4 października 2011

Rozdział 308

         Podczas śniadania McGonagall rozdała każdemu uczniowi plan zajęć. Nie podobał mi się wyraz jej twarzy, kiedy podeszła do stołu Ślizgonów. Nie zależało mi na jej sympatii, ale mimo wszystko pragnęłam, aby było tak jak dawniej. Tęskniłam za starymi czasami, lecz zazwyczaj nie można już było do nich wrócić. Ale czas płynie i trzeba żyć dalej…
- Ja się chyba zgłoszę do tego Siedmioboju – odezwał się Draco. – Snape jest dyrektorem, na pewno wybierze kogoś ze Slytherinu.
- To chyba raczej nie ciebie. Pomyślałam sobie, że wezmę w tym udział. To całkiem dobry pomysł, Snape proponował mi to. Ale jeszcze nic nie wiadomo, uczestnika wybierze grono nauczycieli… no i jeszcze pozostaną sekundanci. Bardzo jestem ciekawa, jaki nauczyciel będzie pomagał reprezentantowi. Snape niestety nie, jest przecież dyrektorem.
Malfoy zrobił niezadowoloną minę, ale nic mi na to nie odpowiedział. Postanowiłam zgłosić się do McGonagall zaraz po lekcjach. Czułam swego rodzaju stres, ponieważ niby nauczycielka transmutacji nie mogła mi nic zrobić, ale bałam się spotkania z nią sam na sam. Ale zanim owa szczęśliwa chwila nadeszła, musiałam ze swoją klasą udać się na pierwszą lekcję zaklęć z Flitwickiem. Może to on weźmie udział w Siedmioboju? W końcu za swoich młodych lat był mistrzem w pojedynkach.
         Następną lekcją było mugoloznastwo, na które teraz każdy uczeń musiał chodzić obowiązkowo. Cel ów był dla mnie zagadką do chwili, kiedy Alecto weszła do klasy, stanęła za katedrą i od razu przeszła do rzeczy:
- Dobrze wiem, że wszyscy jesteście niewdzięcznymi smarkaczami, dlatego radzę się wam dostosować do moich metod nauczania. Brakuje wam dyscypliny, jesteście rozpieszczeni i uważacie, że wszystko wam wolno. Ale prędko to naprawimy, mogę wam to zagwarantować.
Słuchałam tego z raczej niezadowoloną miną. Była tu przecież klasa Ślizgonów, Alecto mogła przynajmniej okazać nam trochę szacunku. Postanowiłam się jednak nie odzywać, miałam dość tego, że wszyscy traktują mnie jak królewnę. Tym czasem nauczycielka ciągnęła dalej:
- Podręczniki do mugoloznastwa nie będą wam potrzebne, mimo że na liście figurują. Profesor Snape rozszerzył trochę nasze kryterium, dlatego jeśli komuś się nie podoba, od razu zostanie odesłany do mojego brata. Dzisiaj pojawiła się informacja na tablicy ogłoszeń, która mówi, że jeśli jakiś uczeń złamie zasadę, zostaje odesłany do profesora Carrowa. Dotyczy to również wszystkich nauczycieli, którzy mają obowiązek odsyłania ich do nas. No – klasnęła w dłonie, a cała klasa podskoczyła gwałtownie – w takim razie zabieramy się za naukę. Kto mi powie, kim są mugole.
Nikt się nie odezwał. Każdy uczeń wpatrywał się tępo w blat swojej ławki. Nikt nie chciał na samym początku jej podpaść. Mnie tam w sumie było wszystko jedno, wolałam pozostać neutralna, przynajmniej w obecnej sytuacji. Całym sercem byłam po stronie wuja, ale za Alecto i jej bratem nie przepadałam.
- Mugole to osobniki pozbawione czarodziejskiej mocy – wyrecytowała Hanna Abbot, najprawdopodobniej chcąc sprawić dobre wrażenie na nowej nauczycielce. Ta jednak parsknęła ostrym śmiechem.
- To nie prawda. Minus dwadzieścia punktów dla Hufflepuffu. Mugole to nie osoby. To zwierzęta, całkowicie pozbawione ludzkich uczuć. Oni nie potrafią myśleć, dlaczego Czarny Pan chce ich odizolować ich od nas. Czarodzieje i czarownice posiadają wyższą inteligencję, dlatego powinni nimi rządzić…
- To pani słowa, czy Czarnego Pana? Słyszałam już kogoś, kto tak twierdził. Hmm… to Hitler. A nie przypominam sobie, aby mój wuj kiedykolwiek coś takiego powiedział – przerwałam jej znienacka. Nie chciałam tego zrobić, jakoś samo się wyrwało. Po prostu nie mogłam dłużej słuchać tych niedorzeczności. Voldemort nie był taki jak Hitler. Ja to wiedziałam. Przecież znałam wuja.
