Następnego
ranka obudziło mnie zimne, aczkolwiek mocne słońce. Crouch jeszcze spał z
twarzą ukrytą w poduszkach, oddychał zaś głęboko i miarowo. Wciąż byłam trochę
senna, zapewne przez to nocne posiedzenie z Claudią, ale wiedziałam, że nie
zasnę na nowo, więc wstałam i otworzyłam okno. Do pokoju wpadło świeże, nieco
mroźne powietrze. To była pierwsza tak piękna, słoneczna niedziela od wielu
tygodni. Kiedy wyjrzałam przez okno, nie ujrzałam już ani jednego dementora,
przez rynek przewijali się tylko dwaj ponurzy Śmierciożercy w czarnych,
zimowych pelerynach. Nie wiedziałam za bardzo, co mam ze sobą zrobić, a
strasznie nie lubiłam czekać. Powoli ubrałam się, rozmyślając, czy nie obudzić
czasami Barty’ego, bo już nie mogłam znieść tej ciszy, poza tym byłam głodna.
Dlaczego Claudia nie mogła odwiedzać mnie za dnia? Dlaczego Darla nie mogła do
mnie przyjść? Ostatnio całkowicie o niej zapomniałam, miałam tyle spraw na
głowie… Oczywiście znów zasłaniałam się brakiem czasu. A tak naprawdę
zauważyłam u siebie narastającą ignorancję, która cechuje wampiry. Ich wiek nie
ma z tym nic wspólnego, samo to, kim są sprawia, że zaczynają ignorować
większość spraw, stają się zimne, niczym posągi z marmuru. Są martwe. Nigdy tak
o tym nie myślałam, ale są tylko ożywionymi trupami. Niczym więcej. Ich
śmiertelne życie kończy się wraz z chwilą przemiany w wampira. Pomimo nowej,
lepszej egzystencji – nie żyły. A ja byłam jedną z tych Nieśmiertelnych.
Świadomość tego, że umarłam, kiedy miałam zaledwie jedenaście lat była
straszna, aczkolwiek... zawsze o tym wiedziałam. Tak naprawdę nie byłam do
końca lodowatym trupem, ponieważ Armand nie doprowadził przemiany do końca, ale
i nie żyłam. Tkwiłam zawieszona pomiędzy dwoma formami niczym duch. A właściwie
niczym ciało bez duszy. Ja sama zostałam już na zawsze złączona z moim ciałem i
nic nie było w stanie tego rozdzielić. Jeśli zginie ciało – zginie też mój
duch.
*
Gdy
dotarliśmy do zamku, prawie natychmiast udałam się do biblioteki. Mimo tego, że
Claudia gorąco mi to odradzała, postanowiłam poszukać jakichś informacji na
temat tego, o czym rozmawiałyśmy. Skoro sama, może z niewielką pomocą
Slughorna, odkryłam obecność tajemniczej kobiety, być może teraz uda mi się
odgadnąć jej tożsamość.
Pani Pince wyglądała chyba na
najmniej znękaną. Stała niezmiennie za kontuarem, ignorując wałęsających się po
jej królestwie Śmierciożerców. Tak naprawdę interesowały ją tylko książki,
dopóki żaden nie zamącił jej spokoju, byli dola mnie jak powietrze –
niewidoczni.
Poprosiłam ją o kroniki sprzed
kilkudziesięciu lat, po czym sama usadowiłam się w kącie i zaczęłam kartkować
poszczególne strony. Miałam jeden jedyny punkt zaczepienia, a był nią Tom
Riddle. Musiałam szukać albo jego rówieśniczki, albo młodszej uczennicy, o ile
dobrze sobie to wszystko obliczyłam. Na początku pomyślałam, że przydałyby się
jakieś zdjęcia albo albumy, lecz jakiś czas później zdałam sobie sprawę, że to
i tak nic by mi nie dało, przecież nie miałam pojęcia, jak wyglądała za
szkolnych lat. Ale odnalezienie jej było tylko formalnością. Nie znałam żadnej
kobiety z klasy Toma, a przecież od dawna kojarzę tę dziewczynę ze zdjęcia.
Miała w sobie coś znajomego nie tyle z twarzy, ale i jej aura była
jakaś taka…
Jednak mijały godziny, a te
wszystkie nazwiska nic a nic mi nie mówiły. Znalazłam dane wielu członków
Zakonu Feniksa, a także Śmierciożerców, lecz pozostałe były dla mnie całkowitą
zagadką. Spisałam imiona i nazwiska wszystkich kobiet w nadziei, że ktoś kiedyś
pomoże mi w identyfikacji; Slughorna jednak musiałam wykluczyć, on i tak był
już za bardzo przerażony, a owa sprawa nie miała dla mnie aż takiego znaczenia.
Nie chciałam, by ktoś miał przeze mnie kłopoty. I tak już wystarczająco
narozrabiałam.
- Czego szukasz?
Wzdrygnęłam się lekko, kiedy
usłyszałam tuż nad sobą czyjś głos.
