16 czerwca 2013

Rozdział 332

        Następnego ranka obudziło mnie zimne, aczkolwiek mocne słońce. Crouch jeszcze spał z twarzą ukrytą w poduszkach, oddychał zaś głęboko i miarowo. Wciąż byłam trochę senna, zapewne przez to nocne posiedzenie z Claudią, ale wiedziałam, że nie zasnę na nowo, więc wstałam i otworzyłam okno. Do pokoju wpadło świeże, nieco mroźne powietrze. To była pierwsza tak piękna, słoneczna niedziela od wielu tygodni. Kiedy wyjrzałam przez okno, nie ujrzałam już ani jednego dementora, przez rynek przewijali się tylko dwaj ponurzy Śmierciożercy w czarnych, zimowych pelerynach. Nie wiedziałam za bardzo, co mam ze sobą zrobić, a strasznie nie lubiłam czekać. Powoli ubrałam się, rozmyślając, czy nie obudzić czasami Barty’ego, bo już nie mogłam znieść tej ciszy, poza tym byłam głodna. Dlaczego Claudia nie mogła odwiedzać mnie za dnia? Dlaczego Darla nie mogła do mnie przyjść? Ostatnio całkowicie o niej zapomniałam, miałam tyle spraw na głowie… Oczywiście znów zasłaniałam się brakiem czasu. A tak naprawdę zauważyłam u siebie narastającą ignorancję, która cechuje wampiry. Ich wiek nie ma z tym nic wspólnego, samo to, kim są sprawia, że zaczynają ignorować większość spraw, stają się zimne, niczym posągi z marmuru. Są martwe. Nigdy tak o tym nie myślałam, ale są tylko ożywionymi trupami. Niczym więcej. Ich śmiertelne życie kończy się wraz z chwilą przemiany w wampira. Pomimo nowej, lepszej egzystencji – nie żyły. A ja byłam jedną z tych Nieśmiertelnych. Świadomość tego, że umarłam, kiedy miałam zaledwie jedenaście lat była straszna, aczkolwiek... zawsze o tym wiedziałam. Tak naprawdę nie byłam do końca lodowatym trupem, ponieważ Armand nie doprowadził przemiany do końca, ale i nie żyłam. Tkwiłam zawieszona pomiędzy dwoma formami niczym duch. A właściwie niczym ciało bez duszy. Ja sama zostałam już na zawsze złączona z moim ciałem i nic nie było w stanie tego rozdzielić. Jeśli zginie ciało – zginie też mój duch.

*

         Gdy dotarliśmy do zamku, prawie natychmiast udałam się do biblioteki. Mimo tego, że Claudia gorąco mi to odradzała, postanowiłam poszukać jakichś informacji na temat tego, o czym rozmawiałyśmy. Skoro sama, może z niewielką pomocą Slughorna, odkryłam obecność tajemniczej kobiety, być może teraz uda mi się odgadnąć jej tożsamość.
Pani Pince wyglądała chyba na najmniej znękaną. Stała niezmiennie za kontuarem, ignorując wałęsających się po jej królestwie Śmierciożerców. Tak naprawdę interesowały ją tylko książki, dopóki żaden nie zamącił jej spokoju, byli dola mnie jak powietrze – niewidoczni.
Poprosiłam ją o kroniki sprzed kilkudziesięciu lat, po czym sama usadowiłam się w kącie i zaczęłam kartkować poszczególne strony. Miałam jeden jedyny punkt zaczepienia, a był nią Tom Riddle. Musiałam szukać albo jego rówieśniczki, albo młodszej uczennicy, o ile dobrze sobie to wszystko obliczyłam. Na początku pomyślałam, że przydałyby się jakieś zdjęcia albo albumy, lecz jakiś czas później zdałam sobie sprawę, że to i tak nic by mi nie dało, przecież nie miałam pojęcia, jak wyglądała za szkolnych lat. Ale odnalezienie jej było tylko formalnością. Nie znałam żadnej kobiety z klasy Toma, a przecież od dawna kojarzę tę dziewczynę ze zdjęcia. Miała w sobie coś znajomego nie tyle z twarzy, ale i jej aura była jakaś taka…
Jednak mijały godziny, a te wszystkie nazwiska nic a nic mi nie mówiły. Znalazłam dane wielu członków Zakonu Feniksa, a także Śmierciożerców, lecz pozostałe były dla mnie całkowitą zagadką. Spisałam imiona i nazwiska wszystkich kobiet w nadziei, że ktoś kiedyś pomoże mi w identyfikacji; Slughorna jednak musiałam wykluczyć, on i tak był już za bardzo przerażony, a owa sprawa nie miała dla mnie aż takiego znaczenia. Nie chciałam, by ktoś miał przeze mnie kłopoty. I tak już wystarczająco narozrabiałam.

