- Myślałem, że jesteś w bibliotece – powiedział, powracając do lektury. Usiadłam naprzeciw niego przy stoliku i zetknęłam koniuszki palców ze sobą, w sposób charakterystyczny dla Dumbledore’a.
- Za to ciebie ostatnio tam nie widuję – odparłam surowym tonem. – Wiem od profesora Snape’a, że opuściłeś się w nauce.
Spirydion nie spojrzał na mnie, toteż spotęgowało to mój gniew.
- Zadowalający to zły stopień? – spytał spokojnie.
- Jesteś w pierwszej klasie, do cholery! – warknęłam. – Ja w twoim wieku miałam TYLKO Wybitne! I nadal mam! Przynosisz mi wstyd!
- Ale ty jesteś skillmagiem – zauważył Spirydion.
- Moje magiczne zdolności nie mają nic wspólnego z moimi stopniami! – krzyknęłam, uderzając zaciśniętą pięścią w stolik, który rozleciał się na drzazgi. Spirytus wytrzeszczył oczy.
- Jak to zrobiłaś? – zapytał.
- Dlaczego miałabym ci powiedzieć? – odpowiedziałam. – Mam taką moc, gdyż jestem wampirem.
Spirydion odłożył książkę, która, jak zauważył, bardzo mnie mierziła.
- Uczęszczasz na GD, nie pojmuję, dlaczego masz takie tragiczne stopnie – westchnęłam.
- Na GD Harry nie uczy nas sporządzania eliksirów – stwierdził Spirydion. – Za to z transmutacji profesor McGonagall powiedziała, że ostatni test napisałem na najwyższą ocenę.
Cóż, tu musiałam mu przyznać rację, bo z praktyki był całkiem dobry. Potrafił posługiwać się różdżką prawie tak dobrze, jak Darla, kiedy była w jego wieku…
- Jeśli mi się nie poprawisz – zagroziłam. – Napiszę o wszystkim do matki, chociaż mnie nienawidzi.
Wstałam i z ciężkim sercem poszłam na lekcje z Umbridge. Po tym incydencie z profesor Trelawney, chodziła jeszcze bardziej przybita, przez co jeszcze trudniej było z nią wytrzymać. Ona przecież nienawidzi nieludzi. Zachowuje się, niczym niedorozwinięta i niezrównoważona psychicznie osoba ze średniowiecza, gdzie tępiono czarownice i magiczne stworzenia.
W poniedziałek sprawa z profesor Trelawney już trochę przycichła, za to każdy teraz rozmawiał o nowym nauczycielu z wróżbiarstwa. Dumbleodre jeszcze nie mianował nikogo tak dziwnego, jak centaur Firenzo, pomijając nauczyciela od historii magii.
Niektóre dziewczyny z piątej klasy [i wyżej] dość dziwnie się zachowywały. Kiedy przyszłam na śniadanie, zauważyłam, jak przy stole Gryfonów Parvati Patil i Lavender Brown podkręcają sobie różdżką rzęsy i sprawdzają efekt w łyżeczkach do herbaty. Przewróciłam oczami i zajęłam swoje miejsce.
- Buddo, nie rozumiem, jak nisko niektóre dziewczyny mogą upaść, żeby wywrzeć na kimś dobre wrażenie – westchnęłam i nasypałam sobie cukru do owsianki. – Mi wystarczą kły.
- Tak, żeby przestraszyć jakiegoś niesfornego pierwszoroczniaka – zadrwiła Sapphire. Po chwili odezwała się: - A Barty’ego nie drażni to, że wierzysz w… Buddę?
Uniosłam brwi.
- Co masz na myśli? – spytałam. – Nie, nie drażni go, jakbyś chciała wiedzieć. Nikogo to nie powinno drażnić, jeśli wie, co to tolerancja religijna. Choć z drugiej strony, moją „wiarę” w Buddę trudno nazwać wiarą.
Sapphire wzruszyła ramionami i zajęła się swoją herbatą. O co jej, do licha chodziło z Bartym? Dlaczego miałoby go mierzić to, że moja religia jest taka, a nie inna? Przecież Barty to taki sam bezbożnik jak i mój wuj, więc niech się trzyma z dala od moich wierzeń.
Sala, w której miały odbywać się zajęcia z wróżbiarstwa, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak na innych. To było proste do wywnioskowania, że przecież Dumbledore musi jakoś przygotować klasę dla nauczyciela, który jest centaurem. Nie mogłam więc pojąć tych wszystkich emocjonujących się uczniów, tych wszystkich „ochów” i „achów”, kiedy weszliśmy do klasy. Trelawney na przykład, jako dziwna, zakręcona wariatka, urządziła swoją salę lekcyjną w sposób dla niej odpowiedni. Ale to już jej sprawa. I tak już nie prowadzi lekcji, więc na szczęście, już nigdy nie wejdę do tej dusznej, zaparowanej klasy.
Metody nauczania Firenza bardziej przypadły mi do gustu, niż metody Trelawney, bo on nie miał tej swojej obsesji na punkcie przepowiadania każdemu śmierci. Później, jak z radością stwierdziłam, bardzo obraził Parvati, kiedy powiedział, że układ planet nie przepowiada ludziom nieszczęść i że to tylko głupie urojenia ludzi.
