Podczas śniadania McGonagall rozdała
każdemu uczniowi plan zajęć. Nie podobał mi się wyraz jej twarzy, kiedy
podeszła do stołu Ślizgonów. Nie zależało mi na jej sympatii, ale mimo wszystko
pragnęłam, aby było tak jak dawniej. Tęskniłam za starymi czasami, lecz
zazwyczaj nie można już było do nich wrócić. Ale czas płynie i trzeba żyć
dalej…
-
Ja się chyba zgłoszę do tego Siedmioboju – odezwał się Draco. – Snape jest
dyrektorem, na pewno wybierze kogoś ze Slytherinu.
-
To chyba raczej nie ciebie. Pomyślałam sobie, że wezmę w tym udział. To całkiem
dobry pomysł, Snape proponował mi to. Ale jeszcze nic nie wiadomo, uczestnika
wybierze grono nauczycieli… no i jeszcze pozostaną sekundanci. Bardzo jestem
ciekawa, jaki nauczyciel będzie pomagał reprezentantowi. Snape niestety nie,
jest przecież dyrektorem.
Malfoy
zrobił niezadowoloną minę, ale nic mi na to nie odpowiedział. Postanowiłam
zgłosić się do McGonagall zaraz po lekcjach. Czułam swego rodzaju stres,
ponieważ niby nauczycielka transmutacji nie mogła mi nic zrobić, ale bałam się
spotkania z nią sam na sam. Ale zanim owa szczęśliwa chwila nadeszła, musiałam
ze swoją klasą udać się na pierwszą lekcję zaklęć z Flitwickiem. Może to on
weźmie udział w Siedmioboju? W końcu za swoich młodych lat był mistrzem w
pojedynkach.
Następną lekcją było mugoloznastwo, na
które teraz każdy uczeń musiał chodzić obowiązkowo. Cel ów był dla mnie zagadką
do chwili, kiedy Alecto weszła do klasy, stanęła za katedrą i od razu przeszła
do rzeczy:
-
Dobrze wiem, że wszyscy jesteście niewdzięcznymi smarkaczami, dlatego radzę się
wam dostosować do moich metod nauczania. Brakuje wam dyscypliny, jesteście
rozpieszczeni i uważacie, że wszystko wam wolno. Ale prędko to naprawimy, mogę
wam to zagwarantować.
Słuchałam
tego z raczej niezadowoloną miną. Była tu przecież klasa Ślizgonów, Alecto
mogła przynajmniej okazać nam trochę szacunku. Postanowiłam się jednak nie
odzywać, miałam dość tego, że wszyscy traktują mnie jak królewnę. Tym czasem
nauczycielka ciągnęła dalej:
-
Podręczniki do mugoloznastwa nie będą wam potrzebne, mimo że na liście
figurują. Profesor Snape rozszerzył trochę nasze kryterium, dlatego jeśli komuś
się nie podoba, od razu zostanie odesłany do mojego brata. Dzisiaj pojawiła się
informacja na tablicy ogłoszeń, która mówi, że jeśli jakiś uczeń złamie zasadę,
zostaje odesłany do profesora Carrowa. Dotyczy to również wszystkich
nauczycieli, którzy mają obowiązek
odsyłania ich do nas. No – klasnęła w dłonie, a cała klasa podskoczyła gwałtownie
– w takim razie zabieramy się za naukę. Kto mi powie, kim są mugole.
Nikt
się nie odezwał. Każdy uczeń wpatrywał się tępo w blat swojej ławki. Nikt nie
chciał na samym początku jej podpaść. Mnie tam w sumie było wszystko jedno,
wolałam pozostać neutralna, przynajmniej w obecnej sytuacji. Całym sercem byłam
po stronie wuja, ale za Alecto i jej bratem nie przepadałam.
-
Mugole to osobniki pozbawione czarodziejskiej mocy – wyrecytowała Hanna Abbot,
najprawdopodobniej chcąc sprawić dobre wrażenie na nowej nauczycielce. Ta
jednak parsknęła ostrym śmiechem.
-
To nie prawda. Minus dwadzieścia punktów dla Hufflepuffu. Mugole to nie osoby.
To zwierzęta, całkowicie pozbawione ludzkich uczuć. Oni nie potrafią myśleć,
dlaczego Czarny Pan chce ich odizolować ich od nas. Czarodzieje i czarownice
posiadają wyższą inteligencję, dlatego powinni nimi rządzić…
-
To pani słowa, czy Czarnego Pana? Słyszałam już kogoś, kto tak twierdził. Hmm…
to Hitler. A nie przypominam sobie, aby mój wuj kiedykolwiek coś takiego powiedział
– przerwałam jej znienacka. Nie chciałam tego zrobić, jakoś samo się wyrwało.
