15 czerwca 2012

Rozdział 314

         Syriusza zastałam w domu tak, jak się tego spodziewałam. Na mój widok bardzo się ucieszył, ale wyglądał na troszkę zaniepokojonego. Zaraz potem, jak objął mnie na powitanie, zaprowadził do salonu i zrobił herbatę, zapytał:
- Snape tak po prostu pozwolił ci opuścić szkołę na rzecz tych odwiedzin?
- A miał jakieś wyjście? Szczerze powiedziawszy, to jego zgoda była jedynie formalnością – odparłam z lekkim uśmiechem. Cały salon pokrywały białe płachty, dywany zwinięto i oparto o ściany. Postanowiłam o to spytać.
- Dlaczego pakujesz te meble? Zamierzasz się znowu wyprowadzić?
- Niezupełnie. Styl nowoczesny nie pasuje do mnie, wolę wytworne, drewniane meble, jedwabne tapety, kryształowe żyrandole… Wiesz, o co mi chodzi. Sama wychowałaś się w takich komnatach.
- To dobry pomysł. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w remoncie – odparłam. Syriusz uśmiechnął się.
- Nie chcę ci zawracać głowy. Opowiedz mi lepiej, co się dzieje w Hogwarcie. Słyszałem, że Snape wprowadził do regulaminu szkolnego wiele modyfikacji…
- Tak, to prawda. Profesor jednak robi to dla naszego dobra, przecież jeśli byłby tak pobłażliwy jak Dumbledore, wybuchłby prawdziwy chaos. Żyjemy w naprawdę ciężkich czasach, potrzebujemy kogoś, kto poprowadziłby nas. Co prawda jest to nieco uciążliwe, ta ciągła kontrola i w ogóle… Nauczyciele patrolują korytarze i dormitoria dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale najgorsza jest cenzura. Snape oczywiście nie ogranicza mnie tak, jak innych uczniów, ale nie może przecież mnie faworyzować. Nie lubię być tak traktowana – powiedziałam i westchnęłam cicho, nie patrząc na Blacka. – Wiesz, na samym początku miałam nadzieję, że ten cały reżim będzie wyglądał jakoś inaczej. Nie podoba mi się to.
Dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam, że za bardzo się otworzyłam. Syriusz, mimo że był moim przyjacielem, należał też do Zakonu Feniksa. Oczywiście nie zarzucałam mu zdrady, nie. Ufałam mu, lecz obawiałam się, że kiedyś możemy się posprzeczać, a wtedy przypadkowo mógłby komuś przekazać te informacje. Jeżeli w moim sercu rodziła się ta niepewność, oznaczało to, że nie ufałam Syriuszowi?
- No wiesz, sama już to powiedziałaś: żyjemy w takich czasach. Ale nie martw się, to potrwa niedługo. Co prawda nie wiemy, gdzie jest Harry, ale sami też robimy naprawdę…
- Syriusz – przerwałam mu ostro. – Dobrze wiem, że członkowie Zakonu nie byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że rozmawiasz ze mną o ich planach. Opowiedz mi, co tam w ich życiu prywatnym. O tym możemy pogadać. Więc co tak u Tonks, Weasleyów…
Syriusz poinformował mnie, że Nimfadora już niedługo urodzi Remusowi dziecko, co raczej nie wywołało u mnie pozytywnej reakcji. Przynajmniej w środku, na zewnątrz zaś udałam, że bardzo mnie to ucieszyło. Kiedy tak się nad tym zastanowiłam, to Lupin zasługiwał na odrobinę szczęścia. Aczkolwiek dziecko mogło przejąć wilkołactwo i wtedy już nie będzie tak różowo. Tonks oczywiście pokocha je bezwarunkowo, wychowa bez względu na to, czy będzie chore, czy też nie. Ale Lupin… Już raz okazał tchórzostwo, wątpiąc w niewinność Syriusza.
- Tak się zastanawiałam, czy Remus będzie dobrym ojcem. To znaczy… czy w ogóle będzie nim, jeżeli Tonks urodzi wilkołaka – odezwałam się nagle, a Black wzdrygnął się lekko.
- Co masz na myśli? Lupin to honorowy człowiek, nigdy nie zostawiłby żony z dzieckiem. Oczywiście na początku może czuł się rozdarty, ale jest odpowiedzialnym człowiekiem jak mało kto.
