpnia 2010 o 19:18
UsuńAno, ja tak samo, czasem jestem nie do zniesienia. Co ja mówię, zawsze jestem nie do zniesienia xD
dolina_mroku@op.pl
Usuń30 sierpnia 2010 o 19:41
Jak na razie nie wkur*iamy siebie nawzajem, więc jest dobrze :D
30 sierpnia 2010 o 19:49
UsuńMoże być xD
~Justine
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 17:59
Frozen jednak piszesz~ Szczęśliwam jest i biorę się do czytania…
~Justine
Usuń30 sierpnia 2010 o 18:06
Dobra. Przeczytane~ Sophie za stara na awanturę? Ale za to wynalazła inny sposób… Genialne w każdym razie.
30 sierpnia 2010 o 18:07
UsuńNie, raczej za stara na takie argumenty xD
~Justine
Usuń30 sierpnia 2010 o 19:25
Fakt, choć wydaje mi się, że płakanie jak mała dziewczynka powinno jej przejść wcześniej, a tymczasem na odwrót xD
30 sierpnia 2010 o 19:37
UsuńOna jest trochę rozpieszczana przez wuja, więc sam sobie jest winien xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 18:23
Zaczynam czytać xD
30 sierpnia 2010 o 18:27
UsuńCzytaj czytaj xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 18:23
Uiiiiiiiiiiiii!!! Piszesz!!!!! :D:D:DRzeczywiście, Sophie troszkę przesadziła, no ale dostała za to karę w postaci ostatecznego zachowania Voldemorta w tej sprawie ;) Wiem, to jest okropne, jak tak się ktoś zachowuje :PJejku, tak się cieszę, że dodałaś notkę :D:DBuziaki ;*
~Caitlin
Usuń30 sierpnia 2010 o 18:24
I dziękuuuuję za dedykację ;*
30 sierpnia 2010 o 18:28
UsuńSzablon Ci na the reason robię, kiedy coś napiszesz? xD
~Caitlin
Usuń30 sierpnia 2010 o 19:06
Och, wspaniale, miałam zamiar Cię poprosić :DDzisiaj będzie notka, właśnie ją piszę ;)
30 sierpnia 2010 o 19:15
UsuńNo, to ja jutro przeczytam, bo o 19:30 zasiada przy kompie mój brat, a szablon już zrobiony xD
~Caitlin
Usuń31 sierpnia 2010 o 11:01
Dziękuję, jest śliczny :D
30 sierpnia 2010 o 18:29
UsuńNo, mnie najbardziej żenuje, jak ktoś mi powie, że go zawiodłam xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 18:30
Masz rację, to wciąga jak Moda na Sukces (czyli bardzo xD ). Ładne zdjęcie wybrałaś na szablon. xD
30 sierpnia 2010 o 18:33
UsuńOoo, widzę, że nie tylko mnie Moda na sukces opanowała xD
~olka
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 19:11
Ale Voldemort jest stanowczy,ale fajnie że się tak troszczy o Sophie………….Pozdrawiam.
30 sierpnia 2010 o 19:16
UsuńHahaha, Voldi jest seksi, kiedy jest stanowczy xD Jak żołnierz ;>
~Caitlin
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2010 o 20:35
Zapraszam serdecznie na XIII rozdział nawww.the-reason-to-cry.blog.onet.plPozdrawiam ;*
~alicecullen2@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 14:17
A chciałam być pierwsza :D No cóż, trudno się mówi :D Rozdział jest zajefajny ;) Jak się chce, to się potrafi :D Jednak fajnie by było, żeby Sophie pojechała do Francji :P Mam nadzieję, że jutro dodasz rozdział :)Pozdrawiam, Zama :DPS. Ładny szablon ;][custom-templates]
1 września 2010 o 16:14
UsuńPsuje mi się internet, ale może mi się uda opublikować, z napisaniem nie będzie problemu xD
~Morsmorde
OdpowiedzUsuń31 sierpnia 2010 o 16:23
Wow, tego dawno nie było. Naprawdę wspaniały rozdział. Według mnie piszesz coraz lepiej. Oby tak dalej.;) Pozdrawiam.
1 września 2010 o 16:15
UsuńCóż, rozwijam się xD Jak każdy xD
~SirAngel
OdpowiedzUsuń2 września 2010 o 13:01
Wow, masz talent ;DPodoba mi się sposób w jaki opisujesz wszystkie emocje. Cała historia jest genialna! Przeczytałam jednym tchem!No i śliczny nagłówek.A tak przy okazji, zapraszam na prolog u mnie ;]krew-krolow.blog.onet.pl – wpadnij jeśli chcesz.
2 września 2010 o 16:33
UsuńAno, pośewięciłam dużo temu blogowi, o wiele więcej, niż pozostałym moim opowiadaniom xD