Co do postaci Firenza, to znałam go osobiście i stwierdziłam po jego pierwszej lekcji, że będzie o wiele lepszym nauczycielem, od profesor Trelawney. Co więcej, sama jego obecność w tym zamku, przyprawia Umbridge w napady dzikiej furii i drżenie rąk, a raczej tłustych łap z poobwieszanymi brzydkimi, staroświeckimi pierścionkami paluchami.
Wieczorem, kiedy siedziałam samotnie w sypialni dziewczyn i uczyłam się właśnie na głupią obronę przed czarną magią z tego głupiego podręcznika, usłyszałam, jak ktoś woła mnie po imieniu. Szczęśliwa, że w końcu mam jakiś pretekst do odrzucenia tego nudnego podręcznika, zaczęłam się rozglądać. Jednak nikogo nie zauważyłam. Przez chwilę myślałam, że to Gloria, śpiąca na łóżku Sapphire, do mnie przemówiła, ale nie. Chimerka nawet nie drgnęła, kiedy wstałam z łóżka, które zaskrzypiało głośno. Znów ten głos… I nagle przeszył mnie gniew, pomieszany ze strachem. Położyłam się plackiem na podłodze i zaczęłam grzebać pod łóżkiem. Wyciągnęłam spod niego nieco zakurzone dwukierunkowe lusterko, w którym tkwiła głowa Syriusza.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytałam ze złością. – Jestem już z Harrym kwita, nie nękam go, nie naśmiewam się z jego tragicznych lekcji oklumencji, nawet uczęszczam na jego głupie spotkania GD i pomagam mu je prowadzić. Właśnie wczoraj było spotkanie.
Syriusz uśmiechnął się blado.
- Cieszę się – odpowiedział.
- Czego chcesz – powtórzyłam. – Oderwałeś mnie od nauki.
Chłód i stanowczość mojego tonu nawet mnie zadziwił.
- Wybacz – odparł Syriusz. – Chciałem tylko cię zobaczyć. Nic więcej.
- Aha – mruknęłam. – Już myślałam, że Harry znów ci się skarżył, że mu nie piorę bodajże skarpetek, albo nie odwalam za niego szlabanów dla Umbridge.
Syriusz roześmiał się, choć zauważyłam, że nie był to szczery śmiech.
- Bez przesady, Harry nigdy mi się nie poskarżył – powiedział. Uśmiechnęłam się przez łzy, które zaczęły napływać mi do oczy. Widok jego zatroskanej twarzy był niemalże nie do zniesienia.
- Jesteśmy w stanie wojny – odezwał się ponownie Syriusz. Pokiwałam głową. – Musisz wybrać, po której jesteś stronie.
Znów pokiwałam głową.
- To jest twój powód, dla którego z łaski swojej mnie odwiedzasz – mruknęłam. – Ale czego ja się spodziewałam…
Westchnęłam ciężko. Życie zaczęło mi ciążyć, każdy mój oddech był dla mnie bolesny.
- A co, jeśli nie będę po niczyjej stronie? – dodałam z gorzkim uśmiechem.
- Musisz kogoś wybrać – odrzekł Syriusz. – Nie możesz patrzeć na śmierć. Jesteś Muzą pokoju, a…
- A podczas wojny Muzy milczą – wpadłam mu w słowo. – Masz rację, nie mogę patrzeć na śmierć, więc odbiorę sobie to cierpienie.
- Przecież się nie zabijesz – prychnął Syriusz.
- Nie? – zadrwiłam. – Jeśli ja czegoś chcę, to zawsze to dostanę… Nie musisz się kryć, Syriuszu. Wiem, że nie jesteś sam. Dumbledore chciał, abyś mnie przekonał. Nie udało mu się to niestety… Ile członków Zakonu jest teraz z tobą? Dwudziestu? Jest tam Bes?
Westchnęłam.
- Jestem inteligentną Muzą – dodałam. – Nie przekupicie mnie. Zależy wam tylko na moich umiejętnościach. Tak samo jest z Voldemortem. Gdybym nie była skillmagiem, nawet nie chciałby mnie znać.
- Jesteś członkiem Zakonu, bo Dumbledore tak chciał – przerwał mi Wąchacz. – Nie musisz walczyć po naszej stronie. Pojednaj się ze mną, tylko tyle chcę.
- Dobrze – odparłam. – Tęskniłam za tobą, mój kochany… Ale nie skrzywdzę żadnego z moich Śmierciożerców. Znaczą dla mnie więcej, niż całe moje złoto w Banku Gringotta.
Syriusz otworzył usta, żeby rzucić jakąś uwagę na ten temat, ale go uprzedziłam:
- Przywódcy już tak mają. Wolą sami umrzeć, niż stracić choćby jednego ze swoich ludzi.
Uśmiechnęłam się i wsunęłam lusterko z powrotem pod łóżko. Ulżyło mi, że pojednałam się z Zakonem. Szczęście choć na krótki moment mi sprzyjało. To był jeden z nielicznych dni, w którym na mojej twarzy pojawił się szczery, radosny uśmiech.
~*~
Do tego rozdziału mam mieszane uczucia. Końcówka mi się podobała, choć planowałam dać tu też Voldemorta, żeby odnieść się jakoś do poprzedniego odcinka, ale Sophie sobie z nim jeszcze porozmawia, aż jej to zbrzydnie.
Za cztery rozdziały już będzie setka, więc postaram się napisać coś super xD
A dedykacja dla April :*