- No to nie wiem. To jego sprawa. Wiesz… chciałabym mieć kiedyś dziecko – westchnęłam i utkwiłam wzrok w swoich dłoniach spoczywających na podołku. – Barty chciałby mieć syna, jak każdy arystokrata pragnący przedłużyć swój ród. A ja zdaję sobie sprawę, że to nigdy nie będzie możliwe.
- Rozumiem. Ale czy wampiry nie rodzą małych wampirków? Więc jakie to przedłużenie rodziny, skoro i tak nigdy nie umrzecie? – zapytał Syriusz, a ja zaczęłam się śmiać z tych małych wampirków. On wiedział, jak poprawić mi humor.
- Faktycznie, masz rację, ale to trochę inaczej działa. Żebym mogła mieć dzieci z Bartym, musiałabym z niego zrobić wampira. Teraz jest to zupełnie niemożliwe. Przecież psy i koty się nie rozmnażają. Tak samo jest z nami. Należymy do innego gatunku.
- Ale Remus jest wilkołakiem…
- On żyje. A wampir, jeżeli jest nim w pełni, tak naprawdę jest martwy. Należy do świata ciemności i mroku. Dlatego nie rozmnażamy się w naturalny sposób. Może powstać wtedy naprawdę groźny potwór, ponieważ nigdy nie był człowiekiem. O wiele bezpieczniej jest przemienić śmiertelnika, ponieważ umierają w nim tylko niektóre ludzkie cząstki – wyjaśniłam, ale nie byłam przekonana, czy zrozumiał. Wiedziałam, że było to ryzykowne… no, staranie się o dziecko, ale zawsze robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby otrzymać to, czego pragnęłam. Wielu ludzi, zwłaszcza ci z Zakonu Feniksa, twierdziła, że jestem jak wszystkie arystokratki. Mam kaprys i muszę dostać to, co chcę. A przecież różniłam się od nich, bo robiłam to wszystko sama. Nie żądałam od Snape’a czy Lorda Voldemorta, by załatwili dla mnie to, na co akurat miałam ochotę. Wszystkie swoje problemy rozwiązywałam sama. No, może z drobną pomoc Claudii, która jedyne, co mogła mi ofiarować, to rady przesiąknięte cynizmem i tajemnicą.

- Odwiedzają cię tu członkowie Zakonu? – zapytałam znienacka. – Chcę się upewnić, czy żaden z nich tutaj nagle nie wpadnie.
- No właśnie, to nie jest wykluczone, że ktoś mnie odwiedzi. Mieszkam w Anglii i łatwiej Remusowi czy Arturowi do mnie się teleportować, niż odwrotnie. Te polskie kominki… Wiadomo, że sieć Fiuu jest bezpieczniejsza, bo nie zakłóca tych całych barier. Ale nie martw się, u mnie jesteś bezpieczna. Poza tym nikt w najbliższym czasie nie zamierza mnie odwiedzać.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Znakomicie.

*

         Miotał się po ciemnej komnacie jak dziki zwierz w klatce, doprowadzony do furii przez coś błahego. Czekał na Snape’a, który spóźniał się już sześć minut. Pierś falowała mu szybko pod wpływem prędkiego, niespokojnego oddechu, serce biło jak oszalałe, w dłoni zaś ściskał pognieciony kawałek pergaminu zapełniony drobnym, ciasnym pismem Mistrza Eliksirów. Gniew, który go ogarnął nie równał się z żadnym innym. Dawno już nie został tak wyprowadzony z równowagi. Odetchnął kilkakrotnie, aby się uspokoić, uścisk w żołądku zelżał nieco, lecz białe, kościste dłonie wciąż drżały lekko. Już pomyślał, że prawie ochłonął, kiedy nagle u jego boku pojawił się Snape. Wściekłość znów nim zawładnęła, odwrócił się gwałtownie w jego stronę i zatoczył w powietrzu zamaszyste koło brzegiem swojej czarnej, długiej szaty.
- Zanim wyjaśnisz mi… to, oczekuję informacji, dlaczego się spóźniłeś – zagrzmiał, pokazując mu list. Severus postanowił zachować zimną krew tak długo, jak to będzie możliwe. Dlatego odetchnął głęboko i przemówił, by jakoś uspokoić swego pana:
- W Hogwarcie zmuszony byłem rozprawić się z pewną niekompetencją. Błagam o wybaczenie, to już się nigdy więcej nie powtórzy.
Ukłonił się nisko, na co Lord Voldemort nawet nie zareagował. Jego pierś unosiła się i opadała ciężko.