Po prostu nie mogłam dłużej słuchać tych niedorzeczności. Voldemort nie był
taki jak Hitler. Ja to wiedziałam. Przecież znałam wuja.
Alecto
spojrzała na mnie. To samo zrobiła reszta klasy. W oczach uczniów widziałam
zainteresowanie pomieszane z przerażeniem. Ja sama jednak nie bałam się. Byłam
raczej zaciekawiona tym, co zrobi. Ale ona tylko mi się przyglądała. Biła się z
myślami i z samą sobą. Przecież była mi winna szacunek, lecz z drugiej strony
musiała jakoś zareagować, by nie stracić twarzy przed uczniami.
-
No tak. Ale nie zmienia to faktu, że są to zwierzęta, które żerują na
czarodziejach. Dokładnie. My pracujemy ciężko, a oni wykorzystują to – odparła.
Na
tym polegały lekcje z Alecto Carrow. Nie wnosiły niczego nowego, słuchaliśmy o
mugolach, ich życiu… ale jakże to wszystko było przekłamane! Dobrze wiedziałam,
jak zachowują się nie-magiczni, co robić. Przecież znałam swoich fanów!
Ostatnią lekcją była obrona przed
czarną magią. Muszę przyznać, że… bałam się tego. Bałam się, jak będzie się
zachowywał Amycus, który był przecież od swojej siostry okrutniejszy i bardziej
wyrafinowany. Gdy zajęliśmy już miejsca, wkroczył do klasy z miną zwycięscy i
kazał nam odsunąć ławki pod ściany tak, aby zrobić miejsce po środku
pomieszczenia.
-
Tego dnia zebrała nam się grupka małych bohaterów. I dobrze się złożyło, bo
potrzebne nam będą kukły. Ustawić się w rzędzie, a ja poproszę do nas naszych
gości – wycelował różdżką w drzwi, które natychmiast się otworzyły. Do klasy
wkroczyła piątka uczniów. Natychmiast rozpoznałam pośród nich Neville’a
Longbottoma, który miał już podbite oko, spokojną Lunę Lovegood, jakichś dwóch
trzecioklasistów z Ravenclawu i… mojego własnego, osobistego brata Spajka. Oczy
zrobiły mi się okrągłe jak monety. Domyśliłam się już, dlaczego zostali oni tu
przyprowadzeni, ale miałam jeszcze ten cień nadziei, że się mylę.
-
Dzisiaj będziemy uczyć się, jak prawidłowo używać Zaklęcia Cruciatus. Będę was
wywoływać, owe zaklęcie ćwiczyć będziemy na tych uczniach. Będzie to dla nich
kara za bunt – rzekł. – Czy ktoś jest chętny, aby nam zaprezentować?
Crabbe
uniósł swoją wielką, pulchną dłoń. Amycus uśmiechnął się złośliwie i gestem
ręki zaprosił go na środek. Tylko czekałam na moment, kiedy Carrow wezwie
Spajka. Nie zamierzałam znów się wychylać, ale jeśli będzie taka konieczność… Ślizgon
wystąpił z małego tłumu siódmoklasistów i wyciągnął różdżkę. Carrow klepnął
mocno Neville’a w ramię, aby wypchnąć go na środek klasy. Crabbe doskonale
wiedział, co robić. Uniósł różdżkę i krzyknął:
-
Crucio!
Zaklęcie
ugodziło w Gryfona, który upadł na ziemię i zaczął wić się rozpaczliwie,
wrzeszcząc straszliwie. Ślizgoni wymienili zadowolone, pełne satysfakcji
spojrzenia, Gryfoni zaś poruszyli się niespokojnie. Bali się cokolwiek
powiedzieć, niektórzy z nich co jakiś czas zerkali na mnie. Pewnie mieli
nadzieję, że coś zrobię, ale ja byłam rozdarta. Te nowe reguły to jakiś
koszmar.
-
Doskonale, pięć punktów dla Slytherinu – Carrow pokiwał z zadowoleniem głową. Zaprosił
kolejną osobę. Z tłumu wystąpił Draco Malfoy. Okropnie się przy tym puszył.
Wyciągnął różdżkę, a nauczyciel popchnął Spajka. To był gest, na który czekałam.
Odsunęłam na bok blondyna i chwyciłam brata za ramię. Ten wyglądał na całkiem
spokojnego, mężnie znosił całą sytuację.