- Czego szukasz?
Wzdrygnęłam się lekko, kiedy usłyszałam tuż nad sobą czyjś głos.
- Draco Malfoy w bibliotece, coś zupełnie niespodziewanego – odpowiedziałam. Przeglądałam właśnie grubą księgę wydaną zaledwie dekadę temu, w której wypisano wszystkich słynnych polityków dwudziestego wieku; doszłam do wniosku, że do celu mogłam dojść jedynie drogą eliminacji.
- Do czego potrzebne ci nazwisko siostry Knota? – zapytał Malfoy, gdy zerknął mi przez ramię i wskazał palcem na sam szczyt listy, na której górowała Sara Knot. Bez słowa wykreśliłam ją ze spisu, przecież żyjąca osoba nie mogła być duchem i jednocześnie człowiekiem. Odezwałam się dopiero, kiedy przewróciłam stronę:
- To takie dodatkowe zajęcia. A ty co tu robisz?
- Pomyślałem sobie, że wypada przygotować się na test z transmutacji.
Skinęłam głową i powróciłam do swoich zajęć, natomiast Draco rozłożył notatki, ale jego uwaga wciąż była skupiona na wszystkim, tylko nie na transmutacji. Stukał srebrną stalówką pięknego, orlego pióra w podniszczony blat stołu, rozglądał się dookoła… Zaczynało mnie to denerwować. Zerkałam na niego, co jakiś czas, przerzucając nerwowo kolejne strony książki i wykreślając od czasu do czasu nazwiska. Już zbliżała się pora obiadowa, więc byłam głodna, a co za tym idzie, zirytowana.
- Możesz przestać? – naskoczyłam na niego. Draco odrzucił pióro i prychnął cicho, ale najwyraźniej nie chciał się ze mną kłócić. Był w dobrym humorze, nie miałam pojęcia, dlaczego, ale z całą pewnością ostatnio czuł się lepiej. W Hogwarcie coraz mniej liczyły się osoby z wątpliwym statusem krwi, a coraz lepiej traktowano takich uczniów, jak on. Pewnie wydawało mu się, że jest co najmniej księciem. Niestety – to nie delikatna, pełna kultury Anglia. To jest Polska, nikogo nie interesują królowie i książęta, tylko złoto. Być może teraz te dwa kraje się aż tak nie różnią, ale mimo wszystko widać minimalny kontrast.
- Och, dobrze, skoro to ci przeszkadza…
- Nie przyszedłeś się tu uczyć, prawda? – przerwałam mu i również odłożyłam pióro.
- Po części tak, a po części nie – odparł i zawahał się przez chwilę. – To, co było między nami już się dawno skończyło, ale znamy się bardzo dobrze i wiem, że mogę cię zawsze zapytać o zdanie, jeśli mam jakiś problem.
- Tak, możesz – odpowiedziałam krótko. Już wiedziałam, czego mniej więcej dotyczyć będzie ta rozmowa, ale wolałam tego po sobie nie dać poznać. Czekałam tylko cierpliwie, aż Draco się przełamie i wykrztusi z siebie choć jedno słowo.
- Zastanawiam się, czy mój związek z Sapphire ma w ogóle sens – nie spodziewałam się, że tak szybko przejdzie do tematu. Wpatrywałam się w niego bez większych emocji, gdy ciągnął dalej: - Ostatnio w ogóle się nam nie układa. Sapphire zachowuje się, jakby była starą, zrzędzącą żoną, nie wiem, co ona sobie wyobraża, ale ja nie chcę… po prostu potrzebuję jeszcze trochę swobody. Nie chcę się wiązać na całe życie.
- Zamierzasz z nią zerwać?
Malfoy nic nie odpowiedział i utkwił pełen niewiedzy wzrok w blacie obsmarowanym ołówkowym graffiti. Jego milczenie było niemym potwierdzeniem. Poczułam się dziwnie, ponieważ już jakiś czas temu zaakceptowałam jego związek z moją przyjaciółką. Wiedziałam, że nigdy między mną a Sapphire nie będzie tak, jak dawniej, ale postanowiłam tolerować ją na tyle, na ile sama mogłam. No i byłam przekonana, że jeśli Draco znów będzie sam, na nowo zacznie mącić pomiędzy mną a Bartym. Byłam pewna, że nie chodziło tu o uczucia. On chciał, zapewne trochę jak Anna Boleyn, podjudzana przez ojca, wkraść się na nowo w łaski króla – samego Czarnego Pana. Nie podobało mi się to i poczułam się jakby… wykorzystana, mimo że Ślizgon nie powiedział na ten temat jeszcze ani jednego słowa. Mimo swoich obaw, nie odezwałam się ani słowem, oczekując na dalszą litanię Dracona.
- Naprawdę ją lubię. Ale ona chce mnie… uwiązać. Spojrzę na jakąś kobietę, a ona już jest zła! Napiję się, a ona potrafi nie odzywać się do mnie przez całe dnie. Nie wiem już, co mam z tym zrobić. Może… może przyda się nam jakaś przerwa?
- To nie moja sprawa, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Wiesz, jaka jest Sapphire. Ona wszystkim się przejmuje. Załamie się, jak powiesz jej, że chcesz przerwy. Porozmawiam z nią, ale nie wiem, czy to coś da. To TY musisz przemówić jej do rozsądku, jesteś jej chłopakiem czy nie?
Malfoy nic już nie powiedział, ale wyglądał na zadowolonego. Oczywiście. Nie musiał sam troszczyć się o swoje problemy, najlepiej było obarczyć tym innych, wywołując w nich współczucie bez choćby jednego słowa prośby. Ale cóż. Mogłam przecież porozmawiać krótko z Sapphire, korona mi przez to z głowy nie spadnie, a może chociaż w tej sposób uda mi się wynagrodzić komuś zło, do którego się przyczyniłam. Robiłam straszne rzeczy, a przede wszystkim popierałam politykę Czarnego Pana, choć doskonale wiedziałam, że to, co robi, jest niemoralne. Gdzieś w głowie siedział mi też Harry Potter, który zniknął gdzieś, nie dawał znaku życia, co było oczywiste, ale przecież mogłam mu jakoś pomóc. A nawet powinnam to zrobić ze względu na naszą starą przyjaźń. Zanim odrodził się Czarny Pan, wszystko było dobrze. Bywałam w jego dormitorium, z Hermioną ścigałyśmy się, która lepiej napisze nadchodzący test… A teraz nienawidziłam jej tylko dlatego, że jest szlamą. To była albo moja wina, albo wina Harry’ego Pottera.