- Draco Malfoy w bibliotece,
coś zupełnie niespodziewanego – odpowiedziałam. Przeglądałam właśnie grubą
księgę wydaną zaledwie dekadę temu, w której wypisano wszystkich słynnych
polityków dwudziestego wieku; doszłam do wniosku, że do celu mogłam dojść
jedynie drogą eliminacji.
- Do czego potrzebne ci
nazwisko siostry Knota? – zapytał Malfoy, gdy zerknął mi przez ramię i wskazał
palcem na sam szczyt listy, na której górowała Sara Knot. Bez słowa wykreśliłam
ją ze spisu, przecież żyjąca osoba nie mogła być duchem i jednocześnie
człowiekiem. Odezwałam się dopiero, kiedy przewróciłam stronę:
- To takie dodatkowe zajęcia.
A ty co tu robisz?
- Pomyślałem sobie, że wypada
przygotować się na test z transmutacji.
Skinęłam głową i powróciłam
do swoich zajęć, natomiast Draco rozłożył notatki, ale jego uwaga wciąż była
skupiona na wszystkim, tylko nie na transmutacji. Stukał srebrną stalówką
pięknego, orlego pióra w podniszczony blat stołu, rozglądał się dookoła…
Zaczynało mnie to denerwować. Zerkałam na niego, co jakiś czas, przerzucając
nerwowo kolejne strony książki i wykreślając od czasu do czasu nazwiska. Już
zbliżała się pora obiadowa, więc byłam głodna, a co za tym idzie, zirytowana.
- Możesz przestać? –
naskoczyłam na niego. Draco odrzucił pióro i prychnął cicho, ale najwyraźniej
nie chciał się ze mną kłócić. Był w dobrym humorze, nie miałam pojęcia,
dlaczego, ale z całą pewnością ostatnio czuł się lepiej. W Hogwarcie coraz
mniej liczyły się osoby z wątpliwym statusem krwi, a coraz lepiej traktowano takich
uczniów, jak on. Pewnie wydawało mu się, że jest co najmniej księciem. Niestety
– to nie delikatna, pełna kultury Anglia. To jest Polska, nikogo nie interesują
królowie i książęta, tylko złoto. Być może teraz te dwa kraje się aż tak nie
różnią, ale mimo wszystko widać minimalny kontrast.
- Och, dobrze, skoro to ci
przeszkadza…
- Nie przyszedłeś się tu
uczyć, prawda? – przerwałam mu i również odłożyłam pióro.
- Po części tak, a po części
nie – odparł i zawahał się przez chwilę. – To, co było między nami już się
dawno skończyło, ale znamy się bardzo dobrze i wiem, że mogę cię zawsze zapytać
o zdanie, jeśli mam jakiś problem.
- Tak, możesz –
odpowiedziałam krótko. Już wiedziałam, czego mniej więcej dotyczyć będzie ta
rozmowa, ale wolałam tego po sobie nie dać poznać. Czekałam tylko cierpliwie,
aż Draco się przełamie i wykrztusi z siebie choć jedno słowo.
- Zastanawiam się, czy mój
związek z Sapphire ma w ogóle sens – nie spodziewałam się, że tak szybko
przejdzie do tematu. Wpatrywałam się w niego bez większych emocji, gdy ciągnął
dalej: - Ostatnio w ogóle się nam nie układa. Sapphire zachowuje się, jakby
była starą, zrzędzącą żoną, nie wiem, co ona sobie wyobraża, ale ja nie chcę…
po prostu potrzebuję jeszcze trochę swobody. Nie chcę się wiązać na całe życie.
- Zamierzasz z nią zerwać?
Malfoy nic nie odpowiedział i
utkwił pełen niewiedzy wzrok w blacie obsmarowanym ołówkowym graffiti. Jego
milczenie było niemym potwierdzeniem. Poczułam się dziwnie, ponieważ już jakiś
czas temu zaakceptowałam jego związek z moją przyjaciółką. Wiedziałam, że nigdy
między mną a Sapphire nie będzie tak, jak dawniej, ale postanowiłam tolerować
ją na tyle, na ile sama mogłam. No i byłam przekonana, że jeśli Draco znów
będzie sam, na nowo zacznie mącić pomiędzy mną a Bartym. Byłam pewna, że nie
chodziło tu o uczucia. On chciał, zapewne trochę jak Anna Boleyn, podjudzana
przez ojca, wkraść się na nowo w łaski króla – samego Czarnego Pana. Nie
podobało mi się to i poczułam się jakby… wykorzystana, mimo że Ślizgon nie
powiedział na ten temat jeszcze ani jednego słowa. Mimo swoich obaw, nie
odezwałam się ani słowem, oczekując na dalszą litanię Dracona.
- Naprawdę ją lubię. Ale ona
chce mnie… uwiązać. Spojrzę na jakąś kobietę, a ona już jest zła!
Napiję się, a ona potrafi nie odzywać się do mnie przez całe dnie. Nie wiem
już, co mam z tym zrobić. Może… może przyda się nam jakaś przerwa?
- To nie moja sprawa, ale to
chyba nie jest dobry pomysł. Wiesz, jaka jest Sapphire. Ona wszystkim się
przejmuje. Załamie się, jak powiesz jej, że chcesz przerwy. Porozmawiam z nią,
ale nie wiem, czy to coś da. To TY musisz przemówić jej do rozsądku, jesteś jej
chłopakiem czy nie?