-
Co to ma właściwie znaczyć? Dlaczego Spajk został pojmany? Chcę rozmawiać ze
Snape’em – wysyczałam, mrużąc oczy. Amycus wyglądał na trochę
zdezorientowanego, ale prędko się opanował. Złożył ręce jak do modlitwy,
mówiąc:
-
Dyrektor jest obecnie zajęty, niestety nie może panienki przyjąć.
-
Ale mnie to nie interesuje! Chodź, Spajk.
Chwyciłam
go mocniej za ramię i wyprowadziłam z klasy. Byłam wściekła. Złość pulsowała mi
szybko w skroniach. Pędziłam korytarzami, aż dopadłam do kamiennego gargulca,
za którymi ukryte było przejście do gabinetu dyrektora. Wypowiedziałam hasło, a
kiedy posąg odskoczył na bok, kazałam Spajkowi poczekać, a sama wpadłam
rozjuszona do środka. Snape siedział za biurkiem i rozwiązywał krzyżówki
znajdujące się na końcu „Proroka Codziennego”. Poderwał szybko głowę na dźwięk
trzaskających drzwi. Na widok mojej twarzy, na której malowała się wściekłość,
wstał machinalnie.
-
Sophie, co tutaj robisz? – zapytał spokojnie.
-
Przyszłam tutaj w sprawie mojego brata. Co to ma w ogóle znaczyć, że w ramach
szlabanu Carrow każe Malfoyowi go torturować? Chcę natychmiast porozmawiać z
Czarnym Panem. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że jest zajęty.
Mistrz
Eliksirów odetchnął głęboko i powstał. Wyglądał na nieco zniecierpliwionego, aczkolwiek
widziałam, że chciał przy mnie zachować pozory spokoju.
-
Oczywiście nie mogę ci zakazać… ale chciałbym, abyś o tym nie wspominała
Czarnemu Panu – rzekł. Nie musiałam długo czekać. Chwyciłam z gzymsu kominka
wazę, z której wysypałam na rozpostartą dłoń trochę połyskującego proszku.
Wrzuciłam go w ogień, a kiedy płomienie zalśniły zielenią, wkroczyłam w nie.
Kiedy wypowiedziałam nazwę domu Czarnego Pana, natychmiast przeniosło mnie do
mojej sypialni.
Wpadłam
do komnaty wuja, wściekła do granic możliwości. Voldemort szybko zapinał pod
szyją płaszcz i szeptał coś do Nagini w języku węży. Najwyraźniej gdzieś się
wybierał. Natychmiast jednak przerwał, kiedy mnie zobaczył. Na jego twarzy
pojawił się niepokój.
-
O co chodzi? Przecież się umawialiśmy, jeśli będziesz mnie potrzebowała, to
mnie wezwiesz – rzekł.
Nawet
nie ukrywał, że bardzo mu się spieszyło.
-
I co, przybyłbyś do szkoły? Dlaczego moi rodzice są śledzeni, a Amycus Carrow
chce torturować mojego brata? – w moim głosie wyraźnie zabrzmiała wrogość i groźba.
Czarny Pan podszedł do mnie na bezpieczną odległość, aby pogładzić z daleka mój
policzek wielką, kościstą dłonią.
-
Teraz, kiedy nareszcie doszedłem do władzy, stworzyło się wiele grupek, które
popierają mnie, ale tak naprawdę nie znają nawet jednego z moich
Śmierciożerców. Są niebezpieczni, to dla ich dobra, naprawdę. A co do twojego
brata… nie wiedziałem o niczym, musisz to załatwić ze Snape’em. On cię przecież
lubi, dobrze się znacie… idź do niego, kochanie – powiedział i pocałował mnie
szybko w policzek. – Muszę coś czym prędzej załatwić, dzisiaj nie mam czasu.
Skontaktuję się z tobą, gdy wrócę.
Zapiął
ostatnią srebrną zapinkę, po czym teleportował się. Sposób, w jaki mnie
zignorował, trochę podniósł mi ciśnienie, ale musiałam przecież zrozumieć, że
miał dużo pracy i nie mógł mi poświęcać całego swojego czasu. Tęskniłam za nim,
ale to nie były czasy na sentymenty.
Dlatego podeszłam do płonącego
delikatnym, dogorywającym już ogniem kominka, wrzuciłam do niego garść
błyszczącego proszku Fiuu, a kiedy płomienie gwałtownie urosły i zmieniły barwę
na szmaragdową zieleń, wkroczyłam nie,
mówiąc „Hogwart” głośno i wyraźnie. Wessało mnie, jak do wielkiego odkurzacza,
a ja zaczęłam się kręcić niczym na wielkiej karuzeli. Ale nie trwało to długo.