         Po obiedzie poszłam za Sapphire, która udała się do lochów, po czym zniknęła za zimną, wilgotną, kamienną ścianą, za którą kryło się tajne przejście do pokoju wspólnego Ślizgonów. Usiadła samotnie w fotelu przed kominkiem, wyciągnęła z torby gazetę i zaczęła przewracać powoli strony. Od razu wyczułam w jej zachowaniu słabą pewność siebie i jakiś kiepsko ukrywany smutek. Podeszłam do niej i usiadłam po turecku na dywanie przed jej fotelem. Sapphire zerknęła na mnie, a w jej błyszczących oczach ujrzałam zdumienie.
- Musimy porozmawiać – przemówiłam jako pierwsza, a Ślizgonka odłożyła gazetę. Po jej minie widziałam, że się niesamowicie stresuje. – Chodzi o Dracona.
Jej oczy błysnęły groźnie, a ona sama wyglądała przez chwilę jak nadęta kwoka, kiedy zawołała cicho:
- Ty jadowita…
- Zanim mnie wyzwiesz, posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – przerwałam jej spokojnie, zdając sobie sprawę z tego, że chyba trochę zbyt kulawo zaczęłam. – Napadł na mnie dzisiaj w bibliotece. Mówił, że ostatnio się wam… nie układa, delikatnie mówiąc. O co chodzi?
- To są nasze sprawy, nie musisz się wtrącać.
- Ale dlaczego ty mnie od razu atakujesz? Chcę wam pomóc, a ty jesteś od samego początku niewdzięczna. Draco ma wątpliwości, co do was. Chcesz zniszczyć ten związek?
- Ja się staram, jak tylko mogę! I wiem, że robię dobrze – odparła natarczywie, a jej błyszczące w blasku buzującego w kominku ognia lśniły agresywnie. Przewróciłam ostentacyjnie oczami i westchnęłam ciężko. Mimo że obiecałam Draconowi jakoś przemówić Sapphire do rozsądku, po jej pierwszym zdaniu i tonie głosu, w jaki sposób je wypowiedziała, wiedziałam już, że jestem przegrana. Ona była pewna, że nie zrobiła ani jednego błędu. Owszem, Malfoy też nie był idealnym partnerem, ale on chociaż widział swoje błędy i próbował nad nimi pracować, Sapphire – nie.
- Kochanie, musisz się ogarnąć. Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne, ale powinnaś trochę pokazać, że zależy ci na Draconie, że… chcesz, aby on także czuł się dobrze w tym związku. On chce mieć trochę czasu dla siebie, dla znajomych, a ty nie powinnaś go ograniczać. Nie jesteście jakimiś staruszkami, którzy siedzą całymi dniami w zapierdzianych fotelach i czytają gazety. Tylko tyle chciałam ci poradzić.
Wstałam i odeszłam bardzo szybko, zanim Sapphire zdążyła coś powiedzieć. Mogłam zająć się rozmyślaniem nad kolejnym zadaniem i nad… Harrym Potterem.

~*~


Trochę krótko, ale muszę jeszcze pouczyć się tekstów na egzamin. Miałam dodać rozdział wczoraj, ale była tak straszliwa burza, że musiałam wszystko odłączyć z prądu. Jutro jadę do Krakowa, więc mnie nie ma, ale zbliża się rocznica Siostrzenicy! Więc spodziewajcie się jakiegoś długaśnego odcinka xD Dedykacja dla Nutelli :* Aż użyję imienia z UNM xD Do tego chcę Wam zaspamować - stworzyłam nowego bloga, gdzie możecie zapoznawać się z aktualnościami - klik w link.