- Pomijając niekompetencję w Hogwarcie, do której powinieneś nie dopuścić… Jakim prawem wypuściłeś Sophie ze szkoły i dlaczego poinformowałeś mnie o tym po fakcie?
- Ależ, panie, upoważniłeś mnie do tego…
- Ale nie do tego, aby zezwalać na jej spotkania z członkami Zakonu, na Boga! – krzyknął Czarny Pan i cisnął ze złości pogiętym pergaminem w Snape’a. – Mam pozwolić, żeby moja siostrzenica spiskowała przeciwko mnie za naszymi plecami?! Masz to naprawić, sprowadzić ją natychmiast, kiedy tylko wróci do zamku, bo inaczej i ciebie spotka kara!
Mistrz Eliksirów patrzył ze stoickim spokojem w czerwone oczy swojego pana, w których lśniła złość i szaleństwo. Coś w nim drgnęło, co spowodowało, że przepełniony troską, zapytał:
- Chyba nie zamierzasz ukarać Sophie za to, że chciała spotkać się z Blackiem?
- Bądź tak łaskawy i nie wtrącaj się w wychowanie tej dziewczyny. Po prostu mi ją doprowadź – jego twarz zmieniła się diametralnie w ciągu sekundy. Spoważniała i przybrała wyraz kamiennej, nieczułej maski. Szkarłatne oczy płonęły gniewem i groźbą. – Zrozumiałeś?
Severus skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca, mając nadzieję, że Voldemort jeszcze przemówi. Lecz nie, ten odwrócił się do niego plecami i złożył dłonie na oparciu krzesła. Zauważył, że jego lewe ramię drży lekko. Dla wszystkich Śmierciożerców Lord Voldemort był niemalże bóstwem, ale teraz, w chwili zwątpienia wydał się prawie człowiekiem. Opuścił lekko głowę, co musiało oznaczać, iż patrzy na swoje zaciśnięte na oparciu skórzanego fotela dłonie.
- Panie mój, mam jeszcze pewne informacje o Armandzie, tak, jak mnie prosiłeś – odezwał się Snape, stwierdziwszy, że Riddle już do niego nie przemówi.
- Tak?
- Dowiedziałem się z pewnego źródła, że przybywał ostatnio w Paryżu, co może oznaczać, iż widuje się ze starszą panią.
Czarny Pan nawet na niego nie spojrzał.
- Dobrze. A teraz odejdź.
Severus skłonił się nisko, odwrócił się na pięcie i opuścił mroczną komnatę, mijając w drzwiach Bellatriks z niezgłębionym wyrazem twarzy. Mimo że było już bardzo późno, a większość mieszkańców Malfoy Manor pogrążona była we śnie, ona miała na sobie wciąż strój dzienny. Kiedy usłyszała przytłumiony odgłos teleportacji oznaczający, że Snape wrócił do Hogwartu, wśliznęła się do salonu. Była przekonana, że jej pan potrzebuje teraz wsparcia i nie słyszy, jak się skrada, ale Lord dobrze wiedział, że tutaj się znajduje. Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. Było zimne, nienaturalnie zimne, jakby Czarny Pan przebywał długi czas na mrozie. I do tego tak wychudzone, że Bella czuła pod palcami twardą kość.
- Panie mój… czy… czy mogę jakoś pomóc? Wyglądasz na zafrasowanego – odezwała się.
Voldemort wyprostował się i spojrzał na nią z góry. Twarz miała ukrytą w cieniu gęstych, czarnych włosów, serce mocno biło jej w piersi, jak zawsze, kiedy była blisko niego. Wargi pociągnięte ciemną szminką drżały prawie niezauważalnie. Uwielbiał patrzeć, jak Bellatriks rozpływa się, kiedy znajdował się tak blisko niej. Ale nie dziwił się jej. Mimo całego przerażającego wyglądu, który posiadał, był obiektem fantazji wielu kobiet. Był tego świadom.
- Nie, nie możesz – odparł cicho, prawie nie poruszając ustami.  – Chyba, że w tej chwili odnajdziesz Sophie i sprawisz, że przestanie się wymykać do Blacka.
- Ale nie uciekła ze szkoły, wyznała Snape’owi, gdzie się udaje. To jego wina, że wyraził na to zgodę.