Malfoy nic już nie
powiedział, ale wyglądał na zadowolonego. Oczywiście. Nie musiał sam troszczyć
się o swoje problemy, najlepiej było obarczyć tym innych, wywołując w nich
współczucie bez choćby jednego słowa prośby. Ale cóż. Mogłam przecież
porozmawiać krótko z Sapphire, korona mi przez to z głowy nie spadnie, a może
chociaż w tej sposób uda mi się wynagrodzić komuś zło, do którego się
przyczyniłam. Robiłam straszne rzeczy, a przede wszystkim popierałam politykę
Czarnego Pana, choć doskonale wiedziałam, że to, co robi, jest niemoralne.
Gdzieś w głowie siedział mi też Harry Potter, który zniknął gdzieś, nie dawał
znaku życia, co było oczywiste, ale przecież mogłam mu jakoś pomóc. A nawet
powinnam to zrobić ze względu na naszą starą przyjaźń. Zanim odrodził się
Czarny Pan, wszystko było dobrze. Bywałam w jego dormitorium, z Hermioną
ścigałyśmy się, która lepiej napisze nadchodzący test… A teraz nienawidziłam
jej tylko dlatego, że jest szlamą. To była albo moja wina, albo wina Harry’ego
Pottera.
Po
obiedzie poszłam za Sapphire, która udała się do lochów, po czym zniknęła za
zimną, wilgotną, kamienną ścianą, za którą kryło się tajne przejście do pokoju
wspólnego Ślizgonów. Usiadła samotnie w fotelu przed kominkiem, wyciągnęła z
torby gazetę i zaczęła przewracać powoli strony. Od razu wyczułam w jej
zachowaniu słabą pewność siebie i jakiś kiepsko ukrywany smutek. Podeszłam do
niej i usiadłam po turecku na dywanie przed jej fotelem. Sapphire zerknęła na
mnie, a w jej błyszczących oczach ujrzałam zdumienie.
- Musimy porozmawiać –
przemówiłam jako pierwsza, a Ślizgonka odłożyła gazetę. Po jej minie widziałam,
że się niesamowicie stresuje. – Chodzi o Dracona.
Jej oczy błysnęły groźnie, a
ona sama wyglądała przez chwilę jak nadęta kwoka, kiedy zawołała cicho:
- Ty jadowita…
- Zanim mnie wyzwiesz,
posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – przerwałam jej spokojnie, zdając sobie
sprawę z tego, że chyba trochę zbyt kulawo zaczęłam. – Napadł na mnie dzisiaj w
bibliotece. Mówił, że ostatnio się wam… nie układa, delikatnie mówiąc. O co
chodzi?
- To są nasze sprawy, nie
musisz się wtrącać.
- Ale dlaczego ty mnie od
razu atakujesz? Chcę wam pomóc, a ty jesteś od samego początku niewdzięczna.
Draco ma wątpliwości, co do was. Chcesz zniszczyć ten związek?
- Ja się staram, jak tylko
mogę! I wiem, że robię dobrze – odparła natarczywie, a jej błyszczące w blasku
buzującego w kominku ognia lśniły agresywnie. Przewróciłam ostentacyjnie oczami
i westchnęłam ciężko. Mimo że obiecałam Draconowi jakoś przemówić Sapphire do
rozsądku, po jej pierwszym zdaniu i tonie głosu, w jaki sposób je
wypowiedziała, wiedziałam już, że jestem przegrana. Ona była pewna, że nie zrobiła
ani jednego błędu. Owszem, Malfoy też nie był idealnym partnerem, ale on
chociaż widział swoje błędy i próbował nad nimi pracować, Sapphire – nie.
- Kochanie, musisz się
ogarnąć. Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne, ale powinnaś trochę pokazać, że
zależy ci na Draconie, że… chcesz, aby on także czuł się dobrze w tym związku.
On chce mieć trochę czasu dla siebie, dla znajomych, a ty nie powinnaś go
ograniczać. Nie jesteście jakimiś staruszkami, którzy siedzą całymi dniami w
zapierdzianych fotelach i czytają gazety. Tylko tyle chciałam ci poradzić.
Wstałam i odeszłam bardzo
szybko, zanim Sapphire zdążyła coś powiedzieć. Mogłam zająć się rozmyślaniem
nad kolejnym zadaniem i nad… Harrym Potterem.
~*~
Trochę krótko, ale muszę
jeszcze pouczyć się tekstów na egzamin. Miałam dodać rozdział wczoraj, ale była
tak straszliwa burza, że musiałam wszystko odłączyć z prądu. Jutro jadę do
Krakowa, więc mnie nie ma, ale zbliża się rocznica Siostrzenicy!
Więc spodziewajcie się jakiegoś długaśnego odcinka xD Dedykacja dla Nutelli :*
Aż użyję imienia z UNM xD Do tego chcę Wam zaspamować - stworzyłam nowego
bloga, gdzie możecie zapoznawać się z aktualnościami - klik w link.