Chwilę potem wylądowałam w kominku Snape’a, rozpryskując dookoła popiół.
Dyrektor siedział za swoim biurkiem, wciąż rozwiązując krzyżówkę. Uniósł lekko
głowę, uśmiechając się lekko. Domyśliłam się, że ten uśmiech spowodowany był
moim rychłym powrotem.
-
I co powiedział?
-
Wyjaśnił mi wszystko, ale sprawę Spajka mam załatwić z tobą – odpowiedziałam z
zaciętą twarzą. – Dlatego załatwiam: nie życzę sobie, aby Carrow wysyłał na
tortury Spajka czy którekolwiek z mojego rodzeństwa. Naprawdę chcę mieć jako
taki szacunek do Alecto i Amycusa, ale jeśli coś im zrobią, nie będę miała
wyboru i coś im zrobię. Naprawdę.
Severus
powstał i zaczął się przechadzać po okrągłym pokoju. Ramy Dumbledore’a nadal
były puste. Wydało mi się, że były dyrektor albo nie chciał się ze mną zobaczyć,
albo oglądać tej krzywdy, która się tutaj działa.
-
Dobrze. Mogę uprzedzić nowych nauczycieli, jakie są twoje życzenia. Ale zgłoś
się do Siedmioboju. Idź, lekcje dopiero się skończyły, może zastaniesz jeszcze
McGonagall w klasie – odrzekł.
Cóż,
nie zostało mi nic innego, jak pożegnać się i odejść. Mistrzowi Eliksirów
bardzo zależało na tym, by Hogwart wygrał. To potwierdziłoby, że lepiej rządzi
szkołą niż jego poprzednik. I w sumie mu się nie dziwię. Według mnie był lepszy. Udałam się do klasy
transmutacji. McGonagall porządkowała właśnie jakieś papiery, kiedy weszłam do
środka. Nawet nie podniosła głowy; chyba poznała mnie po krokach.
-
Przyszłaś się zapisać na listę, tak? – zapytała, zanim otworzyłam usta. –
Jesteś już dwudziesta, nie przypuszczałam, że przy obecnym składzie grona
pedagogicznego będzie takie zainteresowanie… i to w większości wśród uczniów z
mojego domu.
-
No tak. To dziękuję i dowidzenia.
Opuściłam
klasę, analizując słowa McGonagall. Gryfoni z pewnością nie chcieli przynieść
chwały Snape’owi. Zależało im bardziej na pokazaniu, że nie tylko wychowankowie
z Domu Węża są najlepsi. Dziwi mnie jednak, że mieli nadzieję na zostanie
reprezentantami. Z tak stronniczym i… nie oszukujmy się, wpływowym dyrektorem, może nim zostać tylko Ślizgoni.
*
Nadszedł piątkowy wieczór, lista u
profesor McGonagall została zamknięta, a liczyła dokładnie sześćdziesiąt siedem
osób. Profesorowie zebrali się w pokoju nauczycielskim, aby wybrać
odpowiedniego reprezentanta. Każdy się domyślał, że wybory są ustawione, ale
każdy bał się odezwać. Nawet Slughorn, nowy opiekun Ślizgonów milczał,
utraciwszy swój zwykły dobry humor. Kiedy wybiła godzina dwudziesta druga,
dyrektor powstał i rozwinął długą listę.
-
Z sześćdziesięciu siedmiu osób musimy wybrać dwie: reprezentanta i jego
sekundanta. Z tego, co widzę, należy wykluczyć wszystkich uczniów poniżej
czwartej klasy, ponieważ zbyt mało jeszcze potrafią.
-
A jaką mamy gwarancję, że wybór reprezentanta nie zostanie sfałszowany? –
zapytała spokojnie profesor McGonagall. Snape sięgnął za pazuchę; wszyscy
zgromadzeni tutaj poruszyli się niespokojnie, myśląc, że za chwilę wyciągnie
różdżkę, ale w jego ręku pojawił się złoty pręt.
-
Dzięki temu. Drogą eliminacji dojdziemy do piętnastu osób, potem użyjemy wykrywacza.
W takim razie zaczniemy już – stuknął swoją różdżką w listę, która uniosła się
w powietrze. Zniknęła z niej co najmniej połowa nazwisk. Mistrz Eliksirów
szybko podliczył je, po czym oświadczył: - Po usunięciu osób niekompetentnych
pozostało nam trzydzieści jeden osób. Sądzę, że po Turnieju Trójmagicznym nie
chcemy więcej ofiar, dlatego zlikwidujemy też wszystkich Puchonów. To dla ich
dobra, Pomono.
Podłość
w jego głosie była całkowicie nieukryta. Uśmiechnął się złośliwie, patrząc na
profesor Sprout, która groźnie zmarszczyła czoło, a jej nigdy nieregulowane
brwi nastroszyły się lekko. Jeszcze pięć nazwisk zniknęło z listy, a dyrektor
przejechał czubkiem złotego, magicznego wskaźnika po dwudziestu sześciu
punktach. Pergamin zadrżał, a dwa nazwiska rozjarzyły się błękitnym blaskiem. Snape
zmrużył lekko oczy, jakby widok ten go mocno obraził.
-
Cóż, co do reprezentanta nie miałem wątpliwości… Sophie Serpens, owszem. Ale
sekundant… Neville Longbottom. Mam pewne zastrzeżenia co do niego. Po pierwsze,
dość słabe postępy w magii, po drugie… dwunasty raz trafił do mnie za karygodne
zachowanie, a jest dopiero piątek. Jestem w stanie przyjąć kogoś z Gryffindoru,
naturalnie, ale musi to być osoba z nienagannym zachowaniem…
-
A zachowanie Sophie jest zgodne ze statutem szkoły? – wpadła mu w słowo
McGonagall. Wyglądała na naprawdę wściekłą. Jej brwi stworzyły jedną, ciemną
kreskę, a wargi zacisnęły się mocno. - - To nie jest jego wina, że dzień w
dzień jest wieszany łańcuchami za ręce pod sufitem.
-
Czy pani podważa moją decyzję, pani profesor McGonagall? W takim razie może tak
panią powiesimy za ręce? – zaproponował, a Carrowowie zachichotali. – Proponuję
wybrać kogoś innego. Są jakieś sugestię?
Każdy
bał się odezwać, aby nie podpaść dyrektorowi. Ten zaczął się przechadzać po
pokoju nauczycielskim; podał listę potencjalnych uczestników profesorowi
Slughornowi.
-
Proszę zaznaczyć przy wybranym nazwisku krzyżyk – oświadczył, obchodząc dookoła
stół. Kartka pergaminu szybko trafiła z powrotem do Mistrza Eliksirów, który
zerknął na nią i uśmiechnął się. Nazwisko Neville’a Longbottoma zniknęło, a
najwięcej plusików stało przy numerze dziesiątym. – Proszę, proszę, a jednak
potraficie w miarę jednogłośnie zadecydować. Sekundantem Sophie zostanie Otto
Pius z Ravenclawu, z rocznika szóstego, czy wszyscy się zgadzają? To
znajomicie, ale nie sądzę, by nasz olimpijczyk z Konkursu Zielarzy choć raz
zastąpił Sophie. Gratuluję uczennicy, Horacy. A teraz przejdźmy do wyboru
nauczyciela. Zajmijmy się tylko sekundantem, ponieważ reprezentanta już mamy.
Jutro zostanie on przedstawiony, kiedy przyjadą dyrektorzy pozostałych sześciu
szkół. Ja pragnę osobiście zaproponować profesora Horacego Slughorna, to
wspaniały nauczyciel, ale i czarodziej.
Skłonił
lekko w jego stronę głowę. Wielkie, siwe wąsy nauczyciela zatrzęsły się lekko,
jakby w uśmiechu. Przez moment nikt się nie odzywał, w końcu jednak McGonagall
uniosła rękę, jak do głosowania. Za nią poszła reszta profesorów. Snape
uśmiechnął się lekko.
-
Cieszę się, że jesteśmy tak jednomyślni. Spotkanie uważam za zamknięte.
Zwinął
listę, wsunął ją do kieszeni i opuścił komnatę.
*
Nadszedł dzień ogłoszenia nazwisk
reprezentantów. Pod wieczór przybyli dyrektorowie pozostałych sześciu szkół,
ale żaden uczeń nie mógł ich zobaczyć, ponieważ Snape ugościł ich w swoim
gabinecie.
-
Jestem strasznie ciekawa, który nauczyciel weźmie udział w Siedmioboju.
McGonagall na pewno nie, ona najbardziej stawia się Snape’owi. Tak myślałam, że
może Slughorn? – mruknęłam, kiedy z Draconem i Sapphire szliśmy do Wielkiej
Sali na kolację.