Czarny Pan pogładził długim palcem swój gładki, biały podbródek, myśląc usilnie. Faktycznie. Lestrange miała po części rację. Acz fakt, iż Sophie chciała zobaczyć się z Syriuszem Blackiem… Znów poczuł gniew i zalążek rodzącej się w jego duszy bezsilność. Nienawidził tego. Pochylił się lekko, jego usta prawie dotknęły warg Bellatriks i wyszepta:
- Niestety, nawet ja nie zmienię jej poglądów.
Lestrange zadrżała lekko, trochę ze strachu, ale i trochę z podniecenia, kiedy Voldemort odgarnął jej włosy z twarzy i założył je za uszy. Na jej policzki, teraz już dokładnie widoczne, rozlał się rumieniec. Szybko przetworzyła informacje. Znała Czarnego Pana przed upadkiem i zauważyła, że kiedy nie był z Sophie w tak bliskich stosunkach, jak teraz, zdawał się być jedynie zimnym, okrutnym Lordem, mający określone cele i myślał tylko o tym. Jak zaprogramowana maszyna. Teraz stał się bardziej uczuciowy… myślał inaczej. I, nie wiedziała, czy zdał sobie z tego sprawy, uwodził mnóstwo kobiet, nawet na nie nie patrząc.
Kiedy poczuła lekkie muśnięcie jego warg, przechyliła głową i mocniej wpiła się w nie. Pierwszy raz w życiu. Już myślała, że nigdy to nie nastąpi. Spodziewała się, że Voldemort ją odepchnie, oburzy się lub, co gorsza, ukarze, ale nie. Jego szponiaste, długie palce zacisnęły się na jej ramionach, wargi rozchyliły się, a Bella poczuła w swoich ustach jego język. Jej pierś opuściło bezgłośne westchnienie, co sprawiło, że Czarny Pan poczuł głębokie zadowolenie. Długo na to czekała, dobrze o tym wiedział. Otworzył lekko oczy i zobaczył jej zamknięte z przyjemności powieki. W duchu roześmiał się szatańsko i chwycił Lestrange z tyłu za włosy, by przycisnąć ją bardziej do siebie. Jej dłonie zacisnęły się na jego szacie na piersiach. Pragnęła całować go w nieskończoność, ich języki splatały się ze sobą przez chwilę, w końcu Voldemort odsunął się od niej. Na jego twarzy widniał cień skurwysyńskiego, ironicznego uśmiechu, w oczach igrały czerwone iskierki, mimo mroku panującego w pomieszczeniu.
- Możesz odejść, Bella – rzekł. Odwróciła się i wyszła, nie mówiąc ani słowa. Wciąż pozostawała w stanie głębokiego szoku.
Czarny Pan poczuł się lepiej. Napięcie rozluźniło się, usiadł na krześle i rozpalił w kominku ogień za pomocą różdżki. Wciąż czuł niepokój związany z zachowaniem Sophie, ale wywołanie zamieszania w duszy Bellatriks bardzo poprawiło mu humor.

*

         Siedziałam przy stole w kuchni i piłam gorącą herbatę z różowej filiżanki, Syriusz zaś pakował szafki do wielkich pudeł. Był wczesny ranek, ciemne, burzowe chmury pokrywały niebo bardzo dokładnie. Obserwowałam Syriusza przez kilka minut, ale moje myśli błądziły gdzieś dookoła Hogwartu, lekcji, które za jakiś czas się odbędą… Lubiłam samotność, lecz musiałam jej potrzebować. A to nie był dzień, aby móc go spędzić spokojnie, patrząc, jak Black zdejmuje półki ze ścian. Tego dnia pragnęłam emocji, pogoda była groźna, zbliżała się burza. To dobry nastrój na ciekawe spędzenie czasu. A remont w mieszkaniu Wąchacza z pewnością do tego nie należały.
- Jak myślisz, Snape długo pozwoli c u mnie zostać? – zapytał.
- Nie wiem. A co, już chcesz się mnie pozbyć?
- Wręcz przeciwnie, choć z drugiej strony fakt, że zaniedbujesz dla mnie szkołę…
Nagle dobiegł nas głośny, acz przytłumiony nieco trzask dochodzący z salonu. Oboje zastygliśmy w bezruchu, nasłuchując. Ktoś użył kominka Syriusza, a nie mógł być to kto inny, jak członek Zakonu Feniksa. Spojrzałam na Blacka z głębokim wyrzutem.
- Sprawdzę, kto to, nie ruszaj się stąd – wyszeptał, skradając się w stronę drzwi.
Oczywiście. Nikt nie zamierzał Syriusza odwiedzić. Być może i Black nie miał gości od dawien dawna, ale ja akurat musiałam trafić na moment, kiedy komuś zebrało się na wycieczki. Siedziałam w kuchni przy stole z bijącym sercem, kiedy usłyszałam męski głos. Głos Lupina. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ mogła to być osoba, która mnie nie znała, więc mogłabym mieć poważne kłopoty. Gdyby Lord Voldemort się dowiedział, że tu jestem… udobruchanie go byłoby naprawdę problematyczne.
Remus wkroczył razem z Syriuszem do kuchni. Kiedy mnie zobaczył, zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął różdżkę. Ja zrobiłam to samo.
- Nie wiedziałem, że utrzymujesz kontakty ze zdrajczynią – mruknął Lupin, zerkając na Syriusza.
- To niewiarygodne, jak łatwo przychodzi ci ocenianie ludzi – odparłam lodowatym głosem, nie opuszczając różdżki. – Czy to nie Dumbledore do końca twierdził, że należy mi ufać? Wiem o tym. Poczułam to w jego krwi.
Lupin skrzywił się z niesmakiem, ale nie skomentował tego. Był głupi i bezrozumny, nie potrafił pojąć tego, że chciałam pozostać neutralna  do samego końca. Sytuacja zmusiła mnie do dokonania wyboru, z którego nie byłam dumna. Gdybym mogła cofnąć czas, nie poszłabym ze Śmierciożercami na Wieżę Astronomiczną. To tam dokonała się moja zdrada. A przecież tak pragnęłam zwycięstwa Czarnego Pana… i nadal pragnę, nie mogę zmienić swoich poglądów. Wszystko było o wiele prostsze, kiedy byłam dzieckiem i nikt nie oczekiwał ode mnie mieszania się w sprawy polityczne.
Wstałam od stołu i schowałam różdżkę do kieszeni. Mimo że nie chciałam mieć już nic do czynienia z członkami Zakonu Feniksa, poczułam w sercu ból, ponieważ myślałam, że przyjaźń, która była kiedyś między nami, coś dla nich znaczy.
- Nie będę wysłuchiwać oskarżeń – oświadczyłam, po czym zwróciłam się do Syriusza: - Jeszcze się zobaczymy, wyślę ci sowę.
Szybko opuściłam dom, zanim Black zdołał cokolwiek powiedzieć. Teleportowałam się na błonia Hogwartu i prawie natychmiast tego pożałowałam. Lało jak z cebra, zimny, ostry wiatr targał szarymi koronami drzew z Zakazanego Lasu. Pobiegłam w stronę zamku, aby za bardzo nie zmoknąć, lecz kiedy wpadłam do środka, włosy przykleiły mi się do twarzy, a szata ociekała wodą. Udałam się do lochów, aby doprowadzić się do porządku, zanim wszyscy zbiorą się w Wielkiej Sali na śniadaniu. Musiałam przecież pójść do Snape’a, aby mu powiedzieć, że już jestem i nigdzie w najbliższym czasie się nie wybieram. Wysuszyłam sobie włosy i ubrałam czarną, szkolną szatę. Sapphire i inne współlokatorki jeszcze spały. Bezszelestnie opuściłam sypialnię, przebiegłam przez opustoszały salon (nie licząc drzemiącego w fotelu przed wygaszonym kominkiem Amycusa), po czym szybkim krokiem udałam się do gabinetu dyrektora szkoły. Miałam nadzieję, że już nie śpi, nie chciałam znowu wywoływać dookoła siebie zamieszania, Barty tego nie lubił.
         Zapukałam d drzwi i weszłam do środka. Było cicho, ale Severus siedział przy biurku kompletnie ubrany. Mało tego, wyglądał, jakby w ogóle się nie kładł. Kiedy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi. Wstał i prawie podbiegł do mnie, mówiąc:
- Sophie, musisz jak najszybciej przybyć do Czarnego Pana. Niezwykle się zdenerwował, że wypuściłem cię ze szkoły.
- Więc dlaczego mu o wszystkim doniosłeś? – zapytałam, czując jednocześnie, jak ogarnia mnie coś na kształt przerażenia. – No cóż, dobrze. Ale nie wiem, czy wrócę tego dnia.
Już sam fakt, że Voldemort nie wezwał mnie osobiście, tylko poprosił Snape’a o przekazanie mi tej informacji świadczył, że musi być bardzo rozgniewany i na mnie niesłychanie obrażony. Zazwyczaj starał się mnie nie wyciągnąć ze szkoły.
- Ach, Czarny Pan wysłał mi dziś sowę i poradził, być przybyła do jego apartamentu – dodał dyrektor.
Nic nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową i wrzuciłam do płonącego delikatnie kominka garść proszku Fiuu. Płomienie rozjarzyły się na szmaragdowo, a ja wkroczyłam w migoczący żar. Świat zawirował dookoła mnie, kolory migały mi przed oczami.
Wyskoczyłam na ciemną, twardą podłogę i prawie od razu pośliznęłam się. Na szczęście nie upadłam, ale zachwiałam się. Na pierwszy rzut oka komnata była całkiem pusta, ale gdy rozejrzałam się dookoła, dostrzegłam Lorda Voldemorta stojącego w kącie, nie ruszając się i prawie nie oddychając. Podeszłam do niego powoli, starając się przytłumić stukot obcasów.
- Jestem, tak, jak sobie tego życzyłeś – odezwałam się.
Czarny Pan nie odwrócił się do mnie. Nadal stał w bezruchu, lecz kiedy przemówił, jego głos był oschły i całkowicie wyprany z emocji:
- Wolałbym cię tu nie wzywać. Ale dowiedziałem się, że odwiedziłaś Syriusza Blacka. To członek Zakonu Feniksa. Powiem szczerze, zawiodłaś mnie. Bardzo.
Milczałam. Obawiałam się, że to powie. Poczułam wyrzuty sumienia, ale nie powiedziałam nic na swoją obronę. Voldemort również nic nie mówił, ba, nawet na mnie nie spojrzał. Nienawidziłam, kiedy tak się zachowywał. Wolałam, by na mnie nakrzyczał, by wyzwał mnie od zdrajców, jak to uczynił już wcześniej Remus.
- Panie mój… - wyszeptałam i zrobiłam jeszcze kilka kroków w jego stronę. – Syriusz to mój przyjaciel, tęsknię za nim. Przecież wiesz, że popieram tylko ciebie. Nie wiedziałam, że to cię zirytuje, przepraszam.
- Rozumiem, gdybyś uprzedziła mnie o wszystkim. Ale nie, wspomniałaś o tym Snape’owi i spędziłaś noc w domu członka Zakonu Feniksa! – zawołał i odwrócił się gwałtownie. Jego oczy płonęły czerwienią, a wyrażały tak przerażający gniew, że postanowiłam już nic nie mówić. – Powiedz mi, dlaczego wciąż utrudniasz mi działanie?
- Nie utrudniam, już mówiłam…
- Zamilcz! Zamiast szukać Czarnej Różdżki, muszę cię pilnować!
Przełamałam lęk i podeszłam do niego. Postanowiłam zaryzykować. Wiedziałam, że może mnie odepchnąć, ale przytuliłam się do niego. Voldemort zesztywniał, jego ramiona były całkowicie wyprostowane.
- Przepraszam, już nigdy nie opuszczę szkoły bez twojego pozwolenia – powiedziałam cicho, gładząc palcem jego dłoń. – Wybaczysz mi?
Mięśnie Czarnego Pana rozluźniły się w końcu, on sam zaś spojrzał na mnie z góry. Mimo że jego twarz wciąż miała przerażający, surowy wyraz, oczy ociepliły się nieco. Powoli wysunął się z moich ramion i usiadł w fotelu, wciąż przyglądając mi się uważnie. Jego oczy błyszczały dziwnie w mroku panującym w komnacie.
- Zostań ze mną – mruknął.

~*~


Dawno nic nie dodawałam, ale wiecie, jak to jest. Szał popraw. Chciałabym Wam powiedzieć jedną rzecz, oczywiście poza tym, że jestem naprawdę niedobra, że Was tak zaniedbuję. Na początku lipca będę w Warszawie i zostanę na dzień, no, może dwa. Podczas wakacji zacznę także wyjeżdżać do większych Mast (głównie dlatego, że muszę się rozwijać jako modelka), ale bardzo, bardzo chciałabym się spotkać z Wami, moi drodzy czytelnicy. Więc jeżeli ktoś z Was pochodzi z Warszawy lub okolic, bardzo proszę o spotkanie xD czy autorzy blogów, które czytacie, robią to, co Wasza Frozenka? xD