Alecto spojrzała na mnie. To samo zrobiła reszta klasy. W oczach uczniów widziałam zainteresowanie pomieszane z przerażeniem. Ja sama jednak nie bałam się. Byłam raczej zaciekawiona tym, co zrobi. Ale ona tylko mi się przyglądała. Biła się z myślami i z samą sobą. Przecież była mi winna szacunek, lecz z drugiej strony musiała jakoś zareagować, by nie stracić twarzy przed uczniami.
- No tak. Ale nie zmienia to faktu, że są to zwierzęta, które żerują na czarodziejach. Dokładnie. My pracujemy ciężko, a oni wykorzystują to – odparła.
Na tym polegały lekcje z Alecto Carrow. Nie wnosiły niczego nowego, słuchaliśmy o mugolach, ich życiu… ale jakże to wszystko było przekłamane! Dobrze wiedziałam, jak zachowują się nie-magiczni, co robić. Przecież znałam swoich fanów!
         Ostatnią lekcją była obrona przed czarną magią. Muszę przyznać, że… bałam się tego. Bałam się, jak będzie się zachowywał Amycus, który był przecież od swojej siostry okrutniejszy i bardziej wyrafinowany. Gdy zajęliśmy już miejsca, wkroczył do klasy z miną zwycięscy i kazał nam odsunąć ławki pod ściany tak, aby zrobić miejsce po środku pomieszczenia.
- Tego dnia zebrała nam się grupka małych bohaterów. I dobrze się złożyło, bo potrzebne nam będą kukły. Ustawić się w rzędzie, a ja poproszę do nas naszych gości – wycelował różdżką w drzwi, które natychmiast się otworzyły. Do klasy wkroczyła piątka uczniów. Natychmiast rozpoznałam pośród nich Neville’a Longbottoma, który miał już podbite oko, spokojną Lunę Lovegood, jakichś dwóch trzecioklasistów z Ravenclawu i… mojego własnego, osobistego brata Spajka. Oczy zrobiły mi się okrągłe jak monety. Domyśliłam się już, dlaczego zostali oni tu przyprowadzeni, ale miałam jeszcze ten cień nadziei, że się mylę.
- Dzisiaj będziemy uczyć się, jak prawidłowo używać Zaklęcia Cruciatus. Będę was wywoływać, owe zaklęcie ćwiczyć będziemy na tych uczniach. Będzie to dla nich kara za bunt – rzekł. – Czy ktoś jest chętny, aby nam zaprezentować?
Crabbe uniósł swoją wielką, pulchną dłoń. Amycus uśmiechnął się złośliwie i gestem ręki zaprosił go na środek. Tylko czekałam na moment, kiedy Carrow wezwie Spajka. Nie zamierzałam znów się wychylać, ale jeśli będzie taka konieczność… Ślizgon wystąpił z małego tłumu siódmoklasistów i wyciągnął różdżkę. Carrow klepnął mocno Neville’a w ramię, aby wypchnąć go na środek klasy. Crabbe doskonale wiedział, co robić. Uniósł różdżkę i krzyknął:
- Crucio!
Zaklęcie ugodziło w Gryfona, który upadł na ziemię i zaczął wić się rozpaczliwie, wrzeszcząc straszliwie. Ślizgoni wymienili zadowolone, pełne satysfakcji spojrzenia, Gryfoni zaś poruszyli się niespokojnie. Bali się cokolwiek powiedzieć, niektórzy z nich co jakiś czas zerkali na mnie. Pewnie mieli nadzieję, że coś zrobię, ale ja byłam rozdarta. Te nowe reguły to jakiś koszmar.
- Doskonale, pięć punktów dla Slytherinu – Carrow pokiwał z zadowoleniem głową. Zaprosił kolejną osobę. Z tłumu wystąpił Draco Malfoy. Okropnie się przy tym puszył. Wyciągnął różdżkę, a nauczyciel popchnął Spajka. To był gest, na który czekałam. Odsunęłam na bok blondyna i chwyciłam brata za ramię. Ten wyglądał na całkiem spokojnego, mężnie znosił całą sytuację.
- Co to ma właściwie znaczyć? Dlaczego Spajk został pojmany? Chcę rozmawiać ze Snape’em – wysyczałam, mrużąc oczy. Amycus wyglądał na trochę zdezorientowanego, ale prędko się opanował. Złożył ręce jak do modlitwy, mówiąc:
- Dyrektor jest obecnie zajęty, niestety nie może panienki przyjąć.
- Ale mnie to nie interesuje! Chodź, Spajk.
Chwyciłam go mocniej za ramię i wyprowadziłam z klasy. Byłam wściekła. Złość pulsowała mi szybko w skroniach. Pędziłam korytarzami, aż dopadłam do kamiennego gargulca, za którymi ukryte było przejście do gabinetu dyrektora. Wypowiedziałam hasło, a kiedy posąg odskoczył na bok, kazałam Spajkowi poczekać, a sama wpadłam rozjuszona do środka. Snape siedział za biurkiem i rozwiązywał krzyżówki znajdujące się na końcu „Proroka Codziennego”. Poderwał szybko głowę na dźwięk trzaskających drzwi. Na widok mojej twarzy, na której malowała się wściekłość, wstał machinalnie.
- Sophie, co tutaj robisz? – zapytał spokojnie.
- Przyszłam tutaj w sprawie mojego brata. Co to ma w ogóle znaczyć, że w ramach szlabanu Carrow każe Malfoyowi go torturować? Chcę natychmiast porozmawiać z Czarnym Panem. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że jest zajęty.  
Mistrz Eliksirów odetchnął głęboko i powstał. Wyglądał na nieco zniecierpliwionego, aczkolwiek widziałam, że chciał przy mnie zachować pozory spokoju.
- Oczywiście nie mogę ci zakazać… ale chciałbym, abyś o tym nie wspominała Czarnemu Panu – rzekł. Nie musiałam długo czekać. Chwyciłam z gzymsu kominka wazę, z której wysypałam na rozpostartą dłoń trochę połyskującego proszku. Wrzuciłam go w ogień, a kiedy płomienie zalśniły zielenią, wkroczyłam w nie. Kiedy wypowiedziałam nazwę domu Czarnego Pana, natychmiast przeniosło mnie do mojej sypialni.
Wpadłam do komnaty wuja, wściekła do granic możliwości. Voldemort szybko zapinał pod szyją płaszcz i szeptał coś do Nagini w języku węży. Najwyraźniej gdzieś się wybierał. Natychmiast jednak przerwał, kiedy mnie zobaczył. Na jego twarzy pojawił się niepokój.
- O co chodzi? Przecież się umawialiśmy, jeśli będziesz mnie potrzebowała, to mnie wezwiesz – rzekł.
Nawet nie ukrywał, że bardzo mu się spieszyło.
- I co, przybyłbyś do szkoły? Dlaczego moi rodzice są śledzeni, a Amycus Carrow chce torturować mojego brata? – w moim głosie wyraźnie zabrzmiała wrogość i groźba. Czarny Pan podszedł do mnie na bezpieczną odległość, aby pogładzić z daleka mój policzek wielką, kościstą dłonią.
- Teraz, kiedy nareszcie doszedłem do władzy, stworzyło się wiele grupek, które popierają mnie, ale tak naprawdę nie znają nawet jednego z moich Śmierciożerców. Są niebezpieczni, to dla ich dobra, naprawdę. A co do twojego brata… nie wiedziałem o niczym, musisz to załatwić ze Snape’em. On cię przecież lubi, dobrze się znacie… idź do niego, kochanie – powiedział i pocałował mnie szybko w policzek. – Muszę coś czym prędzej załatwić, dzisiaj nie mam czasu. Skontaktuję się z tobą, gdy wrócę.
Zapiął ostatnią srebrną zapinkę, po czym teleportował się. Sposób, w jaki mnie zignorował, trochę podniósł mi ciśnienie, ale musiałam przecież zrozumieć, że miał dużo pracy i nie mógł mi poświęcać całego swojego czasu. Tęskniłam za nim, ale to nie były czasy na sentymenty.
         Dlatego podeszłam do płonącego delikatnym, dogorywającym już ogniem kominka, wrzuciłam do niego garść błyszczącego proszku Fiuu, a kiedy płomienie gwałtownie urosły i zmieniły barwę na szmaragdową zieleń, wkroczyłam  nie, mówiąc „Hogwart” głośno i wyraźnie. Wessało mnie, jak do wielkiego odkurzacza, a ja zaczęłam się kręcić niczym na wielkiej karuzeli. Ale nie trwało to długo. Chwilę potem wylądowałam w kominku Snape’a, rozpryskując dookoła popiół. Dyrektor siedział za swoim biurkiem, wciąż rozwiązując krzyżówkę. Uniósł lekko głowę, uśmiechając się lekko. Domyśliłam się, że ten uśmiech spowodowany był moim rychłym powrotem.
- I co powiedział?
- Wyjaśnił mi wszystko, ale sprawę Spajka mam załatwić z tobą – odpowiedziałam z zaciętą twarzą. – Dlatego załatwiam: nie życzę sobie, aby Carrow wysyłał na tortury Spajka czy którekolwiek z mojego rodzeństwa. Naprawdę chcę mieć jako taki szacunek do Alecto i Amycusa, ale jeśli coś im zrobią, nie będę miała wyboru i coś im zrobię. Naprawdę.
Severus powstał i zaczął się przechadzać po okrągłym pokoju. Ramy Dumbledore’a nadal były puste. Wydało mi się, że były dyrektor albo nie chciał się ze mną zobaczyć, albo oglądać tej krzywdy, która się tutaj działa.
- Dobrze. Mogę uprzedzić nowych nauczycieli, jakie są twoje życzenia. Ale zgłoś się do Siedmioboju. Idź, lekcje dopiero się skończyły, może zastaniesz jeszcze McGonagall w klasie – odrzekł.
Cóż, nie zostało mi nic innego, jak pożegnać się i odejść. Mistrzowi Eliksirów bardzo zależało na tym, by Hogwart wygrał. To potwierdziłoby, że lepiej rządzi szkołą niż jego poprzednik. I w sumie mu się nie dziwię. Według mnie był lepszy. Udałam się do klasy transmutacji. McGonagall porządkowała właśnie jakieś papiery, kiedy weszłam do środka. Nawet nie podniosła głowy; chyba poznała mnie po krokach.
- Przyszłaś się zapisać na listę, tak? – zapytała, zanim otworzyłam usta. – Jesteś już dwudziesta, nie przypuszczałam, że przy obecnym składzie grona pedagogicznego będzie takie zainteresowanie… i to w większości wśród uczniów z mojego domu.
- No tak. To dziękuję i dowidzenia.
Opuściłam klasę, analizując słowa McGonagall. Gryfoni z pewnością nie chcieli przynieść chwały Snape’owi. Zależało im bardziej na pokazaniu, że nie tylko wychowankowie z Domu Węża są najlepsi. Dziwi mnie jednak, że mieli nadzieję na zostanie reprezentantami. Z tak stronniczym i… nie oszukujmy się, wpływowym dyrektorem, może nim zostać tylko Ślizgoni.

*

         Nadszedł piątkowy wieczór, lista u profesor McGonagall została zamknięta, a liczyła dokładnie sześćdziesiąt siedem osób. Profesorowie zebrali się w pokoju nauczycielskim, aby wybrać odpowiedniego reprezentanta. Każdy się domyślał, że wybory są ustawione, ale każdy bał się odezwać. Nawet Slughorn, nowy opiekun Ślizgonów milczał, utraciwszy swój zwykły dobry humor. Kiedy wybiła godzina dwudziesta druga, dyrektor powstał i rozwinął długą listę.
- Z sześćdziesięciu siedmiu osób musimy wybrać dwie: reprezentanta i jego sekundanta. Z tego, co widzę, należy wykluczyć wszystkich uczniów poniżej czwartej klasy, ponieważ zbyt mało jeszcze potrafią.
- A jaką mamy gwarancję, że wybór reprezentanta nie zostanie sfałszowany? – zapytała spokojnie profesor McGonagall. Snape sięgnął za pazuchę; wszyscy zgromadzeni tutaj poruszyli się niespokojnie, myśląc, że za chwilę wyciągnie różdżkę, ale w jego ręku pojawił się złoty pręt.
- Dzięki temu. Drogą eliminacji dojdziemy do piętnastu osób, potem użyjemy wykrywacza. W takim razie zaczniemy już – stuknął swoją różdżką w listę, która uniosła się w powietrze. Zniknęła z niej co najmniej połowa nazwisk. Mistrz Eliksirów szybko podliczył je, po czym oświadczył: - Po usunięciu osób niekompetentnych pozostało nam trzydzieści jeden osób. Sądzę, że po Turnieju Trójmagicznym nie chcemy więcej ofiar, dlatego zlikwidujemy też wszystkich Puchonów. To dla ich dobra, Pomono.
Podłość w jego głosie była całkowicie nieukryta. Uśmiechnął się złośliwie, patrząc na profesor Sprout, która groźnie zmarszczyła czoło, a jej nigdy nieregulowane brwi nastroszyły się lekko. Jeszcze pięć nazwisk zniknęło z listy, a dyrektor przejechał czubkiem złotego, magicznego wskaźnika po dwudziestu sześciu punktach. Pergamin zadrżał, a dwa nazwiska rozjarzyły się błękitnym blaskiem. Snape zmrużył lekko oczy, jakby widok ten go mocno obraził.
- Cóż, co do reprezentanta nie miałem wątpliwości… Sophie Serpens, owszem. Ale sekundant… Neville Longbottom. Mam pewne zastrzeżenia co do niego. Po pierwsze, dość słabe postępy w magii, po drugie… dwunasty raz trafił do mnie za karygodne zachowanie, a jest dopiero piątek. Jestem w stanie przyjąć kogoś z Gryffindoru, naturalnie, ale musi to być osoba z nienagannym zachowaniem…
- A zachowanie Sophie jest zgodne ze statutem szkoły? – wpadła mu w słowo McGonagall. Wyglądała na naprawdę wściekłą. Jej brwi stworzyły jedną, ciemną kreskę, a wargi zacisnęły się mocno. - - To nie jest jego wina, że dzień w dzień jest wieszany łańcuchami za ręce pod sufitem.
- Czy pani podważa moją decyzję, pani profesor McGonagall? W takim razie może tak panią powiesimy za ręce? – zaproponował, a Carrowowie zachichotali. – Proponuję wybrać kogoś innego. Są jakieś sugestię?
Każdy bał się odezwać, aby nie podpaść dyrektorowi. Ten zaczął się przechadzać po pokoju nauczycielskim; podał listę potencjalnych uczestników profesorowi Slughornowi.
- Proszę zaznaczyć przy wybranym nazwisku krzyżyk – oświadczył, obchodząc dookoła stół. Kartka pergaminu szybko trafiła z powrotem do Mistrza Eliksirów, który zerknął na nią i uśmiechnął się. Nazwisko Neville’a Longbottoma zniknęło, a najwięcej plusików stało przy numerze dziesiątym. – Proszę, proszę, a jednak potraficie w miarę jednogłośnie zadecydować. Sekundantem Sophie zostanie Otto Pius z Ravenclawu, z rocznika szóstego, czy wszyscy się zgadzają? To znajomicie, ale nie sądzę, by nasz olimpijczyk z Konkursu Zielarzy choć raz zastąpił Sophie. Gratuluję uczennicy, Horacy. A teraz przejdźmy do wyboru nauczyciela. Zajmijmy się tylko sekundantem, ponieważ reprezentanta już mamy. Jutro zostanie on przedstawiony, kiedy przyjadą dyrektorzy pozostałych sześciu szkół. Ja pragnę osobiście zaproponować profesora Horacego Slughorna, to wspaniały nauczyciel, ale i czarodziej.
Skłonił lekko w jego stronę głowę. Wielkie, siwe wąsy nauczyciela zatrzęsły się lekko, jakby w uśmiechu. Przez moment nikt się nie odzywał, w końcu jednak McGonagall uniosła rękę, jak do głosowania. Za nią poszła reszta profesorów. Snape uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się, że jesteśmy tak jednomyślni. Spotkanie uważam za zamknięte.
Zwinął listę, wsunął ją do kieszeni i opuścił komnatę.

*

         Nadszedł dzień ogłoszenia nazwisk reprezentantów. Pod wieczór przybyli dyrektorowie pozostałych sześciu szkół, ale żaden uczeń nie mógł ich zobaczyć, ponieważ Snape ugościł ich w swoim gabinecie.
- Jestem strasznie ciekawa, który nauczyciel weźmie udział w Siedmioboju. McGonagall na pewno nie, ona najbardziej stawia się Snape’owi. Tak myślałam, że może Slughorn? – mruknęłam, kiedy z Draconem i Sapphire szliśmy do Wielkiej Sali na kolację.
- Ja sądzę, że to będzie Trelawney. Będzie przepowiadać następny ruch przeciwnika – stwierdził Malfoy, a Killer wybuchnęła śmiechem.
- Dobra, dobra, najlepiej Filch.
Wkroczyliśmy do wypełnionej już do połowy Wielkiej Sali i zajęliśmy swoje miejsca. Do rozpoczęcia uczty pozostało jeszcze kilka minut, uczniowie, mimo surowego reżimu, byli niezwykle podekscytowani. Dla mnie w sumie było to coś interesującego, w końcu nie codziennie w szkole odbywa się takie przedsięwzięcie. Sapphire szturchnęła mnie z całej siły łokciem w ramię.
- Spójrz, idą już – wysyczała.
Kiedy tylko wkroczył Snape, wszyscy momentalnie ucichły. Wystarczył tydzień, aby w szkole zapanowała idealna dyscyplina. Nawet za czasów Umbridge nie było takiego spokoju. Do stołu nauczycielskiego dostawiono siedem krzeseł, które właśnie zajmowali nasi goście. Pośród starszych czarodziejów i czarownic zobaczyłam młodą postać mężczyzny.
- Sophie, czy to… Barty? – zapytała Sapphire, przyglądając mu się uważnie, mrużąc oczy.
- Wygląda tak, jak on, ale co by tutaj robił? – mruknęłam. – Dziwna sprawa.
Zupełnie nie miałam pojęcia, co on tutaj robił. Crouch wszak był Śmierciożercą znanym i poważanym, zwykle nie pojawiał się w takich miejscach jak Hogwart, podobnie jak sam Voldemort. Ciekawa byłam, co tutaj robił, nic mi nie powiedział, że miał w planach powrót do szkoły.
- Powitajmy teraz dyrektorów szkół biorących udział w Siedmioboju Magicznym – przemówił Mistrz Eliksirów. – Ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym przedstawić pewne zmiany, które zaszły w naszym gronie pedagogicznym. Profesor Carrow, który uczył obrony przed czarną magią, postanowił zająć się jedynie kontrolowaniem przestrzegania regulaminu, jego miejsce zaś zajmie Bartemiusz Crouch.
Rozległy się oklaski, a Śmierciożerca wstał, ukłonił się krótko z uśmiechem na twarzy i z powrotem usiadł. Zauważyłam, że większość uczniów nie biła braw dlatego, że go lubili. Po prostu cieszyli się, że Amycus Carrow nie będzie ich uczył.
- Barty nauczycielem? – zapytała mnie Sapphire, kiedy oklaski ucichły. – Nie powiedział ci?
Potrząsnęłam głową, naprawdę zadziwiona tą wiadomością. Bartemiusz chyba też o tym nic nie wiedział wcześniej, bo przecież Snape nie zatrudniłby na to stanowisko Carrowa.
- Profesor Crouch będzie także pomagał naszemu reprezentantowi, jego zastępcą zaś zostanie Horacy Slughorn – dodał dyrektor, a w Wielkiej Sali znów wybuchł aplauz, tym razem szczery. Severus musiał unieść wielką, smukłą rękę, aby uciszyć uczniów. – Tak. A teraz przejdźmy do tych ogłoszeń, na które czekaliśmy. Powitajmy więc dyrektorkę z Akademii Magii Beauxbatons, madame Maxime, dyrektora Romanowa Georgijowa, dyrektora Wizard’s College, profesora Dariusa House’a, dyrektorkę Reigi Sakusha panią Roshikę Yoki, panią dyrektor Magia Escola Juannę Davila oraz pana Silvo Marduh ze szkoły Parashikon në Pyll.
Po każdym wypowiedzianym nazwisku w sali rozbrzmiewały oklaski. Czyli wychodzi na to, że tegorocznymi uczestnikami w Siedmioboju Magicznym są szkoły z Bułgarii, Francji, Stanów Zjednoczonych, Japonii, Portugalii, Albanii i… Polski. Muszę przyznać, że jest się czym chwalić, choć z tego, co wiem, to każde zadanie odbywać się będzie w innej szkole.
- Pierwsze zadanie odbędzie się trzydziestego września w Wizard’s College, gdzie wszyscy wybierzemy się za pomocą proszku Fiuu… ale o tym później. Jestem pewien, że z niecierpliwością czekacie na wiadomość, kto zostanie głównym reprezentantem Hogwartu. Grono pedagogiczne było w stu procentach zgodne, aby mianować nim Sophie Serpens ze Slytherinu…
Jego głos utonął w oklaskach, które najgłośniej rozbrzmiały przy stole Domu Węża. Wstałam z szerokim uśmiechem i ukłoniłam się lekko. Nie ucieszyłam się prawie w ogóle, głównie dlatego, że przewidywałam właśnie taki przebieg zdarzeń. Stuprocentowa zgoda wśród nauczycieli. Raczej wątpię. Ze Snape’em w dyrekcji raczej nie sądzę, aby oni wszyscy zgadzali się z jego decyzją. Usiadłam, a ten gestem ręki znów uciszył uczniów, aby dokończyć:
- … sekundantem zaś zostanie Otto Pius z Ravenclawu. Naszych reprezentantów zapraszamy do komnaty przyległej do Wielkiej Sali, ale zanim zapoznają się z zasadami Siedmioboju, zapraszam wszystkich na ucztę.
Na stołach pojawiły się potrawy, a wśród uczniów zapanowała luźniejsza atmosfera. Wszyscy wiedzieliśmy, że Snape nie będzie nas karał przy dyrektorach innych szkół, więc czuli swego rodzaju… bezpieczeństwo.
- Wiedziałam, że cię wybiorą. Jesteś przecież skillmagiem, nie? – powiedziała Ashley, która siedziała naprzeciwko mnie.
- Cicho, musisz o tym trąbić? – wysyczałam, rozglądając się dookoła. – Nie wszystkim musisz o tym przypominać. Myślisz, że za takie coś mogą mnie zdyskwalifikować?
Sapphire wzruszyła ramionami.
- A czy ja wiem? To nie twoja wina, że się taka urodziłaś – mruknęła, wodząc leniwie wzrokiem po siedzących przy stole nauczycielskich osobach. – Ciekawa jestem, jakim nauczycielem będzie Barty. Odszedł jeden Śmierciożerca, aby uczył nas drugi?
- Barty zna się na czarnej magii, będzie świetnym nauczycielem.
         Snape wezwał mnie i mojego sekundanta do komnaty, a resztę uczniów odesłał do swoich dormitoriów. W pomieszczeniu zebrali się wszyscy dyrektorzy szkół oraz nauczyciele. Amycus Carrow, mimo że nie uczył już przedmiotu, czaił się w ciemnym kącie. Przyjrzałam się przybyłym gościom. Profesor House musiał być mniej więcej w wieku Dumbledore’a, ale miał jedynie krótką, ciemnoszarą brodę, pomarszczoną, suchą niczym pergamin skórę i podkrążone, ciemne oczy. Ubrany był w granatową szatę, na głowie zaś miał elegancką tiarę. Niczym się nie wyróżniał, w przeciwieństwie do dyrektorki japońskiej szkoły. Ona również była stara, ale siwe włosy zaczesane miała w kok, do którego upięte miała czerwone wstążki, usta pomalowane szkarłatną szminką, a ubrana była w barwną szatę czarownicy, trochę przypominającej kimono. Dyrektorem Durmstrangu zaś okazał się prawdopodobnie rówieśnik Snape’a. Miał ciemniejszą, śniadą skórę, krótkie, szczecinowate włosy i bardzo wrogie spojrzenie niebieskich oczu. Portugalska szkoła zaś posiadała niezwykle atrakcyjną dyrektorkę w wieku pięćdziesięciu lat. Mimo wieku, wcale nie wyglądała tak staro. Była opalona, długie, ciemne loki opadały jej na łopatki, spod pomalowanych zielonym cieniem do powiek patrzyły wielkie, brązowe oczy. Była też bardzo wysoka, ubrana w błękitną szatę. Dyrektor Parashikon në Pyll nie wyróżniał się niczym specjalnym, posiadał jedynie siwiejącą brodę splecioną w dwa grube warkocze. Musiał mieć około sześćdziesięciu lat.
Snape podszedł do mnie, aby uścisnąć moją dłoń.
- Gratuluję, Sophie. Wiem, że dobrze się spiszesz – zwrócił się do mnie. – Dwudziestego dziewiątego września udamy się do Wizard’s College. Profesor House przybliży ci teraz, co będziesz musiała zrobić.
- Ja przepraszam, ale waszi język jest… eee… trudni… - odezwał się. Głos miał niesamowicie miękki, mówił jednak niewyraźnie i trudno go było zrozumieć. – Razem z inny repro-senti-nta-nmi poskromi swoji smoka, by w drugi zmagani mogła się na nim latać.
Pokiwałam głową.
- A do czego potrzebny jest mi nauczyciel? – zapytałam Snape’a. – Dam sobie radę sama.
- Profesor Crouch będzie z tobą, jeśli miałabyś trudności – kąciki warg Mistrza Eliksirów drgnęły lekko. – Masz jakieś pytanie?
Pokręciłam głową, więc Severus pozwolił mi już sobie iść. Opuściłam komnatę razem z moim sekundantem, ale tylko po to, aby oprzeć się plecami o zimną, kamienną ścianę. Pius poszedł sobie do swojego dormitorium. Nie znałam go. I nie zamierzałam go poznawać. Siedmiobój zamierzałam sama przetrwać. Bez żadnej pomocy sekundanta.
         Po jakimś kwadransie z komnaty wyszli wszyscy dyrektorzy i nauczyciele. Barty rozmawiał na końcu tego pochodu ze Snape’em. Chwyciłam go za rękę i przytrzymałam ją.
- Później sobie porozmawiacie, teraz Barty należy tylko do mnie. Dyrektorze… - zasalutowałam mu z przesadną grzecznością, po czym poprowadziłam Croucha w stronę schodów. Kiedy tylko goście Snape’a zniknęli nam z oczu, natychmiast na niego naskoczyłam: - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zostałeś mianowany na nauczyciela?
- Nic o tym nie wiedziałem. Czarny Pan powiedział mi, że skarżysz się na Carrowa, więc kazał Severusowi zatrudnić kogoś innego. Padło na mnie. Nie cieszysz się?
- Cieszę, teraz będziemy się często widywać. No… i wychodzi na to, że mam romans z nauczycielem – odparłam z uśmiechem i objęłam go ręką w pasie. – To podniecające.
Udaliśmy się do jego komnaty przyległej do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią. Po środku stały tylko dwie walizki, co świadczyło o tym, że musiał dopiero co przybyć do Hogwartu. Tęskniłam za jego bliskością, dlatego entuzjastycznie odpowiedziałam na jego pocałunek, kiedy pochylił się nade mną, a jego wargi dotknęły moich. Dawno już nie byliśmy tak blisko siebie, ale ja planowałam tej nocy znaleźć się jeszcze bliżej. Prędko zdjął mi szatę, z twarzą przyciśniętą do mojej szyi. Jego ręce przesuwały się powoli po moim ciele. Czułam, że pragnął zrobić to szybko, dawno nie spędziliśmy razem nocy. Nic dziwnego, że mu tego brakowało. Mnie zresztą też. Crouch położył mnie na łóżku. Było o wiele mnie wygodne od tych, do których byłam przyzwyczajona, ale w obecnej chwili ważniejsze było to, co teraz oboje zamierzaliśmy. Leżałam u wezgłowia i przyglądałam się, jak Bartemiusz szybko rozbiera się. Przysunęłam się do niego z zachęcającym uśmiechem, chwilę potem poczułam zapomniane już uczucie posiadania w sobie mężczyzny. Chciałam z nim spędzić całą noc, ale byliśmy w szkole, nie mogłam zwracać na nasz związek zbyt dużej uwagi. Z drugiej strony bałam się, że uczennice zaczną się nam interesować, a wtedy nie wiem, czy mogłabym to spokojnie znieść.
Jęknęłam przeciągle, chwilę potem zrobił to Barty, zaciskając dookoła moich nadgarstków palce. Jego ciało rozluźniło się, drżące i zlane potem. Pogładziłam troskliwie jego jasne włosy i unoszące się ciężko plecy.
- Barty, będziesz ze mną cały czas? – mruknęłam. – Teraz, kiedy jesteś już nauczycielem… Hmm?
Pocałował mnie w policzek i oparł głowę o moje piersi.
- Zostanę, zostanę. Jeśli chcesz, możesz tutaj spać. Ale nie możemy tutaj zachowywać się tak, jak w domu. Snape nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy razem, ale lepiej nie gorszyć uczniów.
- Dobrze. Rano wyjdę.

~*~


Miałam dodać to o wiele wcześniej, ale mam dużo nauki i w ogóle… No. Nie mam obecnie czasu na zmianę szablonu na bohaterach i dodanie nowych, więc dam w weekend, ok.? Spieszę się, więc prędko Was informuję i idę się uczyć z angielskiego. Dedykacja dla Kiry :*