-
Ja sądzę, że to będzie Trelawney. Będzie przepowiadać następny ruch przeciwnika
– stwierdził Malfoy, a Killer wybuchnęła śmiechem.
-
Dobra, dobra, najlepiej Filch.
Wkroczyliśmy
do wypełnionej już do połowy Wielkiej Sali i zajęliśmy swoje miejsca. Do
rozpoczęcia uczty pozostało jeszcze kilka minut, uczniowie, mimo surowego
reżimu, byli niezwykle podekscytowani. Dla mnie w sumie było to coś
interesującego, w końcu nie codziennie w szkole odbywa się takie
przedsięwzięcie. Sapphire szturchnęła mnie z całej siły łokciem w ramię.
-
Spójrz, idą już – wysyczała.
Kiedy
tylko wkroczył Snape, wszyscy momentalnie ucichły. Wystarczył tydzień, aby w
szkole zapanowała idealna dyscyplina. Nawet za czasów Umbridge nie było takiego
spokoju. Do stołu nauczycielskiego dostawiono siedem krzeseł, które właśnie
zajmowali nasi goście. Pośród starszych czarodziejów i czarownic zobaczyłam
młodą postać mężczyzny.
-
Sophie, czy to… Barty? – zapytała Sapphire, przyglądając mu się uważnie, mrużąc
oczy.
-
Wygląda tak, jak on, ale co by tutaj robił? – mruknęłam. – Dziwna sprawa.
Zupełnie
nie miałam pojęcia, co on tutaj robił. Crouch wszak był Śmierciożercą znanym i
poważanym, zwykle nie pojawiał się w takich miejscach jak Hogwart, podobnie jak
sam Voldemort. Ciekawa byłam, co tutaj robił, nic mi nie powiedział, że miał w
planach powrót do szkoły.
-
Powitajmy teraz dyrektorów szkół biorących udział w Siedmioboju Magicznym –
przemówił Mistrz Eliksirów. – Ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym
przedstawić pewne zmiany, które zaszły w naszym gronie pedagogicznym. Profesor
Carrow, który uczył obrony przed czarną magią, postanowił zająć się jedynie
kontrolowaniem przestrzegania regulaminu, jego miejsce zaś zajmie Bartemiusz
Crouch.
Rozległy
się oklaski, a Śmierciożerca wstał, ukłonił się krótko z uśmiechem na twarzy i
z powrotem usiadł. Zauważyłam, że większość uczniów nie biła braw dlatego, że
go lubili. Po prostu cieszyli się, że Amycus Carrow nie będzie ich uczył.
-
Barty nauczycielem? – zapytała mnie Sapphire, kiedy oklaski ucichły. – Nie
powiedział ci?
Potrząsnęłam
głową, naprawdę zadziwiona tą wiadomością. Bartemiusz chyba też o tym nic nie
wiedział wcześniej, bo przecież Snape nie zatrudniłby na to stanowisko Carrowa.
-
Profesor Crouch będzie także pomagał naszemu reprezentantowi, jego zastępcą zaś
zostanie Horacy Slughorn – dodał dyrektor, a w Wielkiej Sali znów wybuchł
aplauz, tym razem szczery. Severus musiał unieść wielką, smukłą rękę, aby
uciszyć uczniów. – Tak. A teraz przejdźmy do tych ogłoszeń, na które
czekaliśmy. Powitajmy więc dyrektorkę z Akademii Magii Beauxbatons, madame
Maxime, dyrektora Romanowa Georgijowa, dyrektora Wizard’s College, profesora
Dariusa House’a, dyrektorkę Reigi Sakusha panią Roshikę Yoki, panią dyrektor Magia
Escola Juannę Davila oraz pana Silvo Marduh ze szkoły Parashikon në Pyll.
Po
każdym wypowiedzianym nazwisku w sali rozbrzmiewały oklaski. Czyli wychodzi na
to, że tegorocznymi uczestnikami w Siedmioboju Magicznym są szkoły z Bułgarii,
Francji, Stanów Zjednoczonych, Japonii, Portugalii, Albanii i… Polski. Muszę
przyznać, że jest się czym chwalić, choć z tego, co wiem, to każde zadanie
odbywać się będzie w innej szkole.
- Pierwsze zadanie
odbędzie się trzydziestego września w Wizard’s College, gdzie wszyscy
wybierzemy się za pomocą proszku Fiuu… ale o tym później. Jestem pewien, że z
niecierpliwością czekacie na wiadomość, kto zostanie głównym reprezentantem
Hogwartu. Grono pedagogiczne było w stu procentach zgodne, aby mianować nim
Sophie Serpens ze Slytherinu…
Jego głos utonął w
oklaskach, które najgłośniej rozbrzmiały przy stole Domu Węża. Wstałam z
szerokim uśmiechem i ukłoniłam się lekko. Nie ucieszyłam się prawie w ogóle,
głównie dlatego, że przewidywałam właśnie taki przebieg zdarzeń. Stuprocentowa
zgoda wśród nauczycieli. Raczej wątpię. Ze Snape’em w dyrekcji raczej nie
sądzę, aby oni wszyscy zgadzali się z jego decyzją. Usiadłam, a ten gestem ręki
znów uciszył uczniów, aby dokończyć:
- … sekundantem zaś
zostanie Otto Pius z Ravenclawu. Naszych reprezentantów zapraszamy do komnaty
przyległej do Wielkiej Sali, ale zanim zapoznają się z zasadami Siedmioboju,
zapraszam wszystkich na ucztę.
Na stołach pojawiły się
potrawy, a wśród uczniów zapanowała luźniejsza atmosfera. Wszyscy wiedzieliśmy,
że Snape nie będzie nas karał przy dyrektorach innych szkół, więc czuli swego
rodzaju… bezpieczeństwo.
- Wiedziałam, że cię
wybiorą. Jesteś przecież skillmagiem, nie? – powiedziała Ashley, która
siedziała naprzeciwko mnie.
- Cicho, musisz o tym
trąbić? – wysyczałam, rozglądając się dookoła. – Nie wszystkim musisz o tym
przypominać. Myślisz, że za takie coś mogą mnie zdyskwalifikować?
Sapphire wzruszyła
ramionami.
- A czy ja wiem? To nie
twoja wina, że się taka urodziłaś – mruknęła, wodząc leniwie wzrokiem po
siedzących przy stole nauczycielskich osobach. – Ciekawa jestem, jakim
nauczycielem będzie Barty. Odszedł jeden Śmierciożerca, aby uczył nas drugi?
- Barty zna się na czarnej
magii, będzie świetnym nauczycielem.
Snape wezwał mnie i mojego sekundanta do komnaty, a resztę
uczniów odesłał do swoich dormitoriów. W pomieszczeniu zebrali się wszyscy
dyrektorzy szkół oraz nauczyciele. Amycus Carrow, mimo że nie uczył już
przedmiotu, czaił się w ciemnym kącie. Przyjrzałam się przybyłym gościom.
Profesor House musiał być mniej więcej w wieku Dumbledore’a, ale miał jedynie
krótką, ciemnoszarą brodę, pomarszczoną, suchą niczym pergamin skórę i
podkrążone, ciemne oczy. Ubrany był w granatową szatę, na głowie zaś miał
elegancką tiarę. Niczym się nie wyróżniał, w przeciwieństwie do dyrektorki
japońskiej szkoły. Ona również była stara, ale siwe włosy zaczesane miała w
kok, do którego upięte miała czerwone wstążki, usta pomalowane szkarłatną
szminką, a ubrana była w barwną szatę czarownicy, trochę przypominającej
kimono. Dyrektorem Durmstrangu zaś okazał się prawdopodobnie rówieśnik Snape’a.
Miał ciemniejszą, śniadą skórę, krótkie, szczecinowate włosy i bardzo wrogie
spojrzenie niebieskich oczu. Portugalska szkoła zaś posiadała niezwykle
atrakcyjną dyrektorkę w wieku pięćdziesięciu lat. Mimo wieku, wcale nie
wyglądała tak staro. Była opalona, długie, ciemne loki opadały jej na łopatki,
spod pomalowanych zielonym cieniem do powiek patrzyły wielkie, brązowe oczy.
Była też bardzo wysoka, ubrana w błękitną szatę. Dyrektor Parashikon në Pyll
nie wyróżniał się niczym specjalnym, posiadał jedynie siwiejącą brodę splecioną
w dwa grube warkocze. Musiał mieć około sześćdziesięciu lat.
Snape podszedł do mnie,
aby uścisnąć moją dłoń.
- Gratuluję, Sophie. Wiem,
że dobrze się spiszesz – zwrócił się do mnie. – Dwudziestego dziewiątego
września udamy się do Wizard’s College. Profesor House przybliży ci teraz, co
będziesz musiała zrobić.
- Ja przepraszam, ale
waszi język jest… eee… trudni… - odezwał się. Głos miał niesamowicie miękki,
mówił jednak niewyraźnie i trudno go było zrozumieć. – Razem z inny repro-senti-nta-nmi
poskromi swoji smoka, by w drugi zmagani mogła się na nim latać.
Pokiwałam głową.
- A do czego potrzebny
jest mi nauczyciel? – zapytałam Snape’a. – Dam sobie radę sama.
- Profesor Crouch będzie z
tobą, jeśli miałabyś trudności – kąciki warg Mistrza Eliksirów drgnęły lekko. –
Masz jakieś pytanie?
Pokręciłam głową, więc
Severus pozwolił mi już sobie iść. Opuściłam komnatę razem z moim sekundantem,
ale tylko po to, aby oprzeć się plecami o zimną, kamienną ścianę. Pius poszedł
sobie do swojego dormitorium. Nie znałam go. I nie zamierzałam go poznawać.
Siedmiobój zamierzałam sama przetrwać. Bez żadnej pomocy sekundanta.
Po jakimś kwadransie z komnaty wyszli wszyscy dyrektorzy i
nauczyciele. Barty rozmawiał na końcu tego pochodu ze Snape’em. Chwyciłam go za
rękę i przytrzymałam ją.
- Później sobie
porozmawiacie, teraz Barty należy tylko do mnie. Dyrektorze… - zasalutowałam mu
z przesadną grzecznością, po czym poprowadziłam Croucha w stronę schodów. Kiedy
tylko goście Snape’a zniknęli nam z oczu, natychmiast na niego naskoczyłam: -
Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zostałeś mianowany na nauczyciela?
- Nic o tym nie
wiedziałem. Czarny Pan powiedział mi, że skarżysz się na Carrowa, więc kazał
Severusowi zatrudnić kogoś innego. Padło na mnie. Nie cieszysz się?
- Cieszę, teraz będziemy
się często widywać. No… i wychodzi na to, że mam romans z nauczycielem –
odparłam z uśmiechem i objęłam go ręką w pasie. – To podniecające.
Udaliśmy się do jego
komnaty przyległej do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią. Po środku
stały tylko dwie walizki, co świadczyło o tym, że musiał dopiero co przybyć do
Hogwartu. Tęskniłam za jego bliskością, dlatego entuzjastycznie odpowiedziałam
na jego pocałunek, kiedy pochylił się nade mną, a jego wargi dotknęły moich.
Dawno już nie byliśmy tak blisko siebie, ale ja planowałam tej nocy znaleźć się
jeszcze bliżej. Prędko zdjął mi szatę, z twarzą przyciśniętą do mojej szyi.
Jego ręce przesuwały się powoli po moim ciele. Czułam, że pragnął zrobić to
szybko, dawno nie spędziliśmy razem nocy. Nic dziwnego, że mu tego brakowało.
Mnie zresztą też. Crouch położył mnie na łóżku. Było o wiele mnie wygodne od
tych, do których byłam przyzwyczajona, ale w obecnej chwili ważniejsze było to,
co teraz oboje zamierzaliśmy. Leżałam u wezgłowia i przyglądałam się, jak
Bartemiusz szybko rozbiera się. Przysunęłam się do niego z zachęcającym
uśmiechem, chwilę potem poczułam zapomniane już uczucie posiadania w sobie
mężczyzny. Chciałam z nim spędzić całą noc, ale byliśmy w szkole, nie mogłam zwracać
na nasz związek zbyt dużej uwagi. Z drugiej strony bałam się, że uczennice
zaczną się nam interesować, a wtedy nie wiem, czy mogłabym to spokojnie znieść.
Jęknęłam przeciągle,
chwilę potem zrobił to Barty, zaciskając dookoła moich nadgarstków palce. Jego
ciało rozluźniło się, drżące i zlane potem. Pogładziłam troskliwie jego jasne
włosy i unoszące się ciężko plecy.
- Barty, będziesz ze mną
cały czas? – mruknęłam. – Teraz, kiedy jesteś już nauczycielem… Hmm?
Pocałował mnie w policzek
i oparł głowę o moje piersi.
- Zostanę, zostanę. Jeśli
chcesz, możesz tutaj spać. Ale nie możemy tutaj zachowywać się tak, jak w domu.
Snape nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy razem, ale lepiej nie gorszyć
uczniów.
- Dobrze. Rano wyjdę.
~*~
Miałam dodać to o wiele
wcześniej, ale mam dużo nauki i w ogóle… No. Nie mam obecnie czasu na zmianę
szablonu na bohaterach i dodanie nowych, więc dam w weekend, ok.? Spieszę się,
więc prędko Was informuję i idę się uczyć z angielskiego. Dedykacja dla